niedziela, 25 stycznia 2015

5 ROZDZIAŁ

Leżałam na kanapie, przykryta ciepłym bawełnianym kocem i oglądałam w telewizji komedię romantyczną. W tym roku nadzwyczajnie szybko minęły mi Święta Bożego Narodzenia, być może i dlatego, że ostatnie ich dni spędziłam na bezczynnym siedzeniu w domu i użalaniem się nad sobą. Mimo przeciwności losu zrozumiałam, że powinnam zacząć pisać swoją nową książkę życiową, gdzie nie będzie miejsca na przeszłość i nurtujące wspomnienia. Chcę być wreszcie naprawdę szczęśliwa i wierzę, że mi się uda. 
Nagle usłyszałam przekręcający się zamek w drzwiach, a po chwili w progu stanęła uśmiechnięta i lekko zaskoczona blondynka. W jednej ręce trzymała wielką reklamówkę z różnorodnym prowiantem, a w drugiej ciągnęła za sobą dużych rozmiarów walizkę w kolorze maliny.
-Iga!-wstałam i mocno ją do siebie przytuliłam.
Potrzebowałam wsparcia i czyjejś bliskości, a ona była jedyną osobą, która mogła mnie ją obdarzyć.
-Udusisz mnie-zaśmiała się cicho, a ja rozluźniłam uścisk. -Spokojnie, zaraz mi wszystko opowiesz.
Westchnęłam cicho, usiadłam na drewnianym krześle w kuchni i przyglądałam się przyjaciółce, która krzątała się po pomieszczeniu wkładając do odpowiednich szafek przywiezione od rodziny jedzenie.
Ostatnią rzeczą jaką teraz pragnęłam było powracanie do minionych wydarzeń  sprzed dwóch dni.
-Mów, jak było-posłała w moją stronę ciepły uśmiech i zajęła miejsce na przeciwko mnie.
Spojrzałam na nią krzywo i utkwiłam wzrok w śnieżno białym obrusie. Nie wiedziałam czy skłamać, czy jednak powiedzieć prawdę. W końcu była dla mnie bardzo ważna i nie chciałam jej okłamywać. Zdawałam sobie sprawę, że gdyby role się odwróciły ona nie ukrywała by przede mną niczego. Wręcz przeciwnie, zdradziła wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.  
-Bo wiesz...-zaczęłam bawić się palcami swojej dłoni nie zważając na jej zaniepokojone spojrzenie. -Na początku wydawało mi się, że w końcu spędzę te święta w gronie rodzinnym, ale jak zwykle się przeliczyłam. Nie umiem sobie z tą przeszłością radzić. Ona wraca z dwojoną siłą.
-Ale co się stało?-złapała mnie delikatnie za rękę.
-Mama sobie kogoś znalazła.
-To chyba dobrze, nie sądzisz?-skrzywiła się delikatnie. -Wydaje mi się, że powinnaś cieszyć się ze szczęścia swojej rodzicielki. Nie każda kobieta byłaby w stanie pozbierać się i na nowo zaufać jakiemuś mężczyźnie.
-Chyba masz rację-pokiwałam twierdząco głową.
 Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak oschle potraktowałam pana Artura i jego córkę, kiedy oni próbowali być mili i nawiązać jakikolwiek kontakt. Jak zwykle musiałam wszystko popsuć i mierzyć każdego swoją własną miarą. Blanka, czasu nie cofniesz. Możesz jedynie naprawić błędy. 
-Zmęczona jestem. Później pogadamy-współlokatorka mrugnęła do mnie okiem i poklepała pokrzepiająco po plecach. -Tobie też radziłabym już się położyć. Wyglądasz, jak wrak człowieka.
Wystawiłam w jej stronę język i wstałam z miejsca przenosząc wzrok na białą kopertę znajdującą się na blacie.
-Zapomniałabym!-uderzyła się otwartą dłonią w czoło i podbiegła do owej makulatury. -Przyszedł list do Ciebie-wręczyła mi go i zniknęła za drzwiami łazienki.
Zdziwiona otworzyłam  i wyjęłam jasno różową karteczkę. Rozłożyłam ją i zaczęłam głośno czytać.

Serdecznie chciałbym zaprosić Ciebie Blanko Radecka byś towarzyszyła mi na ślubie mojej siostry. Dnia 27 grudnia 2014 roku. Bądź gotowa na czternastą. 
Paweł. 


Opadłam zrezygnowana na łóżko. Przez natłok problemów zupełnie zapomniałam o tym weselu, a przecież ono było już jutro. Najchętniej w świecie zostałabym w domu i udała obłożnie chorą. Niestety, nie miałam serca mu odmówić, gdyż zdawałam sobie sprawę jakie to dla niego bardzo ważne. W końcu przyjaźniliśmy się od lat i nie chciałam go zawieźć. On zawsze starał się mi pomóc, jak tylko mógł, więc musiałam mu się odpłacić tym samym.
Po chwili Morfeusz zabrał mnie w swoje ramiona.

Obudziłam się około godziny ósmej, co było do mnie wręcz nie podobne, gdyż zawsze lubiłam długo spać, a zwłaszcza w weekendy. Niestety powodem mojej szybkiej pobudki były promienie słoneczne, które przedzierały się przez szybę, i rozjaśniały całe pomieszczenie, jakby chciały pobudzić je do życia. Próbowałam jeszcze przez chwilę ponownie zasnąć, ale za każdym razem moje starania były nieudolne. Po długich męczarniach wstałam i zaczęłam się rozciągać. Na myśl o dzisiejszym weselu miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Sama nie wiem, dlaczego tak sceptycznie do tego wszystkiego podchodziłam. Może właśnie to i lepiej, jeśli się wybawię i choć jeden jedyny raz wyszaleję za wszystkie czasy?
Złożyłam legowisko i udałam się w kierunku kuchni.
-Ty już nie śpisz?-usłyszałam głos przyjaciółki dochodzący z salonu.
-Jakoś nie mogę-wzruszyłam ramionami i włączyłam czajnik. -Pamiętasz jak ci mówiłam, że Paweł prosił mnie bym z nim poszła na ślub?
-Pamiętam!-odkrzyknęła.
-On jest dzisiaj-zalałam wrzątkiem wody kubek i wsypałam do niego herbatę oraz ukroiłam plasterek cytryny.
-Mówisz to tak spokojnie?-przyjaciółka znalazła się obok mnie i prześwidrowała mnie wzrokiem. -Trzeba cie zrobić na bóstwo!
Wywróciłam oczami i rozłożyłam się na kanapie trzymając w dłoniach wciąż gorący napój. Gdy w tym samym czasie Iga biegała załamana po pokojach i szukała odpowiedniej stylizacji. Nie rozumiałam jej zbytnio, do owej godziny było jeszcze sporo czasu, a zamartwianie się na zapas przyprawiło by mnie tylko o ból głowy. W końcu po długich namowach współlokatorki zaczęłam się przygotowywać. Ubrałam sukienkę, którą mi poleciła (link), wymalowałam się i uczesałam. (link).
Nim się obejrzałam zegar wskazał godzinę 14, a pod naszą obskurną kamienicę podjechało czarne BMV. Chwyciłam w biegu torebkę, narzuciłam na plecy płaszczyk i wyszłam z mieszkania. Kierowałam się w stronę Pawła, który stał oparty o maskę samochodu i przyglądał się mi uważnie, a na jego twarz wkradł się nieśmiały uśmiech. Ubrany był w czarny garnitur podkreślający jego muskularne ciało i granatowy krawat, który idealnie z nim współgrał.
-Ślicznie wyglądasz-musnął delikatnie mój policzek i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
Zawstydzona uniosłam kąciki ust ku górze i zapięłam pas. Musiałam przyznać, że naprawdę przystojnie się prezentował, a pod jego przeszywającym spojrzeniem czułam, jak rumieniec intensywnie oblewał moje policzki.
-Dziękuję, że się zgodziłaś-po raz kolejny już w czasie jazdy odwrócił się w moją stronę i poruszał zabawnie brwiami. -To dla mnie dużo znaczy, bo wiem, że mogę na Ciebie liczyć.
-Drobiazg-poprawiłam się w fotelu i oparłam głowę o szybę przyglądając się krajobrazowi za oknem.
Śnieg zaczął topnieć pozostawiając po sobie wielkie kałuże i błoto. Słońce mocniej przygrzewało, a niebo było prawie, że bezchmurne i błękitne. Wiatr lekko kołysał gałęziami drzew, jakby chciał otulić je do snu.
-Już jesteśmy-z zamyślenia wyrwał mnie męski głos.
Wysiadłam z auta i stanęłam przed ogromnym beżowym lokalem.
-Twoja siostra bierze cywilny, czy kościelny ślub?-zmrużyłam oczy i założyłam ręce na piersi.
-Oszczędziłem nam tej całej szopki-objął mnie ramieniem i delikatnie popchał w stronę drzwi wejściowych.
Przez chwilę wydawało mi się, że się przesłyszałam. Zawsze uważałam go za przykładnego i uczciwego człowieka, a co najważniejsze nigdy nie zachowującego się w taki bezpośredni sposób. W moich oczach na zawsze pozostawał jako nieśmiały, dobrze uczący się chłopak.
Weszliśmy na salę, gdzie znajdowali się już zaproszeni goście oraz para młoda. Na wprost stała dużych rozmiarów scena, na której zagościli już jacyś młodzi piosenkarze szczycąc nas przebojami Disco Polo. Pod ścianą poukładane były stoliki wraz z krzesłami tworząc jeden zwarty szereg. Gdy tylko przekroczyliśmy próg poczułam na sobie wzrok zgromadzonych. Próbowałam się tym nie przejmować i zajęłam wolne miejsce obok Pawła. Nie minęło kilka minut, a wszyscy zaczęli się z nami witać i zasypywać pytaniami. Jak zwykle siedziałam cicho i tylko przysłuchiwałam się wywodom przyjaciela. Co najdziwniejsze, jego rodzina myślała, że jesteśmy parą. Poczułam się dość niezręcznie, gdyż on nie zaprzeczał, a nawet jeszcze bardziej utwierdzał ich w tej myśli. Miałam ochotę wyjść stamtąd i poważnie się z nim rozmówić.
Blanka, nie zrobisz tego teraz. Niestety, jesteś zbyt nieśmiała. 

