piątek, 27 lutego 2015

8 ROZDZIAŁ

-Blanka..-odparł stanowczo odpychając mnie delikatnie od siebie na bezpieczną odległość.
Poczułam się zawiedziona. Cały czas wydawało mi się, że on również chce tego pierwszego zbliżenia, tak jak ja. Niestety, jak zwykle nie miałam racji i karciłam się w myślach, że w ogóle wyobraziłam sobie jego pełne usta na swoich. Od początku wiedziałam, że ma rodzinę, więc nie mogłam sobie zbyt wiele obiecać. Nic nie mogłaś sobie obiecać, Blanka. 
Spuściłam wzrok na podłogę i schowałam wychodzący kosmyk włosów za ucho. Moje policzki oblał spory rumieniec i nie potrafiłam się pierwsza odezwać przez wielką gulę w gardle, która uniemożliwiła mi rozmowę. Gdy tym czasem on stał nieruchomo w tym samym miejscu i tempo wpatrywał się w jakiś punkt na ścianie.
-Michał! Szukałam cię, gdzie byłeś?-niezręczną ciszę przerwał kobiecy głos pełen wyrzutu i ulgi.
Podniosłam wyżej głowę i ujrzałam małą szatynkę o czarnych, jak węgiel włosach do ramion, opalonej skórze i małych piwnych oczach. Ubrana była w granatową sukienkę do kolan, która idealnie współgrała z koszulą Winiarskiego. Wtuliła się w siatkarza i wpiła we mnie pytające spojrzenie.
-To jest Blanka, lekarka w szpitalu, do którego trafił Oli ostatnio-pokazał na mnie dłonią i uśmiechnął się krzywo.
-Dagmara Winiarska-jego żona wyszła naprzód, podkreśliła mocno ostatnie słowo i wysunęła w moją stronę swoją smukłą rękę, którą mimowolnie uścisnęłam.
Po jej minie wywnioskowałam, że nie jest zachwycona moim towarzystwem. Stąpała z nogi na nogę i szeptała coś do ucha Michałowi, który także nie czuł się komfortowo w zaistniałej sytuacji. Nie polubiłam jej, może i dlatego, że za każdym razem, gdy była blisko przyjmującego, miałam ochotę podejść do niej i powyrywać jej wszystkie włosy z głowy. Tak, chyba byłam lekko zazdrosna. 
-Ja już pójdę, cieszę się, że ciebie poznałam-uniosłam kąciki ust ku górze i szybko przepchałam się przez tłum gromadzący się wokół sceny.
Odetchnęłam głęboko, gdy straciłam ich z oczu. Znów miałam mętlik w głowie i pełno nurtujących pytań, na które i tak nie potrafiłam znaleźć jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi. Nie miałam już ochoty na zabawę, więc parta przygnębiającą energią chwyciłam swój płaszcz i wyszłam z klubu. Schowałam ręce do kieszeni i spacerowałam powoli po bełchatowskim uliczkach, na których aż roiło się od pijanych osób świętujących nadejście nowego roku.
-Zaczekaj!-ktoś położył silne dłonie na moich biodrach i odwrócił w swoją stronę.
Odchyliłam się i zauważyłam wyszczerzonego Kłosa trzymającego butelkę szampana i dwa kieliszki w ręku.
-Myślałaś, że zostawię cie samą w Sylwestra?-puścił mi oczko i obejmując mnie ramieniem zaczął gdzieś prowadzić.
Otworzyłam ze zdziwienia usta. Zszokował mnie, bo nigdy nikt się o mnie tak nie troszczył. Był nachalny, ale chyba dzięki temu nie potrafiłam mu się oprzeć i czułam do niego pewnego rodzaju sympatię.
-Wolałam być sama, nie lubię żadnych hucznych imprez-wzruszyłam ramionami.
-Ja też nie-parsknął śmiechem i wyjął z kieszeni telefon, który pokazał godzinę 23:57.
Zaklął cicho pod nosem i wsunął mi do ręki naczynie. Zaczął siłować się z butelką pełną alkoholu, aż wreszcie usatysfakcjonowany odkręcił korek wystrzeliwując go gdzieś daleko w krzaki.W ciągu kilku sekund niebo rozjaśniło się od gromady różnorodnych fajerwerek oraz petard, które wzbijały się wysoko i spadały powoli na ziemię tracąc swój urok (link). Wpatrywałam się w nie przez dłuższy czas, jakby zahipnotyzowana. Przymknęłam powieki i powróciłam do nurtujących wspomnień.

Siedzisz na drewnianym parapecie okryta bawełnianym, kolorowym kocem i z wielkim natchnieniem wodzisz wzrokiem po kolorowych sztucznych ogniach, które z siłą wylatują w powietrze. Uwielbiasz patrzeć na nie i co roku robisz to z wielką pasją. Choć przez chwilę zapominasz o swoim dotychczasowym życiu i cieszysz się, jak urzeczona, gdy małe iskierki opadają na ziemię. 
-Zejdź z tego okna!-słyszysz głośny męski głos i szybko zeskakujesz z niego.  
Muskularna postać z impetem zasłania rolety i spogląda na ciebie groźnie. Nie wiesz co masz robić, kolejny raz czujesz się bezbronna i bezsilna. Wysilasz się na ciche 'przepraszam' i kładziesz się na łóżko próbując zmyć gromadzące się w twoim sercu wyrzuty sumienia. 
-Miałaś już dawno spać-mówi przez zaciśnięte zęby, podchodzi do ciebie i wymierza siarczysty policzek.
Pod wpływem narastającego bólu dotykasz dłonią część ciała chcąc choć trochę ukoić szczypanie. 
-Żeby mi to było ostatni raz-grozi ci palcem i wychodzi z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Wzdychasz przeraźliwie i kładziesz głowę na poduszce dając upust swoim emocjom. Słone krople łez ciurkiem spływają ci po twarzy, a ty wcale nie czujesz jakiejkolwiek ulgi. 
Po raz kolejny zostałaś ukarana za nic. Po raz kolejny ten sam osobnik cie skrzywdził. Po raz kolejny udowodnił ci, że jesteś nikim. Co najgorsze, po raz kolejny brutalnie zniszczył twoje marzenie, że następny rok w końcu będzie normalny. 

