niedziela, 8 marca 2015

9 ROZDZIAŁ

Resztę dnia spędziłam na błogim leniuchowaniu i odpoczywaniu. Nie miałam na nic ochoty, więc ograniczyłam się do oglądania telewizji i czytania jakiś nudnych romansideł. Gdy zegar wskazał godzinę 19 zwlokłam się z wygodnej kanapy i powędrowałam do kuchni, by przygotować sobie kolację, gdyż mój brzuch już od kilku godzin dawał o sobie znać. Spożyłam sałatkę warzywną i poszłam do łazienki. Wzięłam gorący, odprężający prysznic zmywając z każdej części mego ciała trudy dzisiejszej doby. Wsmarowałam w siebie swój ulubiony oliwkowy balsam, włosy związałam w luźnego koka i ubrałam się (link).
Gdy tylko zamknęłam drzwi od pomieszczenia, w którym wcześniej się znajdowałam moim oczom ukazała się naburmuszona blondynka. Stała oparta o drewniany blat wpatrzona w telefon, a w ręce trzymała butelkę wytrawnego, kosztownego wina. Domyślałam się, że coś się musiało wydarzyć, gdyż przyjaciółka nigdy bezpodstawnie nie ruszała alkoholu.
-Inga, co robisz?-szybko znalazłam się przy niej i wlepiłam w nią zdezorientowany wzrok.
Odwróciła się gwałtownie, zmrużyła oczy i ponownie zaczęła pisać coś na komórce.
-Ja?-mruknęła. -Nic, a nic.
-Mnie nie oszukasz, no mów co jest na rzeczy-objęłam ją ramieniem.
-Faceci to idioci-prychnęła, jakby sama do siebie, na co ja pokiwałam twierdząco głową. -Chciałabym powystrzelać tą całą rasę męską. Każdy obiecuje góry doliny, a później i tak nie dotrzymuje żadnego słowa. Wojtuś miał być inny. Miał. -upiła łyk napoju i kontynuowała. -Nie wyszłam na zakupy, wczoraj na tej imprezie, poznałam pewnego nieziemsko przystojnego chłopaka. Spędziliśmy ze sobą cały wieczór i wydawało mi się, że na jednym spotkaniu się nie skończy. Owszem, nie skończyło się, dziś się z nim spotkałam, lecz ten palant oświadczył mi, że mu chodziło tylko i wyłącznie o to, by zaspokoić swoje potrzeby seksualne. Kretyn i tyle! Posłuchaj mądrej współlokatorki, która życzy ci jak najlepiej. Nigdy, ale to nigdy nie zadawaj się z wysokimi brunetami. Oni wszyscy są w jakieś zmowie i, i tak cie zranią.
Opróżniła całą butelkę i chwiejnym krokiem udała się do swojego pokoju. Żal mi jej się strasznie zrobiło, gdyż uważałam, że była naprawdę wspaniałą i spontaniczną kobietą, więc zasługiwała na mężczyznę, który doceni ją i pokocha. Niestety zazwyczaj kończyło się na złamanym sercu i przepłakanej nocy.
Westchnęłam cicho, napiłam się herbaty z cytryną i udałam się do mojego lokum. Położyłam się na łóżku i przekręcałam się z boku na bok, lecz nie mogłam zasnąć. Wciąż w głowie brzmiały mi słowa Ingi: Nie zadawaj się z wysokimi brunetami, oni i tak cie zranią. Wiedziałam, że przyjaciółka nie mówi racjonalnie i jutro prawdopodobnie będzie kochała świat oraz jej dotychczasowe życie, ale te wyrazy uderzyły we mnie z nieprawdopodobną siłą. Każdy normalny człowiek przestałby się zamartwiać taką błahostką, ale ja nie potrafiłam. Zbyt mocno odczułam, że to może być prawda, że Michał również okaże się skończonym palantem. 
Przymknęłam powieki i już prawie oddałam się w krainę Morfeusza, gdy do moich uszu dotarły hałaśliwe krzyki i głośna, energiczna muzyka. Myślałam, że to tylko chwilowy wybryk sąsiadów obok, więc przyłożyłam do ucha poduszkę i ponownie próbowałam zasnąć. Niestety, odgłosy wcale nie umilkły, a jeszcze się wzmogły. Wkurzona i z negatywnymi myślami krążącymi w głowie, wstałam, nałożyłam papcie i podreptałam do mieszkania nie dającego spokojnie się wsypać. Pukałam mocno w drzwi czekając aż ktoś łaskawie do nich podejdzie i mi otworzy. Nie musiałam długo czekać, gdyż po kilku sekundach w progu stanął wyszczerzony Kłos z małą kolorową czapeczką urodzinową na głowię.
-Wiedziałem, że przyjdziesz!-zgarnął mnie do środka jednym ruchem dłoni i zamknął drzwi na klucz. -Rozgość się.
-Mam dość-warknęłam. -Nie będę tu siedzieć!
-Będziesz tańczyć-mrugnął do mnie okiem i zniknął z mojego pola widzenia.
Odetchnęłam głęboko próbując się uspokoić. A powoli zaczynałam go lubić. Rozejrzałam się dookoła. W salonie znajdowała się duża grupka ludzi odpowiadająca za owe krzyki. Na suficie znajdowała się mała kula dyskotekowa świecąca kolorowym światłem. Pod ścianą stał dużych rozmiarów stół, na którym leżało pełno jedzenia i różnego alkoholu. W pokojach na ogół było ciemno, więc mogłam o tyle być spokojna, że nikt nie zauważy, jak wyglądam.
-Blanka?-usłyszałam dobrze znany mi głos, który w ciągu kilku dni zamącił mi w głowie.
-Cześć Michał-odparłam oschle i weszłam do dużego pomieszczenia, w celu odnalezienia Karola i rozkazania, by wypuścił mnie stąd natychmiast.
Ostatnią rzeczą, jakiej w tym momencie pragnęłam, była rozmowa z Winiarskim.
-Poczekaj!-złapał mnie za rękę przyjmujący i mocno ścisnął nadgarstek, bym mu nie uciekła. Drugą dłonią podniósł mój podbródek nakazując przy tym bym patrzyła w jego błękitne, wypełnione skruchą oczy. -Przepraszam.
Próbowałam odwracać wzrok, ale moja silna wola szybko się złamała i przez jakiś czas tonęłam w jego spojrzeniu, z którego nie mogłam nic odczytać. Jednego byłam pewna, żałował.
-Uważaj, bo zacznę się przyzwyczajać-uśmiechnęłam się delikatnie i od razu zauważyłam wyraz ulgi malujący się na jego idealnej twarzy.
-Już nie będę takim kretynem-uniósł kąciki ust ku górze i puścił mój nadgarstek. -Też nie masz ochoty tu być?-pokiwałam twierdząco głową.
-Jeżeli nie masz nic przeciwko możemy pójść do mnie, mieszkam obok-wydukałam, czując, jak me  policzki oblewa spory rumieniec.
Wydawało mi się, że wypowiadając to zdanie popełniam największą zbrodnię w życiu. Mój rozum podpowiadał mi bym zakończyła z nim jak najszybciej znajomość, ja jednak kierowałam się tym razem sercem i pragnęłam gdzieś głęboko w duszy by się zgodził.
-Więc prowadź-szepnął do mojego ucha i udał się w stronę drzwi.
Po długim namawianiu Kłosa, wreszcie wypuścił mnie ze swojego mieszkania, przeto obiecując, że tego pożałuje i mam u niego dług, który niedługo spłacę. Oczywiście, przyrzekłam mu, że stawię się na jego treningu i kiedyś umyję mu samochód, na co siatkarz serdecznie mnie uściskał,a także zaakceptował umowę.

Otworzyłam drzwi od swojego lokum wpuszczając Michała pierwszego. Czułam zdenerwowanie rosnące z każdą minutą, które powoli zaczęło wypełniać całe moje ciało. Bałam się, choć nie wiem czego.
-Może kakao?-uśmiechnęłam się delikatnie idąc do kuchni.
Pokiwał głową i zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu. Następnie przechadzał się po salonie przyglądając się różnym zdjęciom oprawionym w ramkę, na których uwiecznione były wspólne chwile moje i Ingi. Przygotowałam nam napój i podeszłam do zaciekawionego przyjmującego. Podałam mu gorący kubek i utkwiłam wzrok w dwóch małych dziewczynkach przebranych w księżniczki z koronami na głowie i różczkami w rękach.
-Nie poznałem cię-parsknął śmiechem wskazując palcem na pulchną szatynkę z wielkim bananem na twarzy. -Byłaś taka inna.
-Grubsza-zaśmiałam się i usiadłam na fotelu włączając telewizję.
Bardzo dawno temu, jeszcze w czasach przedszkola miałam niemałe problemy z nadwagą i stałam się pośmiewiskiem rówieśników. Czułam się okropnie z faktem, że nie mogłam się zmieścić w przepiękne sukienki, czy spódniczki i przybrałam przydomek kulka. 
-Co robisz w Bełchatowie?-Winiarski zajął miejsce obok mnie i zamoczył usta w ciemnym napoju.
-Mieszkam i pracuję-uniosłam kąciki ust ku górze. -Co u Oliego?
-Wciąż się pyta o ciebie. Nie wiem, co ty z moim dzieckiem zrobiłaś-położył swoją długą rękę na oparciu sofy, tak, że koniuszkami palców dotykał mego ramienia. -Normalnie go zahipnotyzowałaś. Muszę przyznać bez bicia, że mój syn ma jednak gust.
Prawie zadławiłam się słysząc jego wypowiedziane z takim przekonaniem słowa. Otworzyłam ze zdziwienia usta i spojrzałam na niego swoimi dużymi oczami. Blanka, tylko nie palnij czegoś głupiego. Unormuj oddech, wariatko.
 -Nie patrz tak na mnie-speszył się odrobinę. -Po prostu uważam, że jesteś naprawdę ładną kobietą.
-Dziękuję-schowałam wychodzący kosmyk włosów za ucho i przełączyłam pilotem na ostatni moment filmu Trzy metry nad niebem, który już wiele razy oglądałam, a i tak zawsze wywierał na mnie te same wrażenia oraz wzruszające emocje.

Nagle zdajesz sobie sprawę, że to już koniec... Naprawdę. 
Nie ma drogi powrotnej. Jest Ci żal.
Próbujesz sobie przypomnieć, kiedy to wszystko się zaczęło, a zaczęło się wcześniej, niż Ci się wydaje..
O wiele wcześniej.. 
Wtedy zaczynasz rozumieć, że nic nie dzieje się dwa razy.
Już nigdy nie poczujesz się tak samo. 
Nigdy nie wzniesiesz się trzy metry nad niebo. 


-Oglądałem to-wzruszył ramionami. -Nienawidzę tej końcówki i nie rozumiem, jak Babi mogła z nim zerwać.
-Jesteś chyba jedynym facetem, który ogląda takie filmy-zaśmiałam się głośno. -Aż nie wierzę.
Zaszokował mnie po raz kolejny. Odkryłam, że pod tym twardym, umięśnionym, nigdy się nie poddającym i walczącym do końca siatkarzem, kryje się wzruszający i pełen uczucia mężczyzna.
-Koniec tego dobrego-klasnął w ręce i wyrwał mi pilota. -Oglądniemy coś pożytecznego.
Pomimo moich sprzeciwów włączył jakiś mecz siatkarski i całkowicie zadowolony z siebie rozłożył się na kanapie wlepiając zaciekawiony wzrok w ekran.
-Chyba sobie żartujesz!-warknęłam rzucając się na niego, w celu odebrania mu urządzenia. -Nie będę tego oglądać!
Parsknął śmiechem i wyciągnął pilot wysoko ku górze, tak bym nie mogła go dosięgnąć. Zaklinałam się w duchu, że nie jestem choć o kilka centymetrów wyższa. W końcu i jego zaczęła boleć ręka, więc schował przedmiot za plecami. Zmrużyłam oczy spoglądając na niego złowrogo.
-Oddaj!-pisnęłam próbując mu go zabrać.
Przez to wszystko nawet nie zauważyłam, że leżałam na jego brzuchu, nogami dosięgałam do kolan przyjmującego, a moje usta były nieznacznie od niego oddalone. Bardzo dobrze czułam jego przyśpieszony oddech i miarowe bicie serca, dzięki któremu moje ciało wypełniało jakieś ciepło. Nagle Michał odrzucił pilot na dywan, chwycił mnie w pasie i zrzucił z siebie, znajdując się tym razem nade mną oraz przejmując kontrolę nad zaistniałą sytuacją.
-Michał, co robisz?-obserwowałam z uwagą każdy jego ruch.
Uśmiechnął się delikatnie i czule przejechał dłonią po moim policzku. Wydawało mi się, że czas się dla nas zatrzymał. Blanka, zaraz zwariujesz.  Tak, zwariuję. Każdy jego dotyk doprowadza mnie do szaleństwa.
-Właśnie dałem ci lekcję, jak łatwo okiełznać taką żywą kobietę-poruszał brwiami i wstał otrzepując się.
-Idiota-prychnęłam rzucając w niego poduszką. -Kretyn.