Po jakiś siedmiu godzinach zabawa trwała w najlepsze. Alkohol lał się strumieniami i tak naprawdę nikt się nie oszczędzał. Nawet ja. Pierwszy raz w życiu nie siedziałam samotnie przy stoliku, by obserwować tańczące pary. Jest postęp, Blanka. Gdy kierowałam się w stronę stolika, by odrobinę odpocząć, gdyż moje nogi już dawno odmówiły posłuszeństwa.zostałam zatrzymana przez mocno wstawionego Pawła. Wyszczerzył się do mnie i objął mnie w pasie silnie do siebie przyciągając.
-Za chwilkę-mruknęłam chcąc wyrwać mu się z objęć. -Jestem zmęczona.
Spojrzałam na niego błagalnie, lecz wydawało mi się, jakbym rozmawiała ze ścianą. Zaczął posuwać się do śmielszych czynów, przez co wprowadził mnie w osłupienie. Obsypywał pocałunkami moje usta, ramiona, dekolt i szyję. Pomimo moich sprzeciwów wsunął jedną dłoń pod sukienkę i sunął nią w dół zatrzymując się na udach.
-Dość-fuknęłam i popchałam go mocno.
-Wiem, że tego chcesz, Blanuś-mruknął zadowolony i ścisnął mój nadgarstek. -Pragniesz tego równie mocno, co ja.
Nie wytrzymałam. Spoliczkowałam go z całych sił i roztrzęsiona wybiegłam natychmiast z lokalu. Słona ciecz gromadziła mi się w oczach i spływała strumieniami po policzkach rozmazując mój idealny makijaż i obraz przed sobą. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego następna osoba musiała mnie znów tak mocno zranić? Tysiąc pytań kłębiło mi się w głowie, a ja na żadne nie potrafiłam odnaleźć odpowiedzi.
Zatrzymałam się w ciemnym parku i usiadłam na drewnianej ławce. Przysunęłam do siebie kolana i oparłam o nie brodę. Kolejny raz czułam się bezsilna.
-Życie jest do dupy!-wyszlochałam.
-Masz rację-usłyszałam męski głos, więc zerwałam się i zaczęłam rozglądać na różne strony. -Spokojnie, nie chce ci zrobić krzywdy.
Wytężyłam wzrok i ujrzałam wysokiego, zakapturzonego mężczyznę przyglądającego mi się z powagą. Westchnęłam i wróciłam na miejsce nie zwracając na niego większej uwagi. Po chwili poczułam, jak siedzisko ugina się pod czyimś niemałym ciężarem.
-Bardzo ładnie wyglądasz. W sam raz na jakiś balet, czy coś-odwróciłam się w jego stronę i zmarszczyłam brwi.
-Nie twój interes-warknęłam i po raz kolejny zalałam się łzami.
-Karol jestem-wyciągnął do mnie swoją długą rękę i uśmiechnął się cwaniacko.
Zaczął mnie intrygować. Był namolny i denerwujący, ale mimo wszystko chciałam z nim nawiązać jakikolwiek kontakt.
-Blanka-uścisnęłam ją i utkwiłam wzrok w jego tęczówkach.
Niestety przez to, że było strasznie ciemno prawie nic nie widziałam. Nawet lampy nie pomagały zwiększyć widoczności.
-No więc, Blanko-objął mnie ramieniem. -Opowiadaj, co się wydarzyło.
-Nie będę rozmawiać-mruknęłam spoglądając na granatowe niebo pokryte lśniącymi gwiazdami.
-Możemy siedzieć-parsknął śmiechem.
Nie wiem co mną kierowało, ale wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka. Być może tego właśnie było mi trzeba, zwykłej beztroskiej bliskości. Nie długo musiałam czekać na jego reakcję. Objął mnie szczelnie i mocniej do siebie przycisnął. Przymknęłam powieki i napawałam się wonią jego perfum.
-Już dobrze-szepnął i pogłaskał mnie delikatnie po rozczochranych włosach.
-Przepraszam-niechętnie się od niego oderwałam i dłonią powycierałam spływającą ciecz z policzków.
-Nic się nie stało-mrugnął do mnie okiem. -To było miłe.
Pokiwałam z niedowierzaniem głową i wstałam z miejsca chwiejąc się lekko. Chciałam już wrócić do mieszkania, zamknąć się w swoim pokoju i wypłakać w poduszkę.
-Stój!-dogonił mnie i położył swoje wielkie łapska na moich biodrach. -Nie pozwolę ci samej wracać. Jestem za Ciebie odpowiedzialny.
-Nie potrzebuje niańki. Dobrze wiem, gdzie mieszkam-uparłam się i zaczęłam iść.
Wiedziałam, że kieruje się za mną i wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, czułam się przez to bezpieczniej i raźniej.
-Opowiedz mi coś o sobie-dotrzymał mi kroku i schował ręce do kieszeni.
Po długim namyśle zaczęłam mu po kolei wszystko mówić. Pierwszy raz otwierałam się tak przed obcą osobą i nie było mi z tym źle. Zresztą, on też nie był mi dłużny. Dowiedziałam się, że jest sławnym siatkarzem i gra w reprezentacji Polski. Przez chwilę pragnęłam spytać się go o Michała Winiarskiego, lecz szybko te myśli wymazałam z głowy. Nie chciałam wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń.
-Już sobie dalej poradzę-uśmiechnęłam się stojąc przed znaną kamienicą. -Dziękuję, za wszystko.
-Zawsze do usług-ukłonił się przede mną i złożył czuły pocałunek na moim policzku. -Do zobaczenia!
Pomachał mi i zawrócił w inną uliczkę. Wpatrywałam się w jego postać, do czasu gdy zniknął za rogiem. Koniuszkami palców dotknęłam miejsca, na którym pozostawił mokry ślad swoich warg. Polubiłam go, naprawdę go polubiłam. Wydawał się być miły, sympatyczny i co najważniejsze nie próbował mnie wykorzystać. Jakaś wewnętrzna dusza chciała zatrzymać go przy sobie i na zawsze utonąć w jego ciepłym uścisku. Nie oszukujmy się, też tego pragnęłam. Blanka, ty kompletnie zwariowałaś! 
____________________________________________________________________