Otworzyłam oczy i westchnęłam cicho. Choćbym najbardziej chciała, nie potrafiłam zapomnieć o dzieciństwie, bałam się, że te czasy powrócą, że znów razem z mamą będziemy zależne tylko i wyłącznie od taty. Do rzeczywistości przywrócił mnie Kłos, który rozlał szampana i stuknął kieliszkiem o mój.
-By ten 2015 rok był lepszy od tamtego!-posłał w moją stronę jeden z najszczerszych uśmiechów i wypił swoją zawartość.
-Będzie-szepnęłam idąc w jego ślady.
Teraz byłam pewna, że wreszcie uda mi się być naprawdę szczęśliwą, że wszystkie cierpienia oraz krzywdy mam już daleko za sobą i będę żyć nie zbaczając na przerażającą przeszłość, która każdego dnia nie daje o sobie zapomnieć.
Oparłam głowę o jego silne ramię dając mu się objąć i prowadzić gdzieś w nieznane. Z każdą kolejną wspólnie spędzoną minutą poznawałam go coraz lepiej i dziwiłam się, że wcześniej na swej drodze nie spotkałam tak zabawnego i sympatycznego mężczyznę.
-Interesujesz się siatkówką?-spytał nie odrywając ode mnie wzroku.
-Nie-skrzywiłam się. -To nie moja bajka.
Zmarszczył brwi i podrapał się szybko po karku.
-Wydawało mi się, że widziałem cię na którymś naszym meczu.
-Przyjaciółka mnie namówiła-odparłam wzruszając ramionami i potarłam ręce, które od zimna zaczęły mi drętwieć.
Mój ruch nie umknął uwadze Karola i pomimo mych sprzeciwów ściągnął kurtkę i zarzucił mi na plecy czule zaglądając w me zaciekawione i duże oczy. Zarumieniłam się lekko i schowałam wzrok w mokrym od deszczu chodniku. Czułam się w jego towarzystwie, jak ryba w wodzie i choć znaliśmy się nieco ponad kilka godzin miałam ochotę wyjawić mu wszystkie swoje tajemnice.
Widziałam w nim prawdziwego przyjaciela. Ale czy on też? 
Do domu wróciłam grubo po trzeciej w nocy i zmęczona całym dniem wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka upewniając się wcześniej, że przyjaciółka również już jest w swoim pokoju.

Obudziłam się z doskwierającym bólem głowy i pomimo przepięknej pogody za oknem chciałam przykryć się kołdrą pod sam czubek nosa i nigdzie nie wychodzić. Niestety, promienie słoneczne przedzierały się przez szybę i padały prosto na moje oczy, przez co dłuższe spanie nie miało najmniejszego sensu.
Rozciągnęłam się lekko i dłonią chwyciłam telefon znajdujący się na szafce.
Cholera zaklęłam pod nosem i przetarłam oczy, lecz komórka dalej wskazała godzina trzynastą. Zerwałam się natychmiast z miejsca i pobiegłam do kuchni, by przygotować sobie śniadanie. Krzątając się po pomieszczeniu zauważyłam małą zmieloną karteczkę położoną na półce. Wzięłam ją do ręki i odczytałam wiadomość.

Idę na zakupy, będę później. 
Ps. Dzięki ci z całego serca, że zostawiłaś mnie wczoraj samą wśród tych wszystkich wysokich przystojniaków.  Policzymy się w domu :* 


Parsknęłam śmiechem i wyrzuciłam makulaturę do kosza. Na wspomnienie o wczorajszym dniu miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wciąż nie wierzyłam, że mogłam zrobić coś, czego później bym strasznie żałowała. Nigdy taka nie byłam, moje kilkuletnie życie było zaplanowane do ostatniej godziny, więc myśl, że Michał Winiarski prawie złączył nasze usta w pocałunku przyprawiała mnie o wielkie wyrzuty sumieniu, a policzki oblewał momentalnie ogromny rumieniec. Złapałam się dłońmi za skronie próbując wymazać całkowicie siatkarza z głowy, lecz co najdziwniejsze, nie umiałam. Był jak magnes, wciąż do niego wracałam, do jego intensywnego pełnego błękitu spojrzenia i spontanicznego, uroczego uśmiechu, którym obdarzał mnie w tańcu. W jego objęciach czułam się, jakby wszystko inne nie miało miejsca i sensu. Po raz kolejny robisz sobie złudną nadzieję, Blanka. 
Wykonałam poranne czynności, ubrałam się (link), pomalowałam i uczesałam włosy w kłosa. Wyjęłam z zamrażalki zamrożone zapiekanki i położyłam je na gazówce, by się choć troszkę odmroziły. Usiadłam w salonie na kanapie i włączyłam telewizję. Przeskakiwałam pilotem każdy kanał, lecz nie znalazłam nic co by mnie zaciekawiło. W końcu od niechcenia zatrzymałam się na powtórce meczu Polska-Serbia