Rozmawialiśmy jeszcze z dwie godziny na przeróżne tematy. Czułam się w jego towarzystwie dobrze i on w moim też, czego wcale nie ukrywał. Dzięki temu wieczorowi poznałam go bliżej i musiałam przyznać, że naprawdę go polubiłam. Miał ogromne poczucie humoru i potrafił rozśmieszyć mnie w każdej możliwej sytuacji. Obiecałam mu kawę,a Oliwerowi deser, więc mogłam być pewna, że się jeszcze spotkamy. Cieszyłam się, jak głupia, gdy pocałował mnie w policzek na pożegnanie i życzył miłej nocy. W jednej chwili wszystkie złe komentarze, jakie miałam na jego temat znikły, jak bańka mydlana. Teraz, uważałam go za naprawdę wspaniałego mężczyznę, jakiego rzadko można spotkać na swojej drodze.
Na mojej się pojawił, za co jestem z całego serca wdzięczna Bogu. 
____________________________________________________________________

Witajcie Kochane! :D
Michał chyba odpokutował swoje winy, jak myślicie? :)
Chciałam bardzo mocno podziękować za wszystkie wyświetlenia i komentarze. Jesteście jedyne w swoim rodzaju, uwielbiam Was. :3
W środę kibicujemy z całego serca Skrze i Sovii.
Dziś Nasze święto dziewczynki. <3


Pozdrawiam, buziaki! ;*

piątek, 27 lutego 2015

8 ROZDZIAŁ

-Blanka..-odparł stanowczo odpychając mnie delikatnie od siebie na bezpieczną odległość.
Poczułam się zawiedziona. Cały czas wydawało mi się, że on również chce tego pierwszego zbliżenia, tak jak ja. Niestety, jak zwykle nie miałam racji i karciłam się w myślach, że w ogóle wyobraziłam sobie jego pełne usta na swoich. Od początku wiedziałam, że ma rodzinę, więc nie mogłam sobie zbyt wiele obiecać. Nic nie mogłaś sobie obiecać, Blanka. 
Spuściłam wzrok na podłogę i schowałam wychodzący kosmyk włosów za ucho. Moje policzki oblał spory rumieniec i nie potrafiłam się pierwsza odezwać przez wielką gulę w gardle, która uniemożliwiła mi rozmowę. Gdy tym czasem on stał nieruchomo w tym samym miejscu i tempo wpatrywał się w jakiś punkt na ścianie.
-Michał! Szukałam cię, gdzie byłeś?-niezręczną ciszę przerwał kobiecy głos pełen wyrzutu i ulgi.
Podniosłam wyżej głowę i ujrzałam małą szatynkę o czarnych, jak węgiel włosach do ramion, opalonej skórze i małych piwnych oczach. Ubrana była w granatową sukienkę do kolan, która idealnie współgrała z koszulą Winiarskiego. Wtuliła się w siatkarza i wpiła we mnie pytające spojrzenie.
-To jest Blanka, lekarka w szpitalu, do którego trafił Oli ostatnio-pokazał na mnie dłonią i uśmiechnął się krzywo.
-Dagmara Winiarska-jego żona wyszła naprzód, podkreśliła mocno ostatnie słowo i wysunęła w moją stronę swoją smukłą rękę, którą mimowolnie uścisnęłam.
Po jej minie wywnioskowałam, że nie jest zachwycona moim towarzystwem. Stąpała z nogi na nogę i szeptała coś do ucha Michałowi, który także nie czuł się komfortowo w zaistniałej sytuacji. Nie polubiłam jej, może i dlatego, że za każdym razem, gdy była blisko przyjmującego, miałam ochotę podejść do niej i powyrywać jej wszystkie włosy z głowy. Tak, chyba byłam lekko zazdrosna. 
-Ja już pójdę, cieszę się, że ciebie poznałam-uniosłam kąciki ust ku górze i szybko przepchałam się przez tłum gromadzący się wokół sceny.
Odetchnęłam głęboko, gdy straciłam ich z oczu. Znów miałam mętlik w głowie i pełno nurtujących pytań, na które i tak nie potrafiłam znaleźć jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi. Nie miałam już ochoty na zabawę, więc parta przygnębiającą energią chwyciłam swój płaszcz i wyszłam z klubu. Schowałam ręce do kieszeni i spacerowałam powoli po bełchatowskim uliczkach, na których aż roiło się od pijanych osób świętujących nadejście nowego roku.
-Zaczekaj!-ktoś położył silne dłonie na moich biodrach i odwrócił w swoją stronę.
Odchyliłam się i zauważyłam wyszczerzonego Kłosa trzymającego butelkę szampana i dwa kieliszki w ręku.
-Myślałaś, że zostawię cie samą w Sylwestra?-puścił mi oczko i obejmując mnie ramieniem zaczął gdzieś prowadzić.
Otworzyłam ze zdziwienia usta. Zszokował mnie, bo nigdy nikt się o mnie tak nie troszczył. Był nachalny, ale chyba dzięki temu nie potrafiłam mu się oprzeć i czułam do niego pewnego rodzaju sympatię.
-Wolałam być sama, nie lubię żadnych hucznych imprez-wzruszyłam ramionami.
-Ja też nie-parsknął śmiechem i wyjął z kieszeni telefon, który pokazał godzinę 23:57.
Zaklął cicho pod nosem i wsunął mi do ręki naczynie. Zaczął siłować się z butelką pełną alkoholu, aż wreszcie usatysfakcjonowany odkręcił korek wystrzeliwując go gdzieś daleko w krzaki.W ciągu kilku sekund niebo rozjaśniło się od gromady różnorodnych fajerwerek oraz petard, które wzbijały się wysoko i spadały powoli na ziemię tracąc swój urok (link). Wpatrywałam się w nie przez dłuższy czas, jakby zahipnotyzowana. Przymknęłam powieki i powróciłam do nurtujących wspomnień.

Siedzisz na drewnianym parapecie okryta bawełnianym, kolorowym kocem i z wielkim natchnieniem wodzisz wzrokiem po kolorowych sztucznych ogniach, które z siłą wylatują w powietrze. Uwielbiasz patrzeć na nie i co roku robisz to z wielką pasją. Choć przez chwilę zapominasz o swoim dotychczasowym życiu i cieszysz się, jak urzeczona, gdy małe iskierki opadają na ziemię. 
-Zejdź z tego okna!-słyszysz głośny męski głos i szybko zeskakujesz z niego.  
Muskularna postać z impetem zasłania rolety i spogląda na ciebie groźnie. Nie wiesz co masz robić, kolejny raz czujesz się bezbronna i bezsilna. Wysilasz się na ciche 'przepraszam' i kładziesz się na łóżko próbując zmyć gromadzące się w twoim sercu wyrzuty sumienia. 
-Miałaś już dawno spać-mówi przez zaciśnięte zęby, podchodzi do ciebie i wymierza siarczysty policzek.
Pod wpływem narastającego bólu dotykasz dłonią część ciała chcąc choć trochę ukoić szczypanie. 
-Żeby mi to było ostatni raz-grozi ci palcem i wychodzi z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Wzdychasz przeraźliwie i kładziesz głowę na poduszce dając upust swoim emocjom. Słone krople łez ciurkiem spływają ci po twarzy, a ty wcale nie czujesz jakiejkolwiek ulgi. 
Po raz kolejny zostałaś ukarana za nic. Po raz kolejny ten sam osobnik cie skrzywdził. Po raz kolejny udowodnił ci, że jesteś nikim. Co najgorsze, po raz kolejny brutalnie zniszczył twoje marzenie, że następny rok w końcu będzie normalny. 

Otworzyłam oczy i westchnęłam cicho. Choćbym najbardziej chciała, nie potrafiłam zapomnieć o dzieciństwie, bałam się, że te czasy powrócą, że znów razem z mamą będziemy zależne tylko i wyłącznie od taty. Do rzeczywistości przywrócił mnie Kłos, który rozlał szampana i stuknął kieliszkiem o mój.
-By ten 2015 rok był lepszy od tamtego!-posłał w moją stronę jeden z najszczerszych uśmiechów i wypił swoją zawartość.
-Będzie-szepnęłam idąc w jego ślady.
Teraz byłam pewna, że wreszcie uda mi się być naprawdę szczęśliwą, że wszystkie cierpienia oraz krzywdy mam już daleko za sobą i będę żyć nie zbaczając na przerażającą przeszłość, która każdego dnia nie daje o sobie zapomnieć.
Oparłam głowę o jego silne ramię dając mu się objąć i prowadzić gdzieś w nieznane. Z każdą kolejną wspólnie spędzoną minutą poznawałam go coraz lepiej i dziwiłam się, że wcześniej na swej drodze nie spotkałam tak zabawnego i sympatycznego mężczyznę.
-Interesujesz się siatkówką?-spytał nie odrywając ode mnie wzroku.
-Nie-skrzywiłam się. -To nie moja bajka.
Zmarszczył brwi i podrapał się szybko po karku.
-Wydawało mi się, że widziałem cię na którymś naszym meczu.
-Przyjaciółka mnie namówiła-odparłam wzruszając ramionami i potarłam ręce, które od zimna zaczęły mi drętwieć.
Mój ruch nie umknął uwadze Karola i pomimo mych sprzeciwów ściągnął kurtkę i zarzucił mi na plecy czule zaglądając w me zaciekawione i duże oczy. Zarumieniłam się lekko i schowałam wzrok w mokrym od deszczu chodniku. Czułam się w jego towarzystwie, jak ryba w wodzie i choć znaliśmy się nieco ponad kilka godzin miałam ochotę wyjawić mu wszystkie swoje tajemnice.
Widziałam w nim prawdziwego przyjaciela. Ale czy on też? 
Do domu wróciłam grubo po trzeciej w nocy i zmęczona całym dniem wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka upewniając się wcześniej, że przyjaciółka również już jest w swoim pokoju.

Obudziłam się z doskwierającym bólem głowy i pomimo przepięknej pogody za oknem chciałam przykryć się kołdrą pod sam czubek nosa i nigdzie nie wychodzić. Niestety, promienie słoneczne przedzierały się przez szybę i padały prosto na moje oczy, przez co dłuższe spanie nie miało najmniejszego sensu.
Rozciągnęłam się lekko i dłonią chwyciłam telefon znajdujący się na szafce.
Cholera zaklęłam pod nosem i przetarłam oczy, lecz komórka dalej wskazała godzina trzynastą. Zerwałam się natychmiast z miejsca i pobiegłam do kuchni, by przygotować sobie śniadanie. Krzątając się po pomieszczeniu zauważyłam małą zmieloną karteczkę położoną na półce. Wzięłam ją do ręki i odczytałam wiadomość.

Idę na zakupy, będę później. 
Ps. Dzięki ci z całego serca, że zostawiłaś mnie wczoraj samą wśród tych wszystkich wysokich przystojniaków.  Policzymy się w domu :* 