Następny oddaję w Wasze ręce. Nie wiem czemu, ale pisało mi się go jak po gruzach i jakoś mi się on nie podoba :// Ale ocenianie zostawiam Wam. :)
W życiu Blanki pojawia się pewien przystojniak, którego na pewno bardzo dobrze znacie. :D
Dziękuję wszystkim za tyle wyświetleń i komentarzy. Jesteście jedyne w swoim rodzaju! :3
Mam nadzieję, że i tym razem Was nie zawiodłam.
Pozdrawiam! ;* 

sobota, 17 stycznia 2015

4 ROZDZIAŁ

Wspomnienia są, jak bumerang- zawsze wracają. Przeważnie ze zdwojoną siłą zadając nam więcej bólu. Są też jak książka, którą można czytać wiele razy, wertować strona po stronie, a także odłożyć na półkę i wrócić do niej, kiedy będziemy mieli na to ochotę. Niestety, czasem powrót bywa bolesny. 
I w moim przypadku również tak było. Przeglądam chyba z tysięczny raz swój pożółkły ze starości tom bagaży życiowych z przeszłości. Niektóre strony czas zamazał wylewając na nie herbatę. Ukradł mi też kilka kartek, o których już dawno zapomniałam. A być może powinnam pamiętać, gdyż zawierały jedne z nielicznych radosnych zapisków. A jednak wciąż do niej wracam. Nie z własnej woli, nieumyślnie, ale wracam. A co jeżeli to dziś nadszedł moment by stawić czoło wcześniejszym wydarzeniom? By wymazać je z pamięci i już nigdy nie cofać się wstecz. Prawdopodobnie warto by było przestać wertować ją strona po stronie i zacząć pisać nową. Marząc, że życie dopisze szczęśliwsze zakończenie.

Gdy wjeżdżałam na podwórko, cała ma dotychczasowa odwaga i chęć rozprawienia się z minionymi latami prysnęła, jak bańka mydlana. Czułam, jak mój żołądek mocno się ściska, a do gardła podchodzi wielka gula, przez którą nie mogłam wydobyć ani jednego słowa. Próbowałam w myślach ułożyć scenariusz naszego spotkania., lecz za każdym razem był on czarny, jak węgiel. Biłam się w pierś za swój pesymizm. Dlaczego choć raz nie umiem się uśmiechnąć i iść z godnie podniesioną głową, jakby nic się nie stało? Zrobić dobrą minę, do złej gry? Blanka, kogo chcesz oszukać? Jesteś słabą aktorką. 
Odetchnęłam głęboko, wysiadłam z samochodu przyglądając się jeszcze w szybie i wyjęłam z bagażnika walizkę.Ujarzmiłam swoje kasztanowe włosy, które jak na złość odmawiały w dzisiejszym dniu posłuszeństwa. i skierowałam się w stronę ogromnego ciemnoszarego budynku (link), którego jeszcze nie tak dawno nienawidziłam i bałam się przychodzić. Uciekałam, jak najdalej, a zazwyczaj moim azylem był mały zniszczony oraz opuszczony domek na drzewie znajdujący się kilkadziesiąt metrów stąd. Tam mogłam spokojnie odrabiać zadania domowe, czytać książki, czy rysować., bo byłam pewna, że nikt mi w tym nie przeszkodzi.
Uśmiechnęłam się nikle stąpając stopami po kamiennej ścieżce ozdobionej z dwóch stron średniej wielkości krzewami oraz tujami. Zapukałam cicho w szklane drzwi oczekując w nich rodzicielki. Wydawało mi się, jakby czas zatrzymał się w miejscu, gdy moim oczom ukazała się wysoka blondynka.
-Blanka!-krzyknęła i zamknęła mnie mocno w swoich ramionach. -Cieszę się, że jesteś.
-Cześć mamo-przełknęłam ślinę i oderwałam się od niej chowając wzrok w czubkach swych butów.
Nic się nie zmieniła. Te same lokowane jasne włosy i piękna cera. Oczy, które dla każdego wydawały się radosne, szczęśliwe i przepełnione miłością. Jednak pozory mylą. Gdy wpatrywałam się głębiej widziałam w nich strach pomieszany z tęsknotą i bólem. Taka właśnie była. Nigdy nie okazywała swych uczuć na zewnątrz, skrywała je w sobie i nie przyznawała się nikomu, że cierpi, choć powinna. Mimo wszystko, podziwiałam ją.
Wpuściła mnie do środka, a uśmiech wciąż nie schodził z jej twarzy.
-Dawno cie tu nie było-przerwała niezręczną ciszę. -Myślałam, że już o mnie zapomniałaś.
-Wiesz dobrze jaka jest sytuacja-wzruszyłam ramionami.
-Wiem-westchnęła. -Powinnaś zapomnieć o tym wszystkim, żyć teraźniejszością. Było, minęło.
-Gdyby to było takie proste-fuknęłam, chwyciłam rączkę bagażu i powędrowałam schodami, do swojego pokoju.
Porozglądałam się po ciasnym pomieszczeniu., przypominającym wielkością gabinet lekarski. Na lewo od wejścia znajdowało się szerokie łóżko, nad którym powieszone były plakaty z moimi ulubionymi aktorkami lub aktorami. Obok stała dębowa szafa i niewielki stoliczek okryty kolorowym obrusem. Trochę dalej leżało brązowe biurko z przeróżnymi czasopismami, książkami, blokami, zeszytami, kredkami i pamiętnikami. Położyłam walizkę w kąt i podeszłam do jednego z zdjęć oprawionych w ramkę, wiszących na beżowej ścianie. Na fotografii uwieczniona była niska szatynka w dwóch warkoczykach zakończonych czerwoną kokardką. Uśmiechnięta w towarzystwie swojego taty. Ubrana w różową przewiewną sukienkę i modne sandałki. Szczęśliwa.. Poczułam, jak do oczu cisną mi się łzy. Próbowałam się nie rozpłakać, ale nieudolne były moje próby. Położyłam się na łóżku i przyglądałam się białemu sufitowi, jakbym dostrzegała w nim coś niezwykłego. Przymknęłam powieki i oddałam się w wir wspomnień.

Siedzisz na podłodze w swoim lokum i przeglądasz magazyn dla nastolatek. Próbujesz się skupić, ale głośne krzyki dobiegające z salonu nie pozwalają ci na to. Wzdychasz głęboko i schodzisz na dół, w celu uspokojenia choć odrobinę rodziców. Gdy stajesz w progu zauważasz, jak ojciec nachyla się nad twoją mamą, wyzywa ją i bije z całych sił. Zaciskasz mocno pięści spoglądając na bezbronną kobietę kulącą się od przeraźliwych ciosów.
Rozpędzasz się i biegniesz w jego stronę odpychając go. Zaczynasz tulić się do zakrwawionej lekko matki.
-Ty gówniaro!-krzyczy na ciebie i wymierza siarczysty policzek. 
Odskakujesz kawałek uderzając głową o kant stołu. Nie tracisz przytomności. Wręcz przeciwnie, dopiero teraz uświadamiasz sobie, jak bardzo go nienawidzisz. Nie tylko jako ojca, ale i człowieka.