Parsknęłam śmiechem i wyrzuciłam makulaturę do kosza. Na wspomnienie o wczorajszym dniu miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wciąż nie wierzyłam, że mogłam zrobić coś, czego później bym strasznie żałowała. Nigdy taka nie byłam, moje kilkuletnie życie było zaplanowane do ostatniej godziny, więc myśl, że Michał Winiarski prawie złączył nasze usta w pocałunku przyprawiała mnie o wielkie wyrzuty sumieniu, a policzki oblewał momentalnie ogromny rumieniec. Złapałam się dłońmi za skronie próbując wymazać całkowicie siatkarza z głowy, lecz co najdziwniejsze, nie umiałam. Był jak magnes, wciąż do niego wracałam, do jego intensywnego pełnego błękitu spojrzenia i spontanicznego, uroczego uśmiechu, którym obdarzał mnie w tańcu. W jego objęciach czułam się, jakby wszystko inne nie miało miejsca i sensu. Po raz kolejny robisz sobie złudną nadzieję, Blanka. 
Wykonałam poranne czynności, ubrałam się (link), pomalowałam i uczesałam włosy w kłosa. Wyjęłam z zamrażalki zamrożone zapiekanki i położyłam je na gazówce, by się choć troszkę odmroziły. Usiadłam w salonie na kanapie i włączyłam telewizję. Przeskakiwałam pilotem każdy kanał, lecz nie znalazłam nic co by mnie zaciekawiło. W końcu od niechcenia zatrzymałam się na powtórce meczu Polska-Serbia Mistrzostw Świata w siatkówce 2014. Wodziłam wzrokiem po ekranie, na którym mężczyźni odbijali piłkę, uderzali w nią, zagrywali i skakali do bloku. Nic w tym nadzwyczajnego i magicznego nie widziałam, więc kilkadziesiąt tysięcy kibiców ubranych w biało-czerwone barwy, tworzących pewnego rodzaju rodzinę, po prostu wbiło mnie w fotel. Nagle usłyszałam wibracje, wyjęłam komórkę i nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.
Michał: Cześć Blanka, możemy się spotkać? 
Przełknęłam głośno ślinę, nie wierząc, że to jego głos słyszę po drugiej stronie.
Blanka: Po co?
Michał: Obiecałaś Oliemu i mi kawę, a w ogóle chodzi mi o opiekę nad moim synem.
Blanka: Nic nie obiecałam i nie będę żadną niańką do dzieci, bo nie możesz sobie czasu z żoną rozplanować.
Michał: Ale przecież myślałem, że się zgodziłaś.
Blanka: Źle myślałeś, mam pracę. Przepraszam, ale nie mam ochoty z tobą dłużej rozmawiać.
Michał: Jasne, księżniczka się znalazła. Wczoraj jakoś nie narzekałaś. Może jeszcze do łóżka byś mi wskoczyła?
Blanka: Daj mi spokój!
Rozłączyłam się i z impetem rzuciłam telefon na podłogę. Byłam sfrustrowana jego zachowaniem i czułam, jak moje nerwy powoli osiągały istne apogeum. Może nieumyślnie, ale mnie zranił swoim szyderczym głosem. Teraz, gdy zaczynałam go naprawdę lubić, on musiał pokazać swą gorszą stronę. Spojrzałam na telewizor, w którym widniała uśmiechnięta twarz przyjmującego z zaciśniętą pięścią i pod wpływem napływających negatywnych emocji od razu go wyłączyłam. Odetchnęłam głęboko próbując ochłonąć.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, jak wszystko szybko się może zmienić. Jeszcze niedawno mogłam mu się rzucić w ramiona, a teraz uważałam, go za największego kretyna na całym świecie.
Schowałam twarz w dłoniach czując, jak oczy zaczynają mnie piec, a kilka łez spływa po moich policzkach. Upokorzył mnie i był z tego dumny. Przynajmniej tak mi się wydawało. 
Po chwili do moich uszu dotarło głośne, nieustające pukanie, więc wstałam niechętnie z kanapy, wytarłam słoną ciecz spod powiek i otworzyłam wejściowe drzwi, z nadzieją, że to Inga wróciła z zakupów, lecz zapomniała swoich kluczy dlatego nie może normalnie wejść. Jakie było moje zaskoczenie, gdy w progu zamiast tryskającej energią ciemnej blondynki ujrzałam wysoką postać o nienagannej posturze, brązowych włosach, krzaczastych brwiach i  twarzy w części pokrytej brodą oraz delikatnym wąsem. Stał ubrany w dresy z niewinnym uśmiechem, a w rękach trzymał karton z wystającymi czapkami czarnego koloru.
-Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, bo jeśli nie, to przyjdę jeszcze raz-poruszał zabawnie brwiami i mrugnął do mnie okiem.
Zaczęłam się śmiać i spojrzałam na niego upewniając się, czy aby na pewno dobrze słyszałam.
-No co?-uśmiechnął się rozbrajająco. -A tak na poważnie, to jestem twoim nowym sąsiadem i może byłabyś zainteresowana kupnem moich czap, których nigdzie nie kupisz, bo są unikatowe?
-Nie, dzięki.
-Dorzucę autograf na jakiejś twojej części ciała-zjechał wzrokiem od podłogi do mojej głowy.
Pokiwałam z politowaniem głową i chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, lecz skutecznie uniemożliwił mi to wpychając swoją nogę.
-Wrona, tu jesteś!-usłyszałam znajomy głos i spojrzałam na Karola opartego o ramię przyjaciela z wielkim bananem na ustach. -Co za niespodzianka, mówiłeś już Blance, że będziemy najwspanialszymi sąsiadami?
Zamrugałam kilkakrotnie powiekami analizując wszystko dokładnie w głowie. Polubiłam Kłosa, ale myśl, że będę mieszkać z nim obok siebie po prostu mnie przygnębiała, gdyż był strasznie namolny i natrętny.
-To jakieś żarty!-parsknęłam śmiechem i trzasnęłam szybko drzwiami, by żaden z nich nie zdążył mi przeszkodzić.
-Widzimy się dziś u nas na parapetówce!-krzyknęli oboje i odeszli.
Oparłam się o ścianę, zjechałam nią w dół i uniosłam kąciki ust ku górze. W głębi duszy cieszyłam się, jak dziecko, że będę mieszkać w tym samym bloku co oni. Karola już uważałam za dobrego kolegę, a jego współlokator wcale nie wydawał się mniej zabawny i sympatyczny. Czułam, że od dzisiaj moje życie będzie wyglądać całkiem inaczej, że będzie bardziej kolorowe i radosne, że tych dwóch na pozór zwykłych mężczyzn zmieni je o 180%. A czemu nie o 360? 
Bo o te drugie 180 prawdopodobnie zmieni Winiarski, przecież już to robi, nie mylę się, prawda Blanka? 
_______________________________________________________________
Wreszcie jestem! :)
Przepraszam, że tak długo, ale przed tym obozem nie miałam na nic głowy. Co do rozdziału:
Karol i Andrzej będą sąsiadami Blanki, Winiar znów narozrabiał, a ona ma coraz większy mętlik w głowie.
Z mojego punktu widzenia ten rozdział taki trochę o niczym, miał być dłuższy, ale te ciekawsze momenty pozostawiłam na kolejny epizod, gdyż nie chciałam, żeby się go czytało godzinami, bo sama nie lubię takich czytać. :)
Niestety, jeszcze 2 dni laby i do szkoły. :c
Tak na pocieszenie łapcie Skrzatów! <3


Pozdrawiam, buziaki Kochane! ;*

niedziela, 8 lutego 2015

7 ROZDZIAŁ

Do domu wróciłyśmy po godzinie 21. Byłam tak zmęczona, że marzyłam tylko i wyłącznie o ciepłym łóżku i głębokim śnie. Niestety, gdy dłonią chwyciłam klamkę swojego pokoju Iga zagrodziła mi drogę i skinieniem głowy wskazała na czarny fotel w salonie. Wiedziałam, że czeka mnie poważna rozmowa z przyjaciółką, gdyż przez całą podróż powrotną nie odzywałyśmy się do siebie ani słowem. Ona toczyła wojnę z myślami, a ja przez jakiś czas korespondowałam z Michałem, dzięki czemu uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Siadaj-burknęła i poszła do kuchni po dwa kubki gorącego kakao.
Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało zabierając parujący napój i zajęłam obok niej miejsce.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że znasz Winiarskiego?-odparła z wyrzutem i wpiła we mnie przeszywające spojrzenie.
-Nie znam go tak dobrze-przewróciłam oczami. -Spotkaliśmy się w szpitalu, bo jego synek miał operację. Nie nawiązywałam z nim wszelkiego kontaktu.
Zamoczyłam kąciki ust w cieczy i przyglądałam się przyjaciółce, która najwyraźniej poczuła ulgę.
-Na pewno? Przecież widzę, jak na niego patrzysz-uśmiechnęła się cwaniacko.
Zamrugałam kilkakrotnie powiekami i nerwowo przekładałam kubek z rąk. On był przecież tylko poznanym znajomym, którego tak naprawdę nie chciałam bliżej poznawać. Domyślałam się, że wtedy mogłabym coś do niego poczuć. Coś niepowtarzalnego i magicznego. To coś, dzięki czemu będę szczęśliwa, a me serce wypełni ciepło oraz radość. Ale tak nie jest Blanka i nie zawracaj sobie tym głowy. 
-Na pewno-by uniknąć następnych zbędnych pytań wzięłam do ręki pilota i włączyłam telewizor zatrzymując się na polskiej komedii romantycznej Tylko mnie kochaj, która w aktualnym momencie uratowała mi skórę, gdyż współlokatorka zaciekawiła się owym filmem.
-Ja już pójdę-wstałam i zaczęłam kierować się w stronę swoich czterech ścian.
Blondynka chyba nawet nie zauważyła mojego zniknięcia, bo rozłożyła się na fotelu, przykryła kocem i w skupieniu oglądała. Westchnęłam cicho kładąc puste naczynie do zlewu i oparłam się o blat przyglądając się małej, przeuroczej blondynce w ekranie.

-Zrobię dla Ciebie wszystko.
-Nie trzeba wszystko...
-Tylko, co?
-Tylko mnie kochaj. 

Uniosłam delikatnie kąciki ust ku górze i rozmarzona zamknęłam się w swoim lokum. Po chwili powędrowałam do łazienki i wzięłam długi, rozgrzewający prysznic oraz umyłam włosy swoim ulubionym brzoskwiniowym szamponem. Wtarłam w swe nagie ciało oliwkowy balsam i ubrałam piżamę (link). Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku opierając głowę o błękitną miękką poduszkę. Przymknęłam powieki i w myślach odtworzyłam obraz bruneta z intensywnie niebieskimi tęczówkami oraz szczerym, ciepłym uśmiechem. Próbowałam wymazać go z pamięci, lecz moje próby były wciąż nieudolne. Nie, nie zakochałam się. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, nie wierzę w żadne motylki w brzuchu oraz miękkie kolana. To było coś zupełnie innego. Ujął mnie swoją postawą, choć na początku wcale nie pajaliśmy do siebie jakąkolwiek radością. Zaczęłam go podziwiać, jako człowieka poświęcającego się swojej pasji i rodzinie. I to był też jeden z powodów, dla których musiałam raz na na zawsze zapomnieć o nim. On był przykładnym, wyrozumiałym oraz ambitnym mężczyzną. Nie to co ja, z wieloma ranami zadanymi w dzieciństwie i jedną wielką dziurą w sercu skrywająca przerażającą tajemnice. Taka właśnie byłam, inna od reszty.
Nagle usłyszałam ciche wibracje. Wyciągnęłam dłoń ku dębowej szafce i pochwyciłam telefon. Zobaczyłam wiadomość od Winiarskiego, a na mojej twarzy malowało się niemałe zaskoczenie. 

Od: Michał
Jeśli cię obudziłem, to przepraszam, ale chciałem życzyć ci dobranoc. No więc, słodkich snów i karaluchy pod poduchy. Oliwer przesyła buziaki! :D 

 Usunęłam smsa i odłożyłam komórkę na miejsce. A co jeśli wszystko wymknie mi się spod kontroli? Jeśli naprawdę zaczniemy być sobie bliżsi? Na razie tak nie jest Blanka, więc możesz spać spokojnie... Po chwili Morfeusz zabrał mnie w swoje ramiona. 

Promienie słoneczne przedzierały się przez szybę i padały na moją twarz rozjaśniając całe pomieszczenie. Westchnęłam cicho przecierając oczy i niechętnie wstałam z łóżka kierując się w stronę kuchni, skąd dochodził zapach świeżo usmażonej jajecznicy. Stanęłam w progu i ujrzałam postać Igi zajadającej śniadanie.
-Dzień dobry-wyszczerzyła się z pełną buzią. -Wiesz, jaki dzisiaj dzień?
Spojrzałam na nią pytająco i podeszłam bliżej wyjmując z szuflady miskę. Zalałam ją chłodnym mlekiem i nasypałam dużo płatków kukurydzianych.
-Udajesz głupią-prychnęła. 
Pokiwałam z politowaniem głową i zanurzyłam łyżkę w naczyniu, kierując ją później do swoich ust.
-Sylwester Blanka, S-Y-L-W-E-S-T-E-R-przeliterowała dokładnie ostatni wyraz i uderzyła się otwartą dłonią w czoło, jakby sugerowała moją lekkomyślność. 
-Wiedziałam o tym bardzo dobrze-wzruszyłam ramionami siadając na blacie.
Nigdy nie lubiłam spędzać hucznie ostatni dzień starego roku, w przeciwieństwie do przyjaciółki. Dla mnie dziś była zwykła środa witająca nowy rok. 
-Idziemy do klubu, prawda?-uśmiechnęła się i włożyła puste naczynia do zmywarki. 
-Idziemy-westchnęłam.
Nie mogłam zostać w domu, gdyż pierwszy raz w życiu miałam być jedną z tych szczęściar, które będą mogły zaprezentować na scenie swoje wokalnie umiejętności. Zawsze marzyłam, by stanąć na międzynarodowej arenie i zaśpiewać przed kilku tysiącami fanów. Niestety, najwidoczniej Bóg napisał mi inną historię, zupełnie odbiegającą od moich niedoszłych planów. 

Nim się obejrzałam wskazówki zegara wybiły godzinę siedemnastą, więc zaczęłam się szykować. Ubrałam się (link), swoje kasztanowe włosy rozczesałam oraz delikatnie pofalowałam pozostawiając je wolne, by mogły spokojnie opadać na me plecy. Usta pomalowałam szminką w odcieniu krwistej czerwieni, rzęsy przejechałam kilkakrotnie tuszem oraz poprawiłam eyelinerem, przypudrowałam lekko policzki, a powieki wykończyłam czarnym oraz złotym cieniem. Uśmiechnęłam się na swój widok w lustrze. Wreszcie zaczęłam dbać o siebie i swój wygląd. Blanka, promieniejesz. 
-Chodź już!-usłyszałam głośny krzyk współlokatorki, więc w pośpiechu chwyciłam jeszcze ulubione perfumy i spsikałam się nimi wokół szyi.
Gotowa wyszłam z łazienki i obróciłam się wokół własnej osi.
-Jak wyglądam?
Przyjaciółka zmierzyła mnie z góry na dół i pokiwała z uznaniem głową.
-Gdybym była mężczyzną już dawno znalazłabyś się w moim łóżku.
-Wariatka!-parsknęłam śmiechem uderzając ją w ramię.
Narzuciłam na siebie płaszczyk oraz nałożyłam wysokie szpilki i w towarzystwie Igi wyszłam z mieszkania, które następnie zamknęłam na klucz. Nigdy nie wiadomo, kto się po nocach będzie kręcił. Lepiej dmuchać na zimne. 
Gdy się obróciłam moją uwagę przykuł wysoki chłopak odwrócony ode mnie tyłem z wielkim kartonem w rękach. Stał w otwartych na oścież drzwiach przyglądając się ogromnemu bałaganowi w środku. Chyba będziemy mieć nowego sąsiada-przeszło mi przez głowę. Zastanawiałabym się dłużej gdyby nie upierdliwa blondynka, która zaczęła wręcz siłą ciągnąć mnie po schodach na dół.
-Puść mnie już-mruknęłam otwierając drzwi wyjściowe.
Posłuchała moich rad i swobodnie wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie mrok zapanował nad całym Bełchatowem. Wsadziłam ręce do kieszeni, wdychałam rześkie powietrze i stąpałam powoli po mokrym od deszczu chodniku pozostawiając na nim głośne stuknięcia obcasów. Wiatr delikatnie szumiał i targał moimi włosami na różne strony, a na niebie widniało pełno złotych gwiazd. Kochałam takie miejsca, gdzie mogłam się wyciszyć. Byłam chyba jedynym typem osoby, która zamiast wielkich dyskotek, wolała park, czy spacer po lesie. Być może to był właśnie powód, przez który rówieśnicy w liceum omijali mnie szerokim łukiem.
Po jakiś dziesięciu minutach dotarłyśmy do odpowiedniego miejsca. Był to bardzo przestrzenny klub o ścianach w odcieniu granatu. Na suficie wisiała ogromna kula dyskotekowa świecąca swoim własnym, kolorowym światłem dostarczając wiele efektów wizualnych. W kątach sali rozmieszczone były wygodne fotele wraz z małymi, szklanymi stolikami, a na środku stała dużych rozmiarów scena, na której znajdowali się jacyś odważni ludzie śpiewając karaoke.
Przeczesałam włosy palcami chcąc doprowadzić je do ładu i usiadłam na kanapie w głębi lokalu. Wzrokiem podążałam za tańczącymi energicznie parami i poczułam dziwny ścisk w żołądku. Ja nie miałam nikogo z kim mogłabym się gdzieś wybrać, powygłupiać oraz poprzytulać, a to wszystko tylko z własnej winy, bo każdego odtrącałam i prawdopodobnie to bolało mnie najbardziej.
-Cześć-usłyszałam ciche chrząknięcie nad uchem.
Obróciłam się gwałtownie i ujrzałam wysokiego mężczyznę o nienagannej posturze, ubranego w czerwony luźny podkoszulek oraz dżinsy. Zmarszczyłam czoło i przyglądałam mu się uważniej. Skądś go kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
-Cześć-podrapał się rozpaczliwie po karku i usiadł obok mnie. -Nie odpowiesz mi?
-Znamy się w ogóle?-skrzywiłam się delikatnie i odsunęłam kawałek.
Westchnął cicho i burknął coś pod nosem.
-Karol jestem, miło mi-wyciągnął w moją stronę swoją długą dłoń.
-Blanka-uścisnęłam ją i poczułam coś w rodzaju déjà vu.
-Czy my się przypadkiem kiedyś nie widzieliśmy?-spojrzałam w jego zielone oczy, w których nagle pojawił się jakiś przebłysk.
Pokiwał przecząco głową i uśmiechnął się rozbrajająco.
-Wydaje mi się, że nie, ale chętnie dowiem się czegoś o tobie.
Oparłam się o legowisko i odwrócona w jego stronę zaczęłam mu mówić, co mi ślina na język przyniosła. Był bardzo zabawny, sympatyczny i miły, dzięki czemu w jego towarzystwie czułam się, jak ryba w wodzie. Chyba jeszcze z nikim tak szybko nie złapałam tak dobrego kontaktu. Dowiedziałam się, że gra w siatkówkę w reprezentacji Polski oraz Skrze Bełchatów. Wciąż byłam pewna, że kiedyś się już spotkaliśmy, ale zapewne natłok wszystkich minionych problemów wymazał moją pamięć.
Przestań Blanka zawracać sobie tym głowę, wydaje ci się.  
Około godziny 22, gdy połowa ludzi w lokalu była już mocno wstawiona, zostałam wywołana na scenę. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa i nie chciały wykonać, żadnego ruchu. Bałam się, po prostu się bałam, że źle wypadnę i zacznę fałszować, że wszyscy mnie wyśmieją i wyprawią z kwitkiem. W końcu po pokrzepiających słowach Kłosa weszłam na scenę przyciskając do piersi mikrofon. Z głośników zabrzmiały dźwięki (link), które w miarę możliwości zaczęły mnie uspokajać. Przymknęłam powieki i oddałam się cała piosence, jak to miałam w zwyczaju. Muzyka. To ona była moją odskocznią od problemów, to jej potrafiłam się zwierzać i na chwilę znaleźć się w świecie, w którym byłam tylko ja, gitara i nuty.
Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się pod nosem widząc ludzi mocno klaszczących i gwiżdżących pokrzepiająco. Byłam z siebie dumna, po raz kolejny. Nagle, gdy podążałam podnieconym wzrokiem po sali, w oddali zauważyłam Jego. Stał oparty o ścianę w towarzystwie małej brunetki i intensywnie mi się przyglądał. Wypuściłam powietrze i zeszłam ze sceny kierując się ku uśmiechniętemu brunetowi, który mocno zaciskał kciuki.
-Już możesz puścić-zaśmiałam się. -Udało mi się!
-Jesteś świetna-mocno mnie przytulił. -Cudowna!
Poczułam, jak me policzki oblewa spory rumieniec, więc zakryłam je kosmykami mych włosów i odwzajemniłam uścisk. Potrzebowałam takiej bezpośredniej, zwykłej bliskości.
-Pójdę czegoś się napić-uśmiechnęłam się ciepło odrywając się od niego.
Poszłam w stronę baru i zamówiłam drinka z malibu. Usiadłam na jednym z krzeseł i próbowałam wypatrzeć przyjmującego, lecz jak na złość nigdzie go nie było. Sama nie wiem, dlaczego tak usilnie chciałam go ujrzeć. Po prostu działał na mnie, jak magnes, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
Po chwili z głośników poleciała wolna, romantyczna muzyka i na parkiecie aż roiło się od zakochanych osób. Westchnęłam cicho i wzięłam łyk orzeźwiającego napoju, który dostarczył mi młody barman.
-Zatańczysz?-ktoś położył mi silną rękę na ramieniu i wysunął drugą ku mojej twarzy.
Odchyliłam się mocno i ujrzałam uśmiechniętego Winiarskiego. Patrzył na mnie w skupieniu i spokoju, a ja z zdezorientowaniem malowanym na twarzy. W czarnej koszuli, poczochranych włosach i niewinnych oczach prezentował się bardzo przystojnie i musiałam przyznać, że aż odebrało mi mowę.
 -Zaraz piosenka się skończy-parsknął śmiechem i przywołał mnie do rzeczywistości.
Wstałam z miejsca i położyłam swoją dłoń na jego koniczynach. Zaprowadził mnie na sam środek sali i delikatnie, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę lub jakikolwiek jego ruch miałby zagrozić światu objął mnie w pasie i przysunął do siebie bliżej. Czułam jego przyśpieszony oddech, który drażnił moją szyję i miarowe bicie serca. Oparłam głowę na umięśnionym ramieniu napawając się wonią jego męskich perfum.
-Bardzo ładnie wyglądasz-szepnął mi do ucha.
Nie wiem co się ze mną działo, ale przez słowa, które wypowiedział, nogi miałam, jak z waty i wielka gula podeszła mi do gardła uniemożliwiając kontynuowanie rozmowy. Nie byłam sobą, wydawało mi się, że jestem kołysana i unoszona przez fale na morzu. To było coś magicznego. Pragnęłam już na zawsze pozostać w jego uścisku i tonąć w błękicie tych anielskich tęczówek. Ta chwila była wyjątkowa i niepowtarzalna. Nigdy takiej w swoim życiu nie doświadczyłam.
Zdołałam jedynie uśmiechnąć się delikatnie.
-Masz śliczne oczy-obkręcił mnie zmysłowo i powrócił do wcześniejszej pozycji. -Pani doktor...
Odetchnęłam głęboko wpatrując się w jego usta, które mimowolnie zaczęły zbliżać się do mnie na niebezpieczną odległość. Jakaś wewnętrzna siła wręcz błagała mnie bym przestała w to brnąć, lecz byłam zahipnotyzowana jego osobą i wydawało mi się, że oprócz nas nie ma tam nikogo. Nie kontrolowałam swoich ruchów.
-Blanka...
______________________________________________________________________
Jestem z 7! :D
Nie wiem czemu, ale od jakiegoś czasu coraz ciężej mi się piszę, pewnie ze względu na dużo nauki.
Jeszcze tylko tydzień i upragnione ferie! :3
Jeżeli chciałybyście, żebym wtrącała takie gify, jak u góry to napiszcie. :)
Pozdrawiam, buziaki! ;*

niedziela, 1 lutego 2015

6 ROZDZIAŁ

30 grudnia
Siedziałam w kuchni przy stole i próbowałam się skupić na, jak najładniejszym pomalowaniu paznokci na biały kolor. Niestety, moje zdolności kosmetyczne nie były za wysokie, więc musiałam się trudzić o wiele bardziej. Westchnęłam cicho, gdy bezkrwisty lakier zaczął się marszczyć. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa, więc zerwałam się natychmiast z miejsca i chwyciłam do ręki komórkę. Szybko zlustrowałam wzrokiem otrzymaną wiadomością.

Od: Paweł 
Blanka, błagam spotkajmy się. Ja wiem, że zachowałem się, jak dupek, ale ja prawie nic nie pamiętam  z tego ślubu. Byłem pijany, nie kontrolowałem się. Przepraszam...

Pod wpływem nieprzyjemnych wspomnień i negatywnych emocji od razu przeniosłam ją do kosza i osunęłam się po ścianie. Domyślałam się, że nie był wtedy sobą, ale po tym wszystkim była między nim, a mną jakaś bariera nie do przeskoczenia. Nie miałam pojęcia, jak teraz będą wyglądać nasze relacje. Zawsze był dla mnie bardzo ważną osobą, z którą mogłam porozmawiać o każdej rzeczy, poradzić się wiedząc, że mnie zrozumie i pomoże. Świat zmienia się, jak w kalejdoskopie. W tym momencie czułam do niego odrazę i obrzydzenie. Nie chciałam się z nim spotkać, bo wiedziałam, że zmięknę, że moja silna wola odpuści.
Do moich uszu dotarł głośny trzask drzwiami i szczęśliwy krzyk przyjaciółki, która zaczęła skakać z radości po całym mieszkaniu. Przewróciłam oczami i posłałam w jej stronę pytające spojrzenie.
-Nie uwierzysz!-pisnęła i znalazła się przy mnie z malowanym podekscytowaniem w tęczówkach.
-O co chodzi?-wymusiłam delikatny uśmiech i położyłam dłoń na jej ramieniu.
-Patrz, co udało mi się zdobyć!-pomachała mi przed oczami dwoma kwitkami i wyszczerzyła się szeroko. -Jedziemy dziś na mecz!
Prześwidrowałam ją groźnym wzrokiem i wyrwałam jej owe karteczki utwierdzając się tylko
w fakcie, że nie kłamie.
-Będzie naprawdę wspaniale, obiecuje-położyła rękę na sercu i uniosła kąciki ust ku górze.
Od zawsze wiedziała, że nie lubiłam sportu i unikałam jakichkolwiek potyczek, na które ona z wielką chęcią chodziła. Nie raz chciała zabrać mnie ze sobą, lecz prawie zawsze wiedziała jaka będzie moja odpowiedź.
-Blanuś, proszę-uklękła na kolanach, a gdy pokiwałam twierdząco głową, na znak, że się zgadzam szczelnie zamknęła mnie w swoich ramionach.
Pod wpływem jej intensywnie błagalnego spojrzenia nie potrafiłam się sprzeciwić i odmówić. Miałam u niej pewnego rodzaju dług wdzięczności, który próbowałam małymi krokami spłacać.
Wstałam i udałam się do swojego pokoju, by się przygotować, gdyż za 30 minut musiałyśmy wyruszyć, żeby się nie spóźnić. Iga kazała mi nałożyć coś w żółtym kolorze, więc po długim przeszukaniu mojej szafy, spełniłam prośbę współlokatorki i ubrałam odpowiednią stylizację (link). Pomalowałam się delikatnie, a swoje kasztanowe włosy rozczesałam oraz wyprostowałam pozostawiając je wolne. Przez chwilę przyglądałam się sobie w lustrze uśmiechając się szczerze ku końcowemu efektowi. Promieniejesz, Blanka.
Gotowa opuściłam pomieszczenie i stanęłam w progu spoglądając na poddenerwowaną lekko przyjaciółkę. Dziwiłam się, dlaczego ona tak to wszystko przeżywa. Nigdy nie rozumiałam osób, dla których sport był całym życiem. Jak miałam to rozumieć, skoro w moim świecie nie odgrywał on żadnej roli?
-Jedziemy?-upiłam łyk kawy leżącej na drewnianym blacie.
-Tak, tak-machnęła obojętnie ręką i zaczęła usilnie szukać czegoś w swojej czarnej torebce. -Cholera.
Parsknęłam śmiechem zauważając kluczyki wiszące na haczyku w holu obok kurtek. Właśnie takimi szczegółami zazwyczaj się różniłyśmy. Ona, otwarta na świat i totalnie zakręcona, miewała mnóstwo pomysłów i zawsze rozpierała ją energia. Być może dlatego nigdy nie zauważała piękna, jakie ją otacza. Tymczasem ja byłam grzeczną, ułożoną kobietą z ambicjami i planami na przyszłość. Nie potrzebowałam tony makijażu, ubarwionych rzęs i wyzywających ubrać, by zwrócić uwagę mężczyzn. Nie chciałam by zwracali na mnie uwagę i chyba w tym tkwił problem Ale czy aby na pewno właśnie taka pragnęłam być? Niedostępna dla wszystkich i zamknięta w sobie? Te pytania prawie od zawsze krążyły mi w głowie, ale nigdy nie potrafiłam odnaleźć na nie odpowiedzi.
-Wydaje mi się, że znalazłam twoją zgubę-chwyciłam w dłonie srebrny przedmiot i rzuciłam w jej stronę.
-Jesteś wielka-uśmiechnęła się szeroko i wysłała mi w powietrzu buziaka.
Narzuciłam na plecy płaszczyk, owinęłam szyję szalikiem, nałożyłam szpilki w odcieniu limonki i w towarzystwie Ingi wyszłam z mieszkania kierując się w stronę czerwonego audi (link). Wsiadłam na miejsce pasażera, zapięłam pas i przyglądałam się poczynaniom przyjaciółki, która przekręciła kluczyki w stacyjce włączając się do ruchu drogowego.
-Już się nie mogę doczekać-poprawiła górne lusterko i włączyła radio, z którego rozbrzmiała muzyka (link) -Wiesz, że mamy najlepsze miejsca?
Poprawiłam się na fotelu i utkwiłam wzrok w panoramie oddalającego się Bełchatowa.
-Jakoś nie interesuje mnie to zbytnio-skrzywiłam się delikatnie.
-Już nie przesadzaj-uniosła kąciki ust ku górze i zaczęła śpiewać do lecącej akurat piosenki. -Spodoba ci się.
Zaśmiałam się cicho przysłuchując się wydzierającej Indze, jednak po chwili i ja do niej dołączyłam. Resztę drogi dzielącej nas od Kędzierzyna pokonywałyśmy prezentując swoje ogromne, wokalne umiejętności.