Otworzyłam oczy i starłam dłonią łzy z policzków.
-Mogę?-usłyszałam głos rodzicielki i wypowiedziałam ciche wejdź.
Wtargnęła do środka trzymając w ręku parujący kubek i usiadła obok mnie.
-Przyniosłam ci herbatę z cytryną-uśmiechnęła się ciepło i przekazała mi napój. -Męczy cie to. Mam rację?
Pokiwałam twierdząco głową nie odzywając się ani słowem. Nie miałam najmniejszej ochoty zwierzać się ze swoich problemów. Wolałam poleżeć samotnie i wypłakać się w poduszkę.
-Tak myślałam-objęła mnie ramieniem. -Słonko, musisz zacząć z tym żyć. Ja wiem, że to trudne, ale to co się kiedyś wydarzyło już nie powróci. To przeszłość. Trzeba żyć teraźniejszością. Jesteś śliczną, wspaniałą kobietą i nie do twarzy ci z rozmazanym makijażem.
Uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam głowę na jej kolanach.
-Dlaczego nie uciekłaś od niego? Dlaczego pozwalałaś, żeby cie maltretował, bił, poniżał, uważał za jego własność?-wpiłam w nią przeszywające spojrzenie.
-Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie-westchnęła. -Wtedy wydawało mi się, że jestem od niego zależna. Wciąż powtarzał mi, że jeżeli go zostawię to sobie sama nie poradzę. Bałam się. Cholernie się bałam. Za każdym razem, gdy mnie pobił obiecał, że to ostatni raz. Wmawiał mi, jak mocno mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie, a na drugi dzień znów odbywał się ten sam oklepany schemat. Miałam klapki na oczach i nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo ranie ciebie i Zuzię.
-Mamo-jęknęłam po usłyszeniu imienia siostry.
-Przepraszam-wytarła pojedynczą łzę. -Wiem, że jest ci ciężko. Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie.
Pocałowała mnie w czoło i wyszła z pomieszczenia przypominając mi jeszcze, że za godzinę Wigilia. Domyślałam się, że dla niej to było trudne i byłam jej wdzięczna, że potrafiła otworzyć się przede mną, czego nigdy w życiu nie robiła. Dopiłam herbatę i położyłam puste naczynia na stole. Wyjęłam z walizki odpowiednią stylizację (link), wzięłam długi prysznic i nałożyłam na siebie owe ubrania. Swoje włosy do ramion rozczesałam i pozostawiłam wolne.
Gotowa zeszłam do salonu, gdzie znajdowała się już cała rodzina. Przywitałam się grzecznie i zajęłam miejsce obok jednej z ciotek. Po ukazaniu się pierwszej gwiazdki na niebie, podzieliliśmy się opłatkiem i rozpoczęliśmy wieczerzę.
-Blanuś, ja ci nałożę więcej pierogów. Ty tak blado wyglądasz-odparła babcia Basia i zabrała ode mnie talerz.
-Ale ja nie jestem już głodna-uśmiechnęłam się krzywo i wlepiłam wzrok dwa puste miejsca przy stole.
Z tego co wiem to pozostawia się tylko jedno wolne dla niespodziewanego gościa. Myliłam się?
-Korzystając z okazji, że przyjechała Blanka chciałabym Wam kogoś przedstawić-mama wstała i skinieniem ręki zaprosiła dwie osoby do środka.
Wszyscy posłaliśmy jej pytające spojrzenia, a ona by rozwiać nasze domysły pocałowała w usta wysokiego szatyna. Zamarłam. Tysiąc myśli kłębiło mi się w głowie.
-To jest Artur, mój nowy partner-uśmiechnęła się serdecznie i wtuliła w mężczyznę. -A to jego córka, Kamila-wskazała dłonią na nieśmiałą, niską blondynkę chowającą się za plecami swojego taty.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Dokładnie nie umiałam sprecyzować co one oznaczało. Nie mniej jednak, byłam wielce zaskoczona. Nigdy bym się nie spodziewała, że mama będzie w stanie pozbierać się po tym wszystkim co się wydarzyło i zacząć żyć od nowa. Ale skoro ona miała na to odwagę, to dlaczego ja nie mam? 
Dosiedli się do stołu i zostali zasypani masą pytań ze strony ciotek. Tylko ja siedziałam cicho i dłubałam od niechcenia widelcem po talerzu. Nowy chłopak mej rodzicielki był inżynierem budownictwa. Uwielbiał podróżować i chciałby zwiedzić Francję oraz Hiszpanię. Wydawał się być miły i sympatyczny. Może i jestem przewrażliwiona, ale nie polubiłam go. Jak dla mnie był zbyt poważny i sztywny.
Jego córka, Kamila tak jak się domyślałam miała 15 lat. W przyszłości pragnęła zostać weterynarzem i zamieszkać w Warszawie. Ku mojemu zdziwieniu interesowała się sportem, a co najdziwniejsze trenowała siatkówkę.
-Znasz Michała Winiarskiego?-spytałam po chwili przenosząc wzrok z talerza na jej piegowatą twarz.
-Oczywiście, że znam!-krzyknęła. -On jest najprzystojniejszym siatkarzem w kadrze. Wspaniały człowiek, który dąży do celu i nigdy się nie poddaje. I te Jego przecudne oczy!
Niebiańskie są, wiem-pomyślałam i z zaciekawieniem słuchałam jej wywodów.
-A ty Blanka, medycynę studiujesz?-przerwał nam pan Artur i uniósł kąciki ust ku górze.
-Jestem stażystką w bełchatowskim szpitalu-odpowiedziałam oschle.
-To bardzo ciekawe-mrugnął zmysłowo do mnie okiem i zajął się pieszczotami z moją rodzicielką.
W końcu nie wytrzymałam, obrzydzona zaistniałą sytuacją oraz kolejnymi publicznymi pocałunkami, wstałam gwałtownie od stołu i wyszłam z salonu.
Wzięłam swoją walizkę z pokoju i zaczęłam iść w stronę drzwi wyjściowych.
-Blanka, gdzie idziesz?-natychmiast znalazła się przy mnie mama i patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
-Jadę do domu-warknęłam nakładając płaszczyk. -Muszę sobie wszystko przemyśleć.
-Tu jest twój dom!-krzyknęła rozpaczliwie.
Pokiwałam przecząco głową i opuściłam mieszkanie. Zdawałam sobie sprawę, że swoim zachowaniem zadaje jej ból, ale nie potrafiłam inaczej. Bałam się o nią, że znów znajdzie nieodpowiedniego mężczyznę, który ją zrani. Wsiadłam do samochodu  Suzuki, przekręciłam kluczyki, odpaliłam silnik i dołączyłam się do ruchu drogowego. Byłam lekko roztrzęsiona, a słone łzy spływały strumieniami po policzkach rozmazując mój makijaż. Zapewne człowiek ze zdrowym umysłem nie wsiadłby w moim stanie za kierownicę, jednak ja nie mogłam tu dłużej zostać.
Zatrzymałam się przy pobliskim cmentarzu i odnalazłam grób z wygrawerowanym napisem: Zofia Radecka.
Usiadłam na przerdzewiałej ławeczce i wpatrywałam się w gwieździste niebo. Wdychałam rześkie, chłodne powietrze, a zimny wiatr powiewał delikatnie kosmykami mych włosów. Panowała głucha cisza, która ani trochę mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, była dla mnie ukojeniem.
-Tęsknie za Tobą, wiesz?-odezwałam się. -Nie masz pojęcia, jak strasznie bym chciała, żebyś tu ze mną była. Doradziła mi, powiedziała co mam robić-kolejny potok cieczy napływał mi do oczu i zamazywał obraz przed sobą. -To nie tak miało być. Ja powinnam umrzeć, nie ty. Życie to jest jednak, jedna wielka ściema.
Jestem pewna, że mnie słyszysz  i strzeżesz mnie. Boże, Zuzia co mam robić?
Schowałam twarz w dłoniach i rozpłakałam się. Multum przerażających wydarzeń z dzieciństwa zrujnował moją psychikę. Nie potrafiłam cieszyć się każdym kolejnym dniem i witać go z uśmiechem. Potrzebowałam tylko czyjegoś wsparcia i bliskości. Czy prosiłam o tak wiele? Być może i nie było mi pisane zażyć tak zwaną kapsułkę szczęścia,a moje życie już dawno było pisane na straty.
Westchnęłam cicho i zapaliłam jeden ze zniczy.
-Trzymaj się, Zuz-szepnęłam, schowałam ręce do kieszeni i powolutku kroczyłam ku bramie wyjściowej.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że oprócz Ingi nie mam nikogo. Zupełnie nikogo. Tak, Blanka chyba jesteś sama.
______________________________________________________________
Rozdział dedykuję Karolinie Modrak! Masz i się ciesz :*
Co do epizodu. Nie było w nim Miśka, ale takie też będą. Dowiedziałyście się nieco o przeszłości Blanki, która jak widać nie była za kolorowa.
Od 15 stycznia rozpoczęły się MŚ w piłce ręcznej. Może szczypiorniści pójdą w ślady naszych siatkarzy i zdobędą złoto? :D #goPoland!
I jutro skoki w Zakopanem! Trzymamy kciuki za chłopaków, a w od poniedziałku Australian Open! :D
Sportowy styczeń :3
Pozdrawiam! ;*