Po jakiś 3 godzinach dotarłyśmy do upragnionego miejsca. Gdy wysiadłam z samochodu i ujrzałam wielką halę sportową poczułam pewnego rodzaju ukłucie w sercu. Ciekawość? Niekonieczne, to było coś innego.
Jakby jakaś wewnętrzna siła chciała uświadomić mnie w swoim przekonaniu, że nie długo to będzie moja odskocznia od problemów i drugi dom, do którego będę wracała z uśmiechem na ustach. Znowu majaczysz, Blanka. 
-Chodź-złapała mnie pod ramię współlokatorka i zaprowadziła do wejścia.
Jakiś muskularny facet ubrany w granatowe spodnie i garnitur skasował nam bilety i wskazał ręką sektor, do którego mamy się udać. Weszłyśmy na dużą aurę, która już była prawie zapełniona. Wszyscy ludzie trzymali w rękach jakieś karteczki i w rytm muzyki uderzali nimi o kolana. Widząc tylu wiernych kibiców ubranych w barwy swojego klubu byłam nieco speszona i zawstydzona. Zajęłam miejsce obok podekscytowanej przyjaciółki i zaczęłam przyglądać się wysokim mężczyznom rozgrzewającym się tuż przed nami. Nagle pełna nieświadomości zauważyłam Jego. Moje serce zabiło szybciej, a oczy wielkością przypominały pięciozłotówki. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami sprawdzając, czy aby na pewno los nie płata mi figiel. Niestety, to nie był sen. Przełknęłam głośno ślinę modląc się w duchu, żeby mnie nie zobaczył.
-Świetne miejscówki, nie sądzisz?-szturchnęła me ramię.
-Świetne-westchnęłam i spojrzeniem dokładnie lustrowałam każdy ruch Michała.
Jego włosy były w istnym nieładzie, a twarz wypełniał spontaniczny uśmiech. Mimo tego, że nasza znajomość nie rozpoczęła się za ciekawie, czułam do niego sympatię, ale nie potrafiłam się do tego przyznać. Pociągał mnie i choć zdawałam sobie sprawę, że źle robię myśląc o nim, to brnęłam w to dalej.

Odetchnęłam z ulgą, gdy gwizdek sędziego zakończył spotkanie, a wybuch niepohamowanej radości ze strony kibiców sprawił, że moje serce wypełniło jakieś ciepło. Musiałam przyznać, że lekko udzieliła mi się cała atmosfera i nie raz naprawdę denerwowałam się przy nieudanych akcjach drużyny Winiarskiego, która i tak przegrała spotkanie 3-0 i uznała wyższość przeciwnika.
-Idziemy po autografy!-pisnęła mi do ucha Iga, zerwała się energicznie z miejsca i popędziła w stronę band chwytając w biegu moją rękę.
Nim zdążyłam się sprzeciwić stałam w bezruchu między przeciskającymi się dziewczynami.
-Pani doktor?-usłyszałam tak dobrze znany głos, a serce podskoczyło mi do gardła. -Nie wiedziałem, że interesuje się pani siatkówką.
Gdy odnalazłam jego ciekawski oraz intensywny wzrok poczułam jak me policzki oblewa spory rumieniec, a język nie chce współpracować z ustami.
-Nie interesuję się-wzruszyłam ramionami.
Zaśmiał się cicho i z udawaną obojętnością wobec mojej osoby zaczął podpisywać swoim nazwiskiem różne wyciągnięte w jego stronę karteczki.
-Oliwer się o panią pytał-przeniósł spojrzenie z makulatury na mą pobladłą twarz. -Powiem szczerze, że jeszcze nigdy nikogo w tak krótkim czasie nie polubił
Uśmiechnęłam się delikatnie na myśl o małym chłopczyku z bujną czuprynką.
-Jest przeuroczym dzieckiem, aż trudno pomyśleć, że to twój syn-mruknęłam.
Zauważyłam, jak na jego twarzy malowało się zaskoczenie pomieszane z zaciekawieniem.
-Myślałem, że się już nie gniewasz-poniósł jedną brew do góry. -Przeprosiłem.
-Owszem, ale nie zawsze zwykłe przepraszam wystarczy-odparłam i porozglądałam się na boki, w celu odnalezienia zaginionej przyjaciółki. -Jakbyś mógł pozdrów Oliego.
-Pozdrowię-pokiwał twierdząco głową i kolejny raz wziął do ręki markera. -Tak naprawdę ty będziesz miała okazję to zrobić. Podaj mi swój numer.
Otworzyłam ze zdziwienia usta, stanęłam w bezruchu i wpiłam w niego przeszywające spojrzenie. Przez chwilę wydawało mi się, jakby mój mózg jeszcze nie przetrawił tego, co kilka sekund temu usłyszał.
-Słucham?-przełknęłam głośno ślinę i poprawiłam rozczochrany kosmyk włosów.
-Spokojnie-parsknął śmiechem. -Po prostu z Dagmarą w niektóre dni potrzebujemy osoby, która mogłaby zająć się tym łobuzem, gdy nas nie ma w domu, a że ty załapałaś z nim taki świetny kontakt raptem w ciągu kilku godzin-podrapał się po karku lekko zawstydzony zaistniałą sytuacją.
Speszyłam się odrobinę i skarciłam w głowie za wcześniejsze nieracjonalne myślenie. Oczywiście podałam mu te dziewięć cyfr, a on obdarował mnie swoim uśmiechem pełnym wdzięczności. Nagle zauważyłam krzątającą się na boku blondynkę, więc próbowałam odejść, lecz przyjmujący skutecznie mi to uniemożliwił przytrzymując moją dłoń. Nasze spojrzenia odnalazły się. Wydawało mi się, jakby świat się zatrzymał, a w aktualnym miejscu znajdowaliśmy się tylko my. Jednym słowem, przez intensywność owego spojrzenia zaparło mi dech w piersiach.
-Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?-odetchnęłam głęboko i wyrwałam rękę z jego uścisku.
Znów jego zachowanie zaczynało mnie strasznie irytować.
-Tak naprawdę to jeszcze nie znam twojego imienia, a to dość niesprawiedliwe, bo ty moje tak-wzruszył ramionami wywołując jednocześnie delikatny uśmiech na mej twarzy.
-Blanka-odparłam lekko zaskoczona i szybko go wyminęłam kierując się ku wyjściu z sali w towarzystwie naburmuszonej i wściekłej przyjaciółki.
Czułam, że przez chwilę wpatrywał się jeszcze swoimi błękitnymi tęczówkami w moją oddalającą się sylwetkę i ani trochę mi to nie przeszkadzało.

Jechałyśmy w ciszy. Zdawałam sobie sprawę, że Iga ma mi za złe, za to, że nie powiedziałam jej, że znam Michała, ale dla mnie to spotkanie nie miało jakiegokolwiek znaczenia. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Przecież on miał żonę i wspaniałego synka. Nie miałabym serca, gdybym zniszczyła ich rodzinę lub popsuła panujące między nimi relacje. Ale, skoro był mi obojętny, to dlaczego gdy znajdowałam się blisko niego lub mój wzrok utkwiony był w jego anielskich oczach nie potrafiłam normalnie funkcjonować?
Nagle poczułam ciche wibracje w telefonie oznaczające nadejście nowej wiadomości. Wyjęłam komórkę i pełna ciekawości zaczęłam czytać smsa.

Cześć, Blanka, tu Michał.
Chciałem ci tylko napisać, że Oli już się nie może doczekać, kiedy się z tobą spotka. Powiedział mi, że będzie miał najpiękniejszą koleżankę pod słońcem. No cóż, nie mogłem mu się sprzeciwić. Zaczynam się martwić, że jeszcze polubi cie bardziej ode mnie. 

 Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak Blanka, oszukujesz samą siebie. 
______________________________________________________________
Przepraszam, że dopiero dziś, ale chora jestem i nie miałam siły nic pisać. :/  Następny raczej będzie dłuższy. Chyba.  
Dziękuje za wszystkie komentarze i wyświetlenia! <3 Uwielbiam Was :3
Kolejny horror w wykonaniu naszych szczypiornistów. Mamy brąz, kochani!! Coś niesamowitego. Chłopaki pokazali wolę walki i włożyli całego serducho w wygraną. To właśnie jest piękne, że z dumą reprezentują orzełka na piersi. :')
DZIĘKUJEMY <3





Pozdrawiam ;*

niedziela, 25 stycznia 2015

5 ROZDZIAŁ

Leżałam na kanapie, przykryta ciepłym bawełnianym kocem i oglądałam w telewizji komedię romantyczną. W tym roku nadzwyczajnie szybko minęły mi Święta Bożego Narodzenia, być może i dlatego, że ostatnie ich dni spędziłam na bezczynnym siedzeniu w domu i użalaniem się nad sobą. Mimo przeciwności losu zrozumiałam, że powinnam zacząć pisać swoją nową książkę życiową, gdzie nie będzie miejsca na przeszłość i nurtujące wspomnienia. Chcę być wreszcie naprawdę szczęśliwa i wierzę, że mi się uda. 
Nagle usłyszałam przekręcający się zamek w drzwiach, a po chwili w progu stanęła uśmiechnięta i lekko zaskoczona blondynka. W jednej ręce trzymała wielką reklamówkę z różnorodnym prowiantem, a w drugiej ciągnęła za sobą dużych rozmiarów walizkę w kolorze maliny.
-Iga!-wstałam i mocno ją do siebie przytuliłam.
Potrzebowałam wsparcia i czyjejś bliskości, a ona była jedyną osobą, która mogła mnie ją obdarzyć.
-Udusisz mnie-zaśmiała się cicho, a ja rozluźniłam uścisk. -Spokojnie, zaraz mi wszystko opowiesz.
Westchnęłam cicho, usiadłam na drewnianym krześle w kuchni i przyglądałam się przyjaciółce, która krzątała się po pomieszczeniu wkładając do odpowiednich szafek przywiezione od rodziny jedzenie.
Ostatnią rzeczą jaką teraz pragnęłam było powracanie do minionych wydarzeń  sprzed dwóch dni.
-Mów, jak było-posłała w moją stronę ciepły uśmiech i zajęła miejsce na przeciwko mnie.
Spojrzałam na nią krzywo i utkwiłam wzrok w śnieżno białym obrusie. Nie wiedziałam czy skłamać, czy jednak powiedzieć prawdę. W końcu była dla mnie bardzo ważna i nie chciałam jej okłamywać. Zdawałam sobie sprawę, że gdyby role się odwróciły ona nie ukrywała by przede mną niczego. Wręcz przeciwnie, zdradziła wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.  
-Bo wiesz...-zaczęłam bawić się palcami swojej dłoni nie zważając na jej zaniepokojone spojrzenie. -Na początku wydawało mi się, że w końcu spędzę te święta w gronie rodzinnym, ale jak zwykle się przeliczyłam. Nie umiem sobie z tą przeszłością radzić. Ona wraca z dwojoną siłą.
-Ale co się stało?-złapała mnie delikatnie za rękę.
-Mama sobie kogoś znalazła.
-To chyba dobrze, nie sądzisz?-skrzywiła się delikatnie. -Wydaje mi się, że powinnaś cieszyć się ze szczęścia swojej rodzicielki. Nie każda kobieta byłaby w stanie pozbierać się i na nowo zaufać jakiemuś mężczyźnie.
-Chyba masz rację-pokiwałam twierdząco głową.
 Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak oschle potraktowałam pana Artura i jego córkę, kiedy oni próbowali być mili i nawiązać jakikolwiek kontakt. Jak zwykle musiałam wszystko popsuć i mierzyć każdego swoją własną miarą. Blanka, czasu nie cofniesz. Możesz jedynie naprawić błędy. 
-Zmęczona jestem. Później pogadamy-współlokatorka mrugnęła do mnie okiem i poklepała pokrzepiająco po plecach. -Tobie też radziłabym już się położyć. Wyglądasz, jak wrak człowieka.
Wystawiłam w jej stronę język i wstałam z miejsca przenosząc wzrok na białą kopertę znajdującą się na blacie.
-Zapomniałabym!-uderzyła się otwartą dłonią w czoło i podbiegła do owej makulatury. -Przyszedł list do Ciebie-wręczyła mi go i zniknęła za drzwiami łazienki.
Zdziwiona otworzyłam  i wyjęłam jasno różową karteczkę. Rozłożyłam ją i zaczęłam głośno czytać.

Serdecznie chciałbym zaprosić Ciebie Blanko Radecka byś towarzyszyła mi na ślubie mojej siostry. Dnia 27 grudnia 2014 roku. Bądź gotowa na czternastą. 
Paweł. 


Opadłam zrezygnowana na łóżko. Przez natłok problemów zupełnie zapomniałam o tym weselu, a przecież ono było już jutro. Najchętniej w świecie zostałabym w domu i udała obłożnie chorą. Niestety, nie miałam serca mu odmówić, gdyż zdawałam sobie sprawę jakie to dla niego bardzo ważne. W końcu przyjaźniliśmy się od lat i nie chciałam go zawieźć. On zawsze starał się mi pomóc, jak tylko mógł, więc musiałam mu się odpłacić tym samym.
Po chwili Morfeusz zabrał mnie w swoje ramiona.

Obudziłam się około godziny ósmej, co było do mnie wręcz nie podobne, gdyż zawsze lubiłam długo spać, a zwłaszcza w weekendy. Niestety powodem mojej szybkiej pobudki były promienie słoneczne, które przedzierały się przez szybę, i rozjaśniały całe pomieszczenie, jakby chciały pobudzić je do życia. Próbowałam jeszcze przez chwilę ponownie zasnąć, ale za każdym razem moje starania były nieudolne. Po długich męczarniach wstałam i zaczęłam się rozciągać. Na myśl o dzisiejszym weselu miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Sama nie wiem, dlaczego tak sceptycznie do tego wszystkiego podchodziłam. Może właśnie to i lepiej, jeśli się wybawię i choć jeden jedyny raz wyszaleję za wszystkie czasy?
Złożyłam legowisko i udałam się w kierunku kuchni.
-Ty już nie śpisz?-usłyszałam głos przyjaciółki dochodzący z salonu.
-Jakoś nie mogę-wzruszyłam ramionami i włączyłam czajnik. -Pamiętasz jak ci mówiłam, że Paweł prosił mnie bym z nim poszła na ślub?
-Pamiętam!-odkrzyknęła.
-On jest dzisiaj-zalałam wrzątkiem wody kubek i wsypałam do niego herbatę oraz ukroiłam plasterek cytryny.
-Mówisz to tak spokojnie?-przyjaciółka znalazła się obok mnie i prześwidrowała mnie wzrokiem. -Trzeba cie zrobić na bóstwo!
Wywróciłam oczami i rozłożyłam się na kanapie trzymając w dłoniach wciąż gorący napój. Gdy w tym samym czasie Iga biegała załamana po pokojach i szukała odpowiedniej stylizacji. Nie rozumiałam jej zbytnio, do owej godziny było jeszcze sporo czasu, a zamartwianie się na zapas przyprawiło by mnie tylko o ból głowy. W końcu po długich namowach współlokatorki zaczęłam się przygotowywać. Ubrałam sukienkę, którą mi poleciła (link), wymalowałam się i uczesałam. (link).
Nim się obejrzałam zegar wskazał godzinę 14, a pod naszą obskurną kamienicę podjechało czarne BMV. Chwyciłam w biegu torebkę, narzuciłam na plecy płaszczyk i wyszłam z mieszkania. Kierowałam się w stronę Pawła, który stał oparty o maskę samochodu i przyglądał się mi uważnie, a na jego twarz wkradł się nieśmiały uśmiech. Ubrany był w czarny garnitur podkreślający jego muskularne ciało i granatowy krawat, który idealnie z nim współgrał.
-Ślicznie wyglądasz-musnął delikatnie mój policzek i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
Zawstydzona uniosłam kąciki ust ku górze i zapięłam pas. Musiałam przyznać, że naprawdę przystojnie się prezentował, a pod jego przeszywającym spojrzeniem czułam, jak rumieniec intensywnie oblewał moje policzki.
-Dziękuję, że się zgodziłaś-po raz kolejny już w czasie jazdy odwrócił się w moją stronę i poruszał zabawnie brwiami. -To dla mnie dużo znaczy, bo wiem, że mogę na Ciebie liczyć.
-Drobiazg-poprawiłam się w fotelu i oparłam głowę o szybę przyglądając się krajobrazowi za oknem.
Śnieg zaczął topnieć pozostawiając po sobie wielkie kałuże i błoto. Słońce mocniej przygrzewało, a niebo było prawie, że bezchmurne i błękitne. Wiatr lekko kołysał gałęziami drzew, jakby chciał otulić je do snu.
-Już jesteśmy-z zamyślenia wyrwał mnie męski głos.
Wysiadłam z auta i stanęłam przed ogromnym beżowym lokalem.
-Twoja siostra bierze cywilny, czy kościelny ślub?-zmrużyłam oczy i założyłam ręce na piersi.
-Oszczędziłem nam tej całej szopki-objął mnie ramieniem i delikatnie popchał w stronę drzwi wejściowych.
Przez chwilę wydawało mi się, że się przesłyszałam. Zawsze uważałam go za przykładnego i uczciwego człowieka, a co najważniejsze nigdy nie zachowującego się w taki bezpośredni sposób. W moich oczach na zawsze pozostawał jako nieśmiały, dobrze uczący się chłopak.
Weszliśmy na salę, gdzie znajdowali się już zaproszeni goście oraz para młoda. Na wprost stała dużych rozmiarów scena, na której zagościli już jacyś młodzi piosenkarze szczycąc nas przebojami Disco Polo. Pod ścianą poukładane były stoliki wraz z krzesłami tworząc jeden zwarty szereg. Gdy tylko przekroczyliśmy próg poczułam na sobie wzrok zgromadzonych. Próbowałam się tym nie przejmować i zajęłam wolne miejsce obok Pawła. Nie minęło kilka minut, a wszyscy zaczęli się z nami witać i zasypywać pytaniami. Jak zwykle siedziałam cicho i tylko przysłuchiwałam się wywodom przyjaciela. Co najdziwniejsze, jego rodzina myślała, że jesteśmy parą. Poczułam się dość niezręcznie, gdyż on nie zaprzeczał, a nawet jeszcze bardziej utwierdzał ich w tej myśli. Miałam ochotę wyjść stamtąd i poważnie się z nim rozmówić.
Blanka, nie zrobisz tego teraz. Niestety, jesteś zbyt nieśmiała. 

Po jakiś siedmiu godzinach zabawa trwała w najlepsze. Alkohol lał się strumieniami i tak naprawdę nikt się nie oszczędzał. Nawet ja. Pierwszy raz w życiu nie siedziałam samotnie przy stoliku, by obserwować tańczące pary. Jest postęp, Blanka. Gdy kierowałam się w stronę stolika, by odrobinę odpocząć, gdyż moje nogi już dawno odmówiły posłuszeństwa.zostałam zatrzymana przez mocno wstawionego Pawła. Wyszczerzył się do mnie i objął mnie w pasie silnie do siebie przyciągając.
-Za chwilkę-mruknęłam chcąc wyrwać mu się z objęć. -Jestem zmęczona.
Spojrzałam na niego błagalnie, lecz wydawało mi się, jakbym rozmawiała ze ścianą. Zaczął posuwać się do śmielszych czynów, przez co wprowadził mnie w osłupienie. Obsypywał pocałunkami moje usta, ramiona, dekolt i szyję. Pomimo moich sprzeciwów wsunął jedną dłoń pod sukienkę i sunął nią w dół zatrzymując się na udach.
-Dość-fuknęłam i popchałam go mocno.
-Wiem, że tego chcesz, Blanuś-mruknął zadowolony i ścisnął mój nadgarstek. -Pragniesz tego równie mocno, co ja.
Nie wytrzymałam. Spoliczkowałam go z całych sił i roztrzęsiona wybiegłam natychmiast z lokalu. Słona ciecz gromadziła mi się w oczach i spływała strumieniami po policzkach rozmazując mój idealny makijaż i obraz przed sobą. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego następna osoba musiała mnie znów tak mocno zranić? Tysiąc pytań kłębiło mi się w głowie, a ja na żadne nie potrafiłam odnaleźć odpowiedzi.
Zatrzymałam się w ciemnym parku i usiadłam na drewnianej ławce. Przysunęłam do siebie kolana i oparłam o nie brodę. Kolejny raz czułam się bezsilna.
-Życie jest do dupy!-wyszlochałam.
-Masz rację-usłyszałam męski głos, więc zerwałam się i zaczęłam rozglądać na różne strony. -Spokojnie, nie chce ci zrobić krzywdy.
Wytężyłam wzrok i ujrzałam wysokiego, zakapturzonego mężczyznę przyglądającego mi się z powagą. Westchnęłam i wróciłam na miejsce nie zwracając na niego większej uwagi. Po chwili poczułam, jak siedzisko ugina się pod czyimś niemałym ciężarem.
-Bardzo ładnie wyglądasz. W sam raz na jakiś balet, czy coś-odwróciłam się w jego stronę i zmarszczyłam brwi.
-Nie twój interes-warknęłam i po raz kolejny zalałam się łzami.
-Karol jestem-wyciągnął do mnie swoją długą rękę i uśmiechnął się cwaniacko.
Zaczął mnie intrygować. Był namolny i denerwujący, ale mimo wszystko chciałam z nim nawiązać jakikolwiek kontakt.
-Blanka-uścisnęłam ją i utkwiłam wzrok w jego tęczówkach.
Niestety przez to, że było strasznie ciemno prawie nic nie widziałam. Nawet lampy nie pomagały zwiększyć widoczności.
-No więc, Blanko-objął mnie ramieniem. -Opowiadaj, co się wydarzyło.
-Nie będę rozmawiać-mruknęłam spoglądając na granatowe niebo pokryte lśniącymi gwiazdami.
-Możemy siedzieć-parsknął śmiechem.
Nie wiem co mną kierowało, ale wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka. Być może tego właśnie było mi trzeba, zwykłej beztroskiej bliskości. Nie długo musiałam czekać na jego reakcję. Objął mnie szczelnie i mocniej do siebie przycisnął. Przymknęłam powieki i napawałam się wonią jego perfum.
-Już dobrze-szepnął i pogłaskał mnie delikatnie po rozczochranych włosach.
-Przepraszam-niechętnie się od niego oderwałam i dłonią powycierałam spływającą ciecz z policzków.
-Nic się nie stało-mrugnął do mnie okiem. -To było miłe.
Pokiwałam z niedowierzaniem głową i wstałam z miejsca chwiejąc się lekko. Chciałam już wrócić do mieszkania, zamknąć się w swoim pokoju i wypłakać w poduszkę.
-Stój!-dogonił mnie i położył swoje wielkie łapska na moich biodrach. -Nie pozwolę ci samej wracać. Jestem za Ciebie odpowiedzialny.
-Nie potrzebuje niańki. Dobrze wiem, gdzie mieszkam-uparłam się i zaczęłam iść.
Wiedziałam, że kieruje się za mną i wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, czułam się przez to bezpieczniej i raźniej.
-Opowiedz mi coś o sobie-dotrzymał mi kroku i schował ręce do kieszeni.
Po długim namyśle zaczęłam mu po kolei wszystko mówić. Pierwszy raz otwierałam się tak przed obcą osobą i nie było mi z tym źle. Zresztą, on też nie był mi dłużny. Dowiedziałam się, że jest sławnym siatkarzem i gra w reprezentacji Polski. Przez chwilę pragnęłam spytać się go o Michała Winiarskiego, lecz szybko te myśli wymazałam z głowy. Nie chciałam wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń.
-Już sobie dalej poradzę-uśmiechnęłam się stojąc przed znaną kamienicą. -Dziękuję, za wszystko.
-Zawsze do usług-ukłonił się przede mną i złożył czuły pocałunek na moim policzku. -Do zobaczenia!
Pomachał mi i zawrócił w inną uliczkę. Wpatrywałam się w jego postać, do czasu gdy zniknął za rogiem. Koniuszkami palców dotknęłam miejsca, na którym pozostawił mokry ślad swoich warg. Polubiłam go, naprawdę go polubiłam. Wydawał się być miły, sympatyczny i co najważniejsze nie próbował mnie wykorzystać. Jakaś wewnętrzna dusza chciała zatrzymać go przy sobie i na zawsze utonąć w jego ciepłym uścisku. Nie oszukujmy się, też tego pragnęłam. Blanka, ty kompletnie zwariowałaś! 
____________________________________________________________________

Następny oddaję w Wasze ręce. Nie wiem czemu, ale pisało mi się go jak po gruzach i jakoś mi się on nie podoba :// Ale ocenianie zostawiam Wam. :)
W życiu Blanki pojawia się pewien przystojniak, którego na pewno bardzo dobrze znacie. :D
Dziękuję wszystkim za tyle wyświetleń i komentarzy. Jesteście jedyne w swoim rodzaju! :3
Mam nadzieję, że i tym razem Was nie zawiodłam.
Pozdrawiam! ;* 

sobota, 17 stycznia 2015

4 ROZDZIAŁ

Wspomnienia są, jak bumerang- zawsze wracają. Przeważnie ze zdwojoną siłą zadając nam więcej bólu. Są też jak książka, którą można czytać wiele razy, wertować strona po stronie, a także odłożyć na półkę i wrócić do niej, kiedy będziemy mieli na to ochotę. Niestety, czasem powrót bywa bolesny. 
I w moim przypadku również tak było. Przeglądam chyba z tysięczny raz swój pożółkły ze starości tom bagaży życiowych z przeszłości. Niektóre strony czas zamazał wylewając na nie herbatę. Ukradł mi też kilka kartek, o których już dawno zapomniałam. A być może powinnam pamiętać, gdyż zawierały jedne z nielicznych radosnych zapisków. A jednak wciąż do niej wracam. Nie z własnej woli, nieumyślnie, ale wracam. A co jeżeli to dziś nadszedł moment by stawić czoło wcześniejszym wydarzeniom? By wymazać je z pamięci i już nigdy nie cofać się wstecz. Prawdopodobnie warto by było przestać wertować ją strona po stronie i zacząć pisać nową. Marząc, że życie dopisze szczęśliwsze zakończenie.