sobota, 10 stycznia 2015

3 ROZDZIAŁ

Nadeszły w końcu upragnione przez wszystkich Święta Bożego Narodzenia. Niegdyś czekało się na nie z wielkim utęsknieniem by spędzić ten magiczny czas w gronie rodzinnym, pośpiewać kolędy, zasmakować 12 wigilijnych potraw, a na zwieńczenie dnia udać się na pasterkę, by nie zapomnieć o prawdziwym ich przesłaniu. Dziś wydaje mi się, że każdy z nas już o tym zapomniał. Na ulicach panuje istny gwar, śnieg skrzypi pod butami przechodnich, a ludzie pośpieszają się nawzajem, by tylko zdążyć zrobić wielkie zakupy i prezenty pod choinkę.
Stałam oparta o ścianę z kubkiem gorącej herbaty w rękach i przyglądałam się panoramie Bełchatowa za oknem. Biały puch osadzał się na dachach , samochodach, drzewach, a nawet na ludzkich głowach, jakby starał się ubrać wszystkie elementy krajobrazu w identyczny, nieskazitelny strój. Dopełniało go sino-szare niebo, z rzadka odwiedzane przez nieśmiałe Słońce, którego promienie zdawały się posłusznie uznawać swoją gorszą pozycję. Kobierce z bieli pokrywały miasto cienkim kocem. Miejskie ulice zamieniały się w biało-szarawą ślizgawkę, a pokryte śnieżną czapą dachy domów zaczynały sprawiać wrażenie ogromnych zasp. Śnieg wydawał się ubierać nagie, bezlistne gałęzie i otulać je, a także kołysać do snu stwardniałą ziemię. Chodniki zapełniały się anonimowymi postaciami , ukrywającymi się w kokonach płaszczy, futer, czapek i szalików.
-Blanka!-usłyszałam donośny głos Ingi, który przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Co się stało?-odparłam wciąż wpatrując się w szybę, na której pojawiało się coraz więcej wyjątkowych i pięknych płatków.
-Gdzie spędzasz dzisiejszą Wigilię?-usiadła na parapecie i wbiła we mnie przeszywające spojrzenie. -Wiesz, że nie pozwolę ci tu zostać samej.
-Wspominałaś mi już o tym-wzruszyłam ramionami zamaczając kąciki ust w cieczy. -Jadę do Łodzi.
-To świetnie-wyszczerzyła się i zamknęła mnie w szczelnym, ciepłym uścisku.
Wspaniale-pomyślałam, choć tak naprawdę nie miałam najmniejszej ochoty odwiedzać rodzinę. Za każdym razem, gdy przekraczałam próg rodzinnego domu, czułam się jakbym cofała się wstecz i powracała do przeszłości, o której chciałam jak najszybciej zapomnieć. Wymazać z pamięci, na zawsze.
-Idę się spakować-posłałam przyjaciółce serdeczny uśmiech i powędrowałam do swojego pokoju, kładąc jeszcze wcześniej kubek na kuchennym blacie.
Usiadłam na łóżku i pochwyciłam w ręce swoją wieloletnią klasyczną gitarę. Zamknęłam oczy i delikatnie przejechałam koniuszkami palców po strunach, by po chwili wydobyć z nich donośny dźwięk (link) i oddać się cała muzyce. Muzyka. To właśnie ona daję mi siłę w tych najtrudniejszych momentach. Jest moją własną odskocznią od życia, problemów. Gdy śpiewam nie muszę nikogo udawać, jestem sobą. Mimo, że grywanie wieczorami w knajpie pełnej obleśnych samców nie jest moim skrytym marzeniem, to jednak mam małą satysfakcję, że moja ciężka praca nie idzie na marne.
-Brawo pani Radecko! Świetna piosenka, świetny koncert. Wspaniałe widowisko! To zaszczyt móc słuchać tak wybitną wokalistkę!-przerwałam natychmiast granie, gdy ujrzałam klaskającą głośno Ingę.
-Wariatka!-parsknęłam śmiechem i rzuciłam w nią różową poduszką.
-Miałaś się pakować-złapała ją tuż przed twarzą i odrzuciła w kąt.
Odłożyłam gitarę pod łóżko i wstałam ze swojego miejsca, podchodząc do przestronnej szafy. Lustrowałam wzrokiem dolną półkę, aż zauważyłam średnich rozmiarów walizkę na kółkach w kolorowe wzory. Wyjęłam ją i powoli zaczęłam składać potrzebne mi rzeczy.
-Właśnie to robię-wystawiłam w jej stronę język i kontynuowałam zajęcie.
-Nie przeszkadzam-mrugnęła okiem i znikła z mojego pola widzenia.
Westchnęłam zrezygnowana wrzucając z obojętnością ubrania. Po 20 minutach, gdy już byłam gotowa złapałam za rączkę od torby i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych.
-To widzimy się za 3 dni-przytuliłam mocno współlokatorkę i poklepałam delikatnie po plecach.
-Przynajmniej zdążysz za mną zatęsknić-rzekła podając mi czarny płaszczyk. -Trzymaj się tam.
Nałożyłam jeszcze czapkę, szalik, rękawiczki oraz buty i wyszłam z mieszkania machając przyjaciółce na odchodne. Wsadziłam do samochodu Suzuki swój bagaż i usiadłam na miejscu kierowcy, przekręciłam kluczyki w stacyjce i włączyłam się do ruchu drogowego. Do szpitala nigdy nie jeździłam autem, bo wolałam się przespacerować, by dotlenić organizm.
Zatrzymałam się przed jednym z supermarketów, gdyż z pustymi rękami nawet do rodziny niezręcznie by było pójść. Schowałam ręce do kieszeni i szłam w stronę Tesco. W pewnej chwili moją uwagę przykuł pewien mały chłopczyk skulony pod bandami reklamowymi rozglądający się energicznie na wszystkie strony. Miał bujną blond czuprynkę i podpuchnięte od płaczu oczy. Mogłam dać swoją głowę uciąć, że skądś go kojarzyłam. Podeszłam cichutko do chłopca i przykucnęłam obok niego.
-Cześć-uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z torebki chusteczki higieniczne, gdyż nie mogłam patrzeć jak biedak ręką wyciera smarki lecące z nosa.
-Dzień dobry-powiedział i spojrzał na mnie ze strachem. -Rodzice nie pozwalają rozmawiać mi z nieznajomymi.
-Spokojnie-wysunęłam  w jego stronę materiał. -Chcę ci pomóc. Gdzie jest twoja mama?
-Byłem tu z tatą na zakupach. Wszedłem na chwilkę do sklepu z zabawkami, a gdy wróciłem to już go nie było-schował twarz w dłoniach i zaczął gorzko płakać.
Powoli głaskałam go po głowie i uspakajałam. Co za palant z tego ojca!-przyszło mi na myśl.
-Znajdziemy go-uśmiechnęłam się i powycierałam łzy z jego policzków. -Jak masz na imię?
-Oliwer-wyszlochał i przytulił się do mnie.
Blanka kretynko, przecież to jest syn Michała Winiarskiego! Skrzywiłam się na samą świadomość kolejnej konfrontacji z siatkarzem. Od tygodnia go nie widziałam, gdyż po naszym ostatnim spotkaniu Oliemu się poprawiło i na żądanie przyjmującego wypisano go ze szpitala.
Wstałam, złapałam chłopca za rączkę i pociągnęłam w górę.
-Mam nadzieję, że lubisz dużo mówić?-pokiwał twierdząco głową. -No więc opowiadaj coś o sobie. Mamy dużo czasu.
Chodziliśmy różnymi ulicami i alejami, ale ku naszemu nieszczęściu nie mogliśmy nigdzie znaleźć wielkoluda. Jakby zapadł się pod ziemię. Natomiast chłopcu wciąż nie zamykała się buzia, a ja dowiadywałam coraz to nowych informacji na temat jego życiorysu. Od początku wydawał mi się przemiłym i słodki dzieckiem, co tylko utwierdziło mnie w tym fakcie. Uwielbiał sport i w przyszłości chciałby tak jak tata grać w reprezentacji Polski.
-Bo wiesz-ścisnął mocniej mą dłoń i schował swój tryskający energią wzrok w czubkach butów. -Mama ostatnio coraz gorzej się czuje. Chodzi jakaś smutna, nie chce jeść i pić. Myślę, że oni z tatą już się nie kochają.
Zamurowało mnie. Poczułam się, jakby ktoś przyłożył mi ostry nóż do gardła.
-Wiesz, może twoi rodzice przeżywają pewien kryzys. Zdarza się to bardzo często i jest nieuniknione, ale pewna jestem, że kochają najmocniej na świecie właśnie ciebie i to się nigdy nie zmieni-uśmiechnęłam się.
-Oliwer?!-usłyszeliśmy niski głos za sobą.
Odwróciłam się i ujrzałam Winiarskiego we własnej osobie. Poczułam, jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej. Miał poczochrane brązowe włosy, otworzył usta ze zdziwienia, a swoje nieziemskie tęczówki pełne niepokoju wpił w moją osobę.
-Tata!-krzyknął malec i wtulił się natychmiast w siatkarza, który ewidentnie poczuł ulgę.
Przystępowałam z nogi na nogę, nie mogąc postać w miejscu. Powoli zaczynało robić mi się coraz zimniej, a odmrożone palce u nóg dawały się we znaki. Spojrzałam na telefon, który wskazał godzinę czternastą. Musiałam już iść, bo inaczej nie zdążyłabym dojechać do Łodzi.
-Chciałaś uprowadzić mojego syna?-złapał mnie mocno za ramię.
-Jeżeli masz zamiar wrzeszczeń na mnie bez powodu to daruj sobie. Pomogłam mu, bo malec nie wiedział co robić. Nie moja wina, że jest pan nieodpowiedzialną osobą-wzruszyłam rękoma.
-Blanka mówi prawdę!-wtrącił się Oli wychylając się zza pleców Michała. -Znaleźliśmy cie razem.
Zaśmiałam się cichutko i dłonią zmierzchwiłam jego włosy.
-A więc, chyba powinienem panią przeprosić-zmieszał się siatkarz i podrapał po karku. -Przepraszam, jest mi przykro.
-Można powiedzieć, że jesteśmy kwita-mrugnęłam do niego okiem i ominęłam ich uświadamiając sobie, że czas płynie coraz szybciej na moją niekorzyść.
-Pójdziesz z nami na kawę?-spytał szybko po namowach Oliego. -W ramach rekompensaty.
-Tak! Blanka! Chodź!-chłopiec ciągnął za rękaw swojego tatę, przy czym wprawił mnie w rozbawienie.
-Nie mogę, może innym razem. Muszę jechać. Cześć mały! Wesołych Świąt!-pomachałam mu ręką i skierowałam się w stronę Tesco.
Przez chwilę czułam jeszcze na sobie Jego wzrok. Smutny i rozczarowany wzrok. Wydawało mi się, że żałował, że się nie zgodziłam na spotkanie. Nie nalegał, ale swoim spojrzeniem, przekonywał mnie do zmiany decyzji. Jakaś wewnętrzna siła bardzo chciała pobyć w jego towarzystwie. Ale dlaczego? On miał żonę, dziecko i wspaniałą rodzinę. Nie mogłabym spać spokojnie z świadomością, że zabieram im czas, który by mogli spędzić razem. Właśnie z tego powodu szybko zgoniłam się za wcześniejsze rozmyślania.

Pokonując kilometry wciąż zastanawiałam się, jak to będzie gdy wjadę na rodzinne podwórko. Gdy ujrzę mamę, która w moich myślach wywoływała najwięcej wspomnieć. Gdy spotkam się po tylu latach z rodziną. Co będzie, gdy ujrzę Jego? Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Bałam się, choć nie powinnam. Chyba teraz nadszedł ten moment, by stawić czoło przeszłości. By zagoić nadal świeże rany.
Blanka, dasz radę! Bo jak nie ty, to kto?
___________________________________________________________________

Jest i kolejny! :D
Musiałam troszkę przyśpieszyć akcję, ale tylko o tydzień. :)
Brawo Isia i Jerzyk! Piękne rozpoczęcie sezonu. :3
Siatkarze-drużyną roku, Antiga wraz z Kruczkiem- trenerem roku, Mika-nominowany w kategorii Odkrycie roku, MŚ- najlepiej zorganizowana impreza roku i oczywiście Wlazły wśród 10 najlepszych sportowców.
Cudny mieliśmy ten 2014, nieprawdaż? <3
Pozdrawiam! ;*