Gdy wjeżdżałam na podwórko, cała ma dotychczasowa odwaga i chęć rozprawienia się z minionymi latami prysnęła, jak bańka mydlana. Czułam, jak mój żołądek mocno się ściska, a do gardła podchodzi wielka gula, przez którą nie mogłam wydobyć ani jednego słowa. Próbowałam w myślach ułożyć scenariusz naszego spotkania., lecz za każdym razem był on czarny, jak węgiel. Biłam się w pierś za swój pesymizm. Dlaczego choć raz nie umiem się uśmiechnąć i iść z godnie podniesioną głową, jakby nic się nie stało? Zrobić dobrą minę, do złej gry? Blanka, kogo chcesz oszukać? Jesteś słabą aktorką. 
Odetchnęłam głęboko, wysiadłam z samochodu przyglądając się jeszcze w szybie i wyjęłam z bagażnika walizkę.Ujarzmiłam swoje kasztanowe włosy, które jak na złość odmawiały w dzisiejszym dniu posłuszeństwa. i skierowałam się w stronę ogromnego ciemnoszarego budynku (link), którego jeszcze nie tak dawno nienawidziłam i bałam się przychodzić. Uciekałam, jak najdalej, a zazwyczaj moim azylem był mały zniszczony oraz opuszczony domek na drzewie znajdujący się kilkadziesiąt metrów stąd. Tam mogłam spokojnie odrabiać zadania domowe, czytać książki, czy rysować., bo byłam pewna, że nikt mi w tym nie przeszkodzi.
Uśmiechnęłam się nikle stąpając stopami po kamiennej ścieżce ozdobionej z dwóch stron średniej wielkości krzewami oraz tujami. Zapukałam cicho w szklane drzwi oczekując w nich rodzicielki. Wydawało mi się, jakby czas zatrzymał się w miejscu, gdy moim oczom ukazała się wysoka blondynka.
-Blanka!-krzyknęła i zamknęła mnie mocno w swoich ramionach. -Cieszę się, że jesteś.
-Cześć mamo-przełknęłam ślinę i oderwałam się od niej chowając wzrok w czubkach swych butów.
Nic się nie zmieniła. Te same lokowane jasne włosy i piękna cera. Oczy, które dla każdego wydawały się radosne, szczęśliwe i przepełnione miłością. Jednak pozory mylą. Gdy wpatrywałam się głębiej widziałam w nich strach pomieszany z tęsknotą i bólem. Taka właśnie była. Nigdy nie okazywała swych uczuć na zewnątrz, skrywała je w sobie i nie przyznawała się nikomu, że cierpi, choć powinna. Mimo wszystko, podziwiałam ją.
Wpuściła mnie do środka, a uśmiech wciąż nie schodził z jej twarzy.
-Dawno cie tu nie było-przerwała niezręczną ciszę. -Myślałam, że już o mnie zapomniałaś.
-Wiesz dobrze jaka jest sytuacja-wzruszyłam ramionami.
-Wiem-westchnęła. -Powinnaś zapomnieć o tym wszystkim, żyć teraźniejszością. Było, minęło.
-Gdyby to było takie proste-fuknęłam, chwyciłam rączkę bagażu i powędrowałam schodami, do swojego pokoju.
Porozglądałam się po ciasnym pomieszczeniu., przypominającym wielkością gabinet lekarski. Na lewo od wejścia znajdowało się szerokie łóżko, nad którym powieszone były plakaty z moimi ulubionymi aktorkami lub aktorami. Obok stała dębowa szafa i niewielki stoliczek okryty kolorowym obrusem. Trochę dalej leżało brązowe biurko z przeróżnymi czasopismami, książkami, blokami, zeszytami, kredkami i pamiętnikami. Położyłam walizkę w kąt i podeszłam do jednego z zdjęć oprawionych w ramkę, wiszących na beżowej ścianie. Na fotografii uwieczniona była niska szatynka w dwóch warkoczykach zakończonych czerwoną kokardką. Uśmiechnięta w towarzystwie swojego taty. Ubrana w różową przewiewną sukienkę i modne sandałki. Szczęśliwa.. Poczułam, jak do oczu cisną mi się łzy. Próbowałam się nie rozpłakać, ale nieudolne były moje próby. Położyłam się na łóżku i przyglądałam się białemu sufitowi, jakbym dostrzegała w nim coś niezwykłego. Przymknęłam powieki i oddałam się w wir wspomnień.

Siedzisz na podłodze w swoim lokum i przeglądasz magazyn dla nastolatek. Próbujesz się skupić, ale głośne krzyki dobiegające z salonu nie pozwalają ci na to. Wzdychasz głęboko i schodzisz na dół, w celu uspokojenia choć odrobinę rodziców. Gdy stajesz w progu zauważasz, jak ojciec nachyla się nad twoją mamą, wyzywa ją i bije z całych sił. Zaciskasz mocno pięści spoglądając na bezbronną kobietę kulącą się od przeraźliwych ciosów.
Rozpędzasz się i biegniesz w jego stronę odpychając go. Zaczynasz tulić się do zakrwawionej lekko matki.
-Ty gówniaro!-krzyczy na ciebie i wymierza siarczysty policzek. 
Odskakujesz kawałek uderzając głową o kant stołu. Nie tracisz przytomności. Wręcz przeciwnie, dopiero teraz uświadamiasz sobie, jak bardzo go nienawidzisz. Nie tylko jako ojca, ale i człowieka.

Otworzyłam oczy i starłam dłonią łzy z policzków.
-Mogę?-usłyszałam głos rodzicielki i wypowiedziałam ciche wejdź.
Wtargnęła do środka trzymając w ręku parujący kubek i usiadła obok mnie.
-Przyniosłam ci herbatę z cytryną-uśmiechnęła się ciepło i przekazała mi napój. -Męczy cie to. Mam rację?
Pokiwałam twierdząco głową nie odzywając się ani słowem. Nie miałam najmniejszej ochoty zwierzać się ze swoich problemów. Wolałam poleżeć samotnie i wypłakać się w poduszkę.
-Tak myślałam-objęła mnie ramieniem. -Słonko, musisz zacząć z tym żyć. Ja wiem, że to trudne, ale to co się kiedyś wydarzyło już nie powróci. To przeszłość. Trzeba żyć teraźniejszością. Jesteś śliczną, wspaniałą kobietą i nie do twarzy ci z rozmazanym makijażem.
Uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam głowę na jej kolanach.
-Dlaczego nie uciekłaś od niego? Dlaczego pozwalałaś, żeby cie maltretował, bił, poniżał, uważał za jego własność?-wpiłam w nią przeszywające spojrzenie.
-Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie-westchnęła. -Wtedy wydawało mi się, że jestem od niego zależna. Wciąż powtarzał mi, że jeżeli go zostawię to sobie sama nie poradzę. Bałam się. Cholernie się bałam. Za każdym razem, gdy mnie pobił obiecał, że to ostatni raz. Wmawiał mi, jak mocno mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie, a na drugi dzień znów odbywał się ten sam oklepany schemat. Miałam klapki na oczach i nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo ranie ciebie i Zuzię.
-Mamo-jęknęłam po usłyszeniu imienia siostry.
-Przepraszam-wytarła pojedynczą łzę. -Wiem, że jest ci ciężko. Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie.
Pocałowała mnie w czoło i wyszła z pomieszczenia przypominając mi jeszcze, że za godzinę Wigilia. Domyślałam się, że dla niej to było trudne i byłam jej wdzięczna, że potrafiła otworzyć się przede mną, czego nigdy w życiu nie robiła. Dopiłam herbatę i położyłam puste naczynia na stole. Wyjęłam z walizki odpowiednią stylizację (link), wzięłam długi prysznic i nałożyłam na siebie owe ubrania. Swoje włosy do ramion rozczesałam i pozostawiłam wolne.
Gotowa zeszłam do salonu, gdzie znajdowała się już cała rodzina. Przywitałam się grzecznie i zajęłam miejsce obok jednej z ciotek. Po ukazaniu się pierwszej gwiazdki na niebie, podzieliliśmy się opłatkiem i rozpoczęliśmy wieczerzę.
-Blanuś, ja ci nałożę więcej pierogów. Ty tak blado wyglądasz-odparła babcia Basia i zabrała ode mnie talerz.
-Ale ja nie jestem już głodna-uśmiechnęłam się krzywo i wlepiłam wzrok dwa puste miejsca przy stole.
Z tego co wiem to pozostawia się tylko jedno wolne dla niespodziewanego gościa. Myliłam się?
-Korzystając z okazji, że przyjechała Blanka chciałabym Wam kogoś przedstawić-mama wstała i skinieniem ręki zaprosiła dwie osoby do środka.
Wszyscy posłaliśmy jej pytające spojrzenia, a ona by rozwiać nasze domysły pocałowała w usta wysokiego szatyna. Zamarłam. Tysiąc myśli kłębiło mi się w głowie.
-To jest Artur, mój nowy partner-uśmiechnęła się serdecznie i wtuliła w mężczyznę. -A to jego córka, Kamila-wskazała dłonią na nieśmiałą, niską blondynkę chowającą się za plecami swojego taty.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Dokładnie nie umiałam sprecyzować co one oznaczało. Nie mniej jednak, byłam wielce zaskoczona. Nigdy bym się nie spodziewała, że mama będzie w stanie pozbierać się po tym wszystkim co się wydarzyło i zacząć żyć od nowa. Ale skoro ona miała na to odwagę, to dlaczego ja nie mam? 
Dosiedli się do stołu i zostali zasypani masą pytań ze strony ciotek. Tylko ja siedziałam cicho i dłubałam od niechcenia widelcem po talerzu. Nowy chłopak mej rodzicielki był inżynierem budownictwa. Uwielbiał podróżować i chciałby zwiedzić Francję oraz Hiszpanię. Wydawał się być miły i sympatyczny. Może i jestem przewrażliwiona, ale nie polubiłam go. Jak dla mnie był zbyt poważny i sztywny.
Jego córka, Kamila tak jak się domyślałam miała 15 lat. W przyszłości pragnęła zostać weterynarzem i zamieszkać w Warszawie. Ku mojemu zdziwieniu interesowała się sportem, a co najdziwniejsze trenowała siatkówkę.
-Znasz Michała Winiarskiego?-spytałam po chwili przenosząc wzrok z talerza na jej piegowatą twarz.
-Oczywiście, że znam!-krzyknęła. -On jest najprzystojniejszym siatkarzem w kadrze. Wspaniały człowiek, który dąży do celu i nigdy się nie poddaje. I te Jego przecudne oczy!
Niebiańskie są, wiem-pomyślałam i z zaciekawieniem słuchałam jej wywodów.
-A ty Blanka, medycynę studiujesz?-przerwał nam pan Artur i uniósł kąciki ust ku górze.
-Jestem stażystką w bełchatowskim szpitalu-odpowiedziałam oschle.
-To bardzo ciekawe-mrugnął zmysłowo do mnie okiem i zajął się pieszczotami z moją rodzicielką.
W końcu nie wytrzymałam, obrzydzona zaistniałą sytuacją oraz kolejnymi publicznymi pocałunkami, wstałam gwałtownie od stołu i wyszłam z salonu.
Wzięłam swoją walizkę z pokoju i zaczęłam iść w stronę drzwi wyjściowych.
-Blanka, gdzie idziesz?-natychmiast znalazła się przy mnie mama i patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
-Jadę do domu-warknęłam nakładając płaszczyk. -Muszę sobie wszystko przemyśleć.
-Tu jest twój dom!-krzyknęła rozpaczliwie.
Pokiwałam przecząco głową i opuściłam mieszkanie. Zdawałam sobie sprawę, że swoim zachowaniem zadaje jej ból, ale nie potrafiłam inaczej. Bałam się o nią, że znów znajdzie nieodpowiedniego mężczyznę, który ją zrani. Wsiadłam do samochodu  Suzuki, przekręciłam kluczyki, odpaliłam silnik i dołączyłam się do ruchu drogowego. Byłam lekko roztrzęsiona, a słone łzy spływały strumieniami po policzkach rozmazując mój makijaż. Zapewne człowiek ze zdrowym umysłem nie wsiadłby w moim stanie za kierownicę, jednak ja nie mogłam tu dłużej zostać.
Zatrzymałam się przy pobliskim cmentarzu i odnalazłam grób z wygrawerowanym napisem: Zofia Radecka.
Usiadłam na przerdzewiałej ławeczce i wpatrywałam się w gwieździste niebo. Wdychałam rześkie, chłodne powietrze, a zimny wiatr powiewał delikatnie kosmykami mych włosów. Panowała głucha cisza, która ani trochę mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, była dla mnie ukojeniem.
-Tęsknie za Tobą, wiesz?-odezwałam się. -Nie masz pojęcia, jak strasznie bym chciała, żebyś tu ze mną była. Doradziła mi, powiedziała co mam robić-kolejny potok cieczy napływał mi do oczu i zamazywał obraz przed sobą. -To nie tak miało być. Ja powinnam umrzeć, nie ty. Życie to jest jednak, jedna wielka ściema.
Jestem pewna, że mnie słyszysz  i strzeżesz mnie. Boże, Zuzia co mam robić?
Schowałam twarz w dłoniach i rozpłakałam się. Multum przerażających wydarzeń z dzieciństwa zrujnował moją psychikę. Nie potrafiłam cieszyć się każdym kolejnym dniem i witać go z uśmiechem. Potrzebowałam tylko czyjegoś wsparcia i bliskości. Czy prosiłam o tak wiele? Być może i nie było mi pisane zażyć tak zwaną kapsułkę szczęścia,a moje życie już dawno było pisane na straty.
Westchnęłam cicho i zapaliłam jeden ze zniczy.
-Trzymaj się, Zuz-szepnęłam, schowałam ręce do kieszeni i powolutku kroczyłam ku bramie wyjściowej.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że oprócz Ingi nie mam nikogo. Zupełnie nikogo. Tak, Blanka chyba jesteś sama.
______________________________________________________________
Rozdział dedykuję Karolinie Modrak! Masz i się ciesz :*
Co do epizodu. Nie było w nim Miśka, ale takie też będą. Dowiedziałyście się nieco o przeszłości Blanki, która jak widać nie była za kolorowa.
Od 15 stycznia rozpoczęły się MŚ w piłce ręcznej. Może szczypiorniści pójdą w ślady naszych siatkarzy i zdobędą złoto? :D #goPoland!
I jutro skoki w Zakopanem! Trzymamy kciuki za chłopaków, a w od poniedziałku Australian Open! :D
Sportowy styczeń :3
Pozdrawiam! ;*