piątek, 2 stycznia 2015

2 ROZDZIAŁ

Siedziałam w swoim gabinecie pochłonięta przebiegiem choroby 17-letniej dziewczyny z białaczką. Wciąż zastanawiałam się, jakie to życie bywa okrutne. Masz plany, zainteresowania, chłopaka, rodzinę, szkołę, a w ciągu kilku minut możesz to wszystko stracić lub odłożyć na drugi plan, po niespodziewanej wizycie złośliwego kumpla. Sama nie wiem, jakbym zareagowała gdyby u mnie wykryto owego wirusa. Słowo ''rak'', czy ''nowotwór'' wciąż budzi przerażenie. Przez wszystkich którzy usłyszą taką diagnozę jest to jak wyrok śmierci. Choć faktycznie jest to choroba bardzo groźna, to jednak w porę wykryta oraz konsekwentnie i właściwie leczona, pozwala na powrót do zdrowia. Najważniejsze by walczyć i nie poddawać się. Oczywiście, łatwo ci mówić Blanko. Jesteś osobą pełną zdrowia, posiadającą wystarczająco dużo, a wciąż narzekającą.   
Nagle ktoś jak oparzony wpadł do pomieszczenia. Spojrzałam krzywo na Kamilę.
-Dyrektor cie wzywa-wysapała podchodząc do stołu i wzięła łyk wciąż jeszcze gorącej herbaty z cytryną, którą zaparzyłam sobie po incydencie z nieznajomym.
-Już idę-odparłam lekko zdziwiona.
Poskładałam notatki, by nie walały się po całym stole i nie przypominały istnego chlewu.
-Mogłabyś się przebrać? Straszysz ludzi-rzuciła okiem na jeszcze lekko widoczną plamę znajdującą się na mojej śnieżnobiałej bluzce.
Poczułam, jak me policzki oblewa delikatny rumieniec, więc wyszłam prędko z pokoju chcąc uniknąć zbędnych pytań, którymi pewnie szczyciłaby się ordynator i udałam się w kierunku szefa.
Byłam istnym kłębkiem nerwów. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i co jest przyczyną owego wezwania. Od początku wydawało mi się, że swoją pracę i przydzielone mi obowiązki wypełniam sumiennie i na tyle dobrze, by zadowoliły panią Gościniak. Może jednak się myliłam?
Stanęłam przed wielkimi dębowymi drzwiami, do których przygwożdżona była mała tabliczka z wygrawerowanym napisem Dr. Kamil Kawalec i tak jak nie dawno obleciał mnie niemały strach, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Odetchnęłam głęboko i zapukałam kilkakrotnie,a po usłyszeniu donośnego Proszę wpełzłam do środka. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że wyglądałam jakbym szła na wyrok śmierci, ale w tamtym momencie właśnie tak mi się wydawało.
-Dzień dobry-wymamrotałam.
-Witam, siadaj-uniósł kąciki ust ku górze i wskazał ręką na duży brunatny fotel na przeciwko jego biurka.
Usadowiłam się na sofie i spojrzałam pytająco na mężczyznę. Wydawało mi się, że przygląda się mojej osobie bardzo uważnie. Miał krótkie ciemne włosy, piwne oczy i jasną cerę. Z rys jego twarzy mogłam wywnioskować, że był w młodym wieku.
-Pewnie zastanawiasz się dlaczego cię wezwałem-zaczął bezpretensjonalnie stukać palcami o blat. Pokiwałam twierdząco głową dając mu znak, by kontynuował. -Otóż, ktoś złożył na ciebie skargę.
-Słucham?-nie dowierzałam w to co usłyszałam, a moje źrenice wielkością przypominały pięciozłotówki.
-Pan Michał Winiarski oświadczył nam, że potraktowałaś go w nieczuły i bardzo wredny sposób oraz nie okazałaś mu pomocy-odparł i oparł głowę o siedzisko. -Toczyliście rozmowę o jego dziecku, które miało w tamtym momencie operację.
Gotowało się wręcz we mnie. Próbowałam zapomnieć o spotkaniu z osobnikiem wyżej wymienionym. Miałam wielką ochotę wygarnąć mu teraz jeszcze raz wszystko i ani trochę nie żałowałam wypowiedzianych przeze mnie wtedy słów. Uważam, że nie wygłosiłam nic, co by mogło go urazić. Przedstawiłam mu jedynie swoje zdanie, które prawdopodobnie musiało utwierdzić go w świadomości, że nie myśli racjonalnie. Nerwowo rozglądałam się po pomieszczeniu. Nie mogłam ukoić swoich nerwów, choć na zewnątrz wcale nie okazywałam zbyt większych emocji.
-To nie tak-odezwałam się.
-Nie chcę słuchać wyjaśnień-przerwał mi, przy czym wprowadził mnie w osłupienie.- Zależy nam na jak najlepszym wypromowaniu szpitala, a wchodzenie w kłótnie z wybitnym siatkarzem ani trochę nam nie pomoże.
-Więc, co mam zrobić?-wzruszyłam bezradnie rękoma.
-Przeprosić-uśmiechnął się sztucznie i zanurzył nos w swoich notatkach.-Znajdziesz go w sali numer 123.
Chciałam coś jeszcze dodać, ale prześwidrował mnie wzrokiem, który nie tolerował sprzeciwu.
-To wszystko?-stanęłam w progu i chwyciłam za metalową klamkę.
-Tak, możesz iść-po usłyszeniu tych słów natychmiast opuściłam gabinet.
Oparłam się o wyblakłą ścianę i stałam przez chwilę w bezruchu układając to sobie wszystko w głowie. Nie miałam najmniejszej ochoty tłumaczyć się ze swojego zachowania, skoro nic złego nie zrobiłam. Jednak jakaś wewnętrzna siła kazała mi dumę oraz honor odłożyć na bok, by nie stracić posady.
Ruszyłam ku wskazanej izbie wciąż nie dowierzając w usłyszane przedtem słowa. Gdy dotarłam na miejsce moim oczom ukazał się mały chłopiec podpięty do kilku kroplówek. Rączki malca były lekko posiniaczone, a spod bandażów oplatających głowę, wystawały bujne blond loczki. Obok niego siedział On, delikatnie trzymając go za dłoń. Był załamany i ledwo co powstrzymywał się od płaczu. Próbował być silny i wczepić synowi swoją wolę walki, lecz na próżno. Cała ma odwaga i chęć przeniesienia poczucia winy na siatkarza prysnęłam jak bańka mydlana.
Cichutko weszłam do pomieszczenia i poczułam Jego wzrok na sobie.
-Dzień dobry-wydukałam uśmiechając się nikle.
-Dzień dobry-odpowiedział nieco zachrypniętym głosem.
Usiadłam po drugiej stronie szpitalnego łóżka i wpatrywałam się w monitor ukazujący funkcję życiowe.
-To moja wina-odparł brunet. -Wróciłem z meczu. Chciałem się nacieszyć obecnością Oliego, prawie nigdy mnie nie ma gdy on mnie potrzebuję. Zawsze jestem w rozjazdach. Nie powinienem nazywać się ojcem.
-Nie masz prawa tak mówić-oburzyłam się odwracając się w Jego stronę.
-Nie wiesz, jak to jest gdy widzisz swoich bliskich kilkanaście razy w roku. Czy żałuję, że oddałem się cały siatkówce? Nie, ani trochę. W końcu to moja praca, którą kocham nad życie.
-Nie masz ochoty rzucić nie raz tego wszystkiego i być z rodziną?-spytałam z ciekawością na niego spoglądając.
Co raz bardziej mnie zadziwiał. Nigdy lubiłam sportu. W gimnazjum, czy podstawówce nie udzielałam się zbytnio na zajęciach wychowania fizycznego i unikałam jakiegokolwiek wysiłku. To była wręcz moja pięta Achillesa. Może i dlatego byłam najmniej lubiana i wyśmiewana przez rówieśników. Oni nie mogli zrozumieć, dlaczego zamiast grać w koszykówkę na dworze, czy tenisa, wolałam główkować nad zadaniami z matematyki lub realizować materiały z biologii.
-Każdy sportowiec pewnie nie raz tak ma-wzruszył ramionami. -Ale ja bym nie potrafił. Uwielbiam robić to co robię i to sprawia mi wielką przyjemność. Mimo ciężkich treningów, wylanych hektolitrów potu, to wiem, że przyjdzie dzień, gdzie odpłaci mi się to sukcesami.
-Rozumiem-pokiwałam głową . -Powiesz, co się dalej wydarzyło?
-Graliśmy w domu w piłkę nożną-kontynuował. -Wiesz, że chciałby w przyszłości być piłkarzem, ewentualnie siatkarzem?
-Będzie, zobaczysz- uniosłam kąciki ust ku górze.
-Wiem, będzie wspaniałym człowiekiem niezależnie jaki zawód wybierze-starł szybko spływającą samotną łzę. -On wtedy kopnął w piłkę tak mocno, że uderzyła w jedną z moich statuetek. Zacząłem go gonić, oczywiście dla zabawy, nie przewidziałem tego, że poślizgnie się na schodach i upadnie.
Nie wiem co mną kierowało, ale wstałam natychmiast z miejsca i podeszłam do mężczyzny kładąc dłoń na jego ramieniu. Strasznie zrobiło mi się go szkoda, a moja złość momentalnie minęła. Zaczęłam go podziwiać, jako człowieka poświęcającego się swojej pasji. Ku mojemu zaskoczeniu On wtulił się we mnie, jak małe dziecko potrzebujące wsparcia i pomocy.
-Wszystko będzie dobrze-szepnęłam klepiąc go pokrzepiająco po plecach.
-Mam nadzieję-odsunął się ode mnie i uśmiechnął niewinnie.
-Chciałam też pana przeprosić za moje niestosowne i złe zachowanie, którym pewnie sprawiłam panu wielką przykrość-rzekłam po chwili i utkwiłam wzrok w czubkach swych butów.
Dużo czasu zajęło mi zanim skleiłam w głowie to zdanie, a potok niewyrafinowanych słów, którymi miałam go obarczać zniknął pod spojrzeniem Jego intensywnych błękitnych tęczówek.
-Wybaczam-zaśmiał się się cicho i wysunął swoją długą, dużą dłoń w moją stronę. -Michał jestem.
Spojrzałam na plastikowy zegarek znajdujący się na półce, który wskazał godzinę 16.
-Muszę już iść-ominęłam go.
Otworzyłam drzwi, a do pomieszczenia wparowała niska szatynka.
-Misiek, kochanie-załkała, jak przypuszczałam jego żona i przytuliła go mocno do siebie.
Poczułam się niezręcznie, więc opuściłam salę zostawiając ich samych.