sobota, 10 stycznia 2015

3 ROZDZIAŁ

Nadeszły w końcu upragnione przez wszystkich Święta Bożego Narodzenia. Niegdyś czekało się na nie z wielkim utęsknieniem by spędzić ten magiczny czas w gronie rodzinnym, pośpiewać kolędy, zasmakować 12 wigilijnych potraw, a na zwieńczenie dnia udać się na pasterkę, by nie zapomnieć o prawdziwym ich przesłaniu. Dziś wydaje mi się, że każdy z nas już o tym zapomniał. Na ulicach panuje istny gwar, śnieg skrzypi pod butami przechodnich, a ludzie pośpieszają się nawzajem, by tylko zdążyć zrobić wielkie zakupy i prezenty pod choinkę.
Stałam oparta o ścianę z kubkiem gorącej herbaty w rękach i przyglądałam się panoramie Bełchatowa za oknem. Biały puch osadzał się na dachach , samochodach, drzewach, a nawet na ludzkich głowach, jakby starał się ubrać wszystkie elementy krajobrazu w identyczny, nieskazitelny strój. Dopełniało go sino-szare niebo, z rzadka odwiedzane przez nieśmiałe Słońce, którego promienie zdawały się posłusznie uznawać swoją gorszą pozycję. Kobierce z bieli pokrywały miasto cienkim kocem. Miejskie ulice zamieniały się w biało-szarawą ślizgawkę, a pokryte śnieżną czapą dachy domów zaczynały sprawiać wrażenie ogromnych zasp. Śnieg wydawał się ubierać nagie, bezlistne gałęzie i otulać je, a także kołysać do snu stwardniałą ziemię. Chodniki zapełniały się anonimowymi postaciami , ukrywającymi się w kokonach płaszczy, futer, czapek i szalików.
-Blanka!-usłyszałam donośny głos Ingi, który przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Co się stało?-odparłam wciąż wpatrując się w szybę, na której pojawiało się coraz więcej wyjątkowych i pięknych płatków.
-Gdzie spędzasz dzisiejszą Wigilię?-usiadła na parapecie i wbiła we mnie przeszywające spojrzenie. -Wiesz, że nie pozwolę ci tu zostać samej.
-Wspominałaś mi już o tym-wzruszyłam ramionami zamaczając kąciki ust w cieczy. -Jadę do Łodzi.
-To świetnie-wyszczerzyła się i zamknęła mnie w szczelnym, ciepłym uścisku.
Wspaniale-pomyślałam, choć tak naprawdę nie miałam najmniejszej ochoty odwiedzać rodzinę. Za każdym razem, gdy przekraczałam próg rodzinnego domu, czułam się jakbym cofała się wstecz i powracała do przeszłości, o której chciałam jak najszybciej zapomnieć. Wymazać z pamięci, na zawsze.
-Idę się spakować-posłałam przyjaciółce serdeczny uśmiech i powędrowałam do swojego pokoju, kładąc jeszcze wcześniej kubek na kuchennym blacie.
Usiadłam na łóżku i pochwyciłam w ręce swoją wieloletnią klasyczną gitarę. Zamknęłam oczy i delikatnie przejechałam koniuszkami palców po strunach, by po chwili wydobyć z nich donośny dźwięk (link) i oddać się cała muzyce. Muzyka. To właśnie ona daję mi siłę w tych najtrudniejszych momentach. Jest moją własną odskocznią od życia, problemów. Gdy śpiewam nie muszę nikogo udawać, jestem sobą. Mimo, że grywanie wieczorami w knajpie pełnej obleśnych samców nie jest moim skrytym marzeniem, to jednak mam małą satysfakcję, że moja ciężka praca nie idzie na marne.
-Brawo pani Radecko! Świetna piosenka, świetny koncert. Wspaniałe widowisko! To zaszczyt móc słuchać tak wybitną wokalistkę!-przerwałam natychmiast granie, gdy ujrzałam klaskającą głośno Ingę.
-Wariatka!-parsknęłam śmiechem i rzuciłam w nią różową poduszką.
-Miałaś się pakować-złapała ją tuż przed twarzą i odrzuciła w kąt.
Odłożyłam gitarę pod łóżko i wstałam ze swojego miejsca, podchodząc do przestronnej szafy. Lustrowałam wzrokiem dolną półkę, aż zauważyłam średnich rozmiarów walizkę na kółkach w kolorowe wzory. Wyjęłam ją i powoli zaczęłam składać potrzebne mi rzeczy.
-Właśnie to robię-wystawiłam w jej stronę język i kontynuowałam zajęcie.
-Nie przeszkadzam-mrugnęła okiem i znikła z mojego pola widzenia.
Westchnęłam zrezygnowana wrzucając z obojętnością ubrania. Po 20 minutach, gdy już byłam gotowa złapałam za rączkę od torby i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych.
-To widzimy się za 3 dni-przytuliłam mocno współlokatorkę i poklepałam delikatnie po plecach.
-Przynajmniej zdążysz za mną zatęsknić-rzekła podając mi czarny płaszczyk. -Trzymaj się tam.
Nałożyłam jeszcze czapkę, szalik, rękawiczki oraz buty i wyszłam z mieszkania machając przyjaciółce na odchodne. Wsadziłam do samochodu Suzuki swój bagaż i usiadłam na miejscu kierowcy, przekręciłam kluczyki w stacyjce i włączyłam się do ruchu drogowego. Do szpitala nigdy nie jeździłam autem, bo wolałam się przespacerować, by dotlenić organizm.
Zatrzymałam się przed jednym z supermarketów, gdyż z pustymi rękami nawet do rodziny niezręcznie by było pójść. Schowałam ręce do kieszeni i szłam w stronę Tesco. W pewnej chwili moją uwagę przykuł pewien mały chłopczyk skulony pod bandami reklamowymi rozglądający się energicznie na wszystkie strony. Miał bujną blond czuprynkę i podpuchnięte od płaczu oczy. Mogłam dać swoją głowę uciąć, że skądś go kojarzyłam. Podeszłam cichutko do chłopca i przykucnęłam obok niego.
-Cześć-uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z torebki chusteczki higieniczne, gdyż nie mogłam patrzeć jak biedak ręką wyciera smarki lecące z nosa.
-Dzień dobry-powiedział i spojrzał na mnie ze strachem. -Rodzice nie pozwalają rozmawiać mi z nieznajomymi.
-Spokojnie-wysunęłam  w jego stronę materiał. -Chcę ci pomóc. Gdzie jest twoja mama?
-Byłem tu z tatą na zakupach. Wszedłem na chwilkę do sklepu z zabawkami, a gdy wróciłem to już go nie było-schował twarz w dłoniach i zaczął gorzko płakać.
Powoli głaskałam go po głowie i uspakajałam. Co za palant z tego ojca!-przyszło mi na myśl.
-Znajdziemy go-uśmiechnęłam się i powycierałam łzy z jego policzków. -Jak masz na imię?
-Oliwer-wyszlochał i przytulił się do mnie.
Blanka kretynko, przecież to jest syn Michała Winiarskiego! Skrzywiłam się na samą świadomość kolejnej konfrontacji z siatkarzem. Od tygodnia go nie widziałam, gdyż po naszym ostatnim spotkaniu Oliemu się poprawiło i na żądanie przyjmującego wypisano go ze szpitala.
Wstałam, złapałam chłopca za rączkę i pociągnęłam w górę.
-Mam nadzieję, że lubisz dużo mówić?-pokiwał twierdząco głową. -No więc opowiadaj coś o sobie. Mamy dużo czasu.
Chodziliśmy różnymi ulicami i alejami, ale ku naszemu nieszczęściu nie mogliśmy nigdzie znaleźć wielkoluda. Jakby zapadł się pod ziemię. Natomiast chłopcu wciąż nie zamykała się buzia, a ja dowiadywałam coraz to nowych informacji na temat jego życiorysu. Od początku wydawał mi się przemiłym i słodki dzieckiem, co tylko utwierdziło mnie w tym fakcie. Uwielbiał sport i w przyszłości chciałby tak jak tata grać w reprezentacji Polski.
-Bo wiesz-ścisnął mocniej mą dłoń i schował swój tryskający energią wzrok w czubkach butów. -Mama ostatnio coraz gorzej się czuje. Chodzi jakaś smutna, nie chce jeść i pić. Myślę, że oni z tatą już się nie kochają.
Zamurowało mnie. Poczułam się, jakby ktoś przyłożył mi ostry nóż do gardła.
-Wiesz, może twoi rodzice przeżywają pewien kryzys. Zdarza się to bardzo często i jest nieuniknione, ale pewna jestem, że kochają najmocniej na świecie właśnie ciebie i to się nigdy nie zmieni-uśmiechnęłam się.
-Oliwer?!-usłyszeliśmy niski głos za sobą.
Odwróciłam się i ujrzałam Winiarskiego we własnej osobie. Poczułam, jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej. Miał poczochrane brązowe włosy, otworzył usta ze zdziwienia, a swoje nieziemskie tęczówki pełne niepokoju wpił w moją osobę.
-Tata!-krzyknął malec i wtulił się natychmiast w siatkarza, który ewidentnie poczuł ulgę.
Przystępowałam z nogi na nogę, nie mogąc postać w miejscu. Powoli zaczynało robić mi się coraz zimniej, a odmrożone palce u nóg dawały się we znaki. Spojrzałam na telefon, który wskazał godzinę czternastą. Musiałam już iść, bo inaczej nie zdążyłabym dojechać do Łodzi.
-Chciałaś uprowadzić mojego syna?-złapał mnie mocno za ramię.
-Jeżeli masz zamiar wrzeszczeń na mnie bez powodu to daruj sobie. Pomogłam mu, bo malec nie wiedział co robić. Nie moja wina, że jest pan nieodpowiedzialną osobą-wzruszyłam rękoma.
-Blanka mówi prawdę!-wtrącił się Oli wychylając się zza pleców Michała. -Znaleźliśmy cie razem.
Zaśmiałam się cichutko i dłonią zmierzchwiłam jego włosy.
-A więc, chyba powinienem panią przeprosić-zmieszał się siatkarz i podrapał po karku. -Przepraszam, jest mi przykro.
-Można powiedzieć, że jesteśmy kwita-mrugnęłam do niego okiem i ominęłam ich uświadamiając sobie, że czas płynie coraz szybciej na moją niekorzyść.
-Pójdziesz z nami na kawę?-spytał szybko po namowach Oliego. -W ramach rekompensaty.
-Tak! Blanka! Chodź!-chłopiec ciągnął za rękaw swojego tatę, przy czym wprawił mnie w rozbawienie.
-Nie mogę, może innym razem. Muszę jechać. Cześć mały! Wesołych Świąt!-pomachałam mu ręką i skierowałam się w stronę Tesco.
Przez chwilę czułam jeszcze na sobie Jego wzrok. Smutny i rozczarowany wzrok. Wydawało mi się, że żałował, że się nie zgodziłam na spotkanie. Nie nalegał, ale swoim spojrzeniem, przekonywał mnie do zmiany decyzji. Jakaś wewnętrzna siła bardzo chciała pobyć w jego towarzystwie. Ale dlaczego? On miał żonę, dziecko i wspaniałą rodzinę. Nie mogłabym spać spokojnie z świadomością, że zabieram im czas, który by mogli spędzić razem. Właśnie z tego powodu szybko zgoniłam się za wcześniejsze rozmyślania.

Pokonując kilometry wciąż zastanawiałam się, jak to będzie gdy wjadę na rodzinne podwórko. Gdy ujrzę mamę, która w moich myślach wywoływała najwięcej wspomnieć. Gdy spotkam się po tylu latach z rodziną. Co będzie, gdy ujrzę Jego? Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Bałam się, choć nie powinnam. Chyba teraz nadszedł ten moment, by stawić czoło przeszłości. By zagoić nadal świeże rany.
Blanka, dasz radę! Bo jak nie ty, to kto?
___________________________________________________________________

Jest i kolejny! :D
Musiałam troszkę przyśpieszyć akcję, ale tylko o tydzień. :)
Brawo Isia i Jerzyk! Piękne rozpoczęcie sezonu. :3
Siatkarze-drużyną roku, Antiga wraz z Kruczkiem- trenerem roku, Mika-nominowany w kategorii Odkrycie roku, MŚ- najlepiej zorganizowana impreza roku i oczywiście Wlazły wśród 10 najlepszych sportowców.
Cudny mieliśmy ten 2014, nieprawdaż? <3
Pozdrawiam! ;*