Wracałam do domu około godziny dwudziestej. Było przeraźliwie zimno. Niebo miało złowieszczy wygląd, deszcz stukał cicho o szyby domów, a nagie gałęzie drzew kurczyły się w lodowatym powietrzu. Czułam głód, zmęczenie i marzyłam tylko o tym by znaleźć się już w cieplutkim łóżeczku okryta puchową kołdrą. Zaszłam jeszcze do Lidla, by zrobić większe zakupy, gdyż nasza lodówka świeciła zapewne pustkami. Przechodząc obok regałów z gazetami moją uwagę przykuł ''Przegląd sportowy'' z Michałem Winiarskim na okładce. Nie zastanawiając się długo pochwyciłam magazyn i wrzuciłam go do koszyka, a następnie powędrowałam dalej w stronę kasy.
Po 20 minutach wreszcie dotarłam do mieszkania.
-Wróciłam!-krzyknęłam do przyjaciółki, która oglądała telewizję.
Położyłam reklamówki w kuchni i zajęłam się rozpakowywaniem zakupionych przeze mnie rzeczy.
-Dla kogo to?-odezwała się nagle Inga spoglądając na makulaturę znajdującą się na blacie. -Nie wiedziałam, że zaczęłaś interesować się sportem.
-Bo nie zaczęłam-wzruszyłam ramionami. -Paweł mnie prosił, bym mu kupiła.
-Od kiedy on nie może do sklepu chodzić? Nogi złamał?-zmarszczyła brwi.
-Daj już spokój-westchnęłam. -Chciał to kupiłam.
Okłamałam ją, bo była typem osoby, która za wszelką cenę chciała wszystko wiedzieć. Nie darowałaby sobie złośliwych komentarzy. Pewnie musiałabym jej też opowiedzieć o zajściu z siatkarzem, co było dla mnie zbędne i niepotrzebne nikomu. Było, minęło. W duszy miałam nadzieję, że już go nigdy nie napotkam na swojej drodze.
Zjadłam kolację w postaci płatków kukurydzianych z mlekiem, chwilę porozmawiałam ze swoją współlokatorką i zamknęłam się w moim lokum trzymając w dłoniach czasopismo. Otworzyłam na stronie z przyjmującym w roli głównej i zatopiłam się w czytaniu . Nigdy nie sądziłam, że ktoś z taką szczerością może opowiadać o swojej pasji i hobby. Zatrzymałam wzrok na jednym z jego odpowiedzi na zadane mu pytania przez dziennikarza.


Bycie zawodowym sportowcem to spore wyzwanie, co jest najtrudniejsze w byciu profesjonalnym siatkarzem?
Jeśli mam wymienić najważniejsze rzeczy to moja praca ma wielki wpływ na zdrowie moją rodzinę. Popatrzcie na moim przykładzie, o czym mówię. Mam dziecko, lecz nie byłem przy porodzie, bo nie mogłem. Byłem w pracy... Nie widziałem, jak mój syn zaczynał chodzić czy mówić. Zabrakło mnie gdy szedł do przedszkola. Pierwszego dnia! Druga połowa jest z tego powodu narażona na straszne wyrzeczenia.

Musi być bardzo twarda.
Musi. Podobnie jak inne żony profesjonalnych sportowców i nie myślę tylko o siatkarzach. 

Czy tak ci jest łatwiej łączyć sport z życiem rodzinnym?
Pewnie trochę tak. Ale jest tak, że moja rodzina musiała się podporządkować mojej pracy. Żona zmieniała szkoły, musiała z wielu rzeczy zrezygnować. Syn też traci - nie było mnie na Dniu Ojca, nie było mnie na jakimkolwiek przedstawieniu, takie chwile nas omijają. Ale mam nadzieję, że po zakończeniu kariery sobie wszystko odbijemy.

Poczułam dziwny ścisk w żołądku. Nie za bardzo potrafiłam słowami opisać, co on oznaczał. Zazdrość? Nie realne. Dlaczego miałabym być zazdrosna o faceta, którego tak naprawdę nie znałam? A może mimo wszystko chciałam go bliżej poznać, bo myślami wciąż wracałam do jego błękitnych tęczówek. Może pragnęłam być kochana. Znaleźć tą drugą połówkę, która wypełniałaby moje serce miłością i ciepłem, bym nie czuła się samotna, jak palec. Bym nie myślała o swojej przyszłości, jako starej pannie zamieszkującej opuszczoną kamienicę z pięćdziesięcioma kotami. Może właśnie powinnam zacząć myśleć bardziej optymistycznie. Znaleźć mężczyznę, który stanie się moim 36,6. 
Rzuciłam gwałtownie brukowiec na podłogę i przykryłam się szczelniej kocem spoglądając na krajobraz za oknem, gdzie mrok zapanował już nad całym Bełchatowem.
Blanka, zejdź na ziemię! Odbiło ci totalnie! Jest dobrze, tak jak jest. 

___________________________________________________________

Witajcie kochane! :*
Chciałabym Wam bardzo mocno podziękować za komentarze pod 1 rozdziałem. Jesteście wspaniałe, aż chcę się tworzyć kolejne epizody! :D
Życzę też wszystkim wielu wspaniałych chwil w Nowym Roku! By był jeszcze piękniejszy, niż ten 2014, co oczywiście będzie bardzo trudne. Spełnienia najskrytszych marzeń, uśmiechu co dnia, pogodnych i radosnych dni oraz duuuużo weny.
Relacje Michała i Blanki się nieco ociepliły. Czy na długo i czy w ogóle się jeszcze spotkają?  Muszą. 
Pozdrawiam i ściskam! ;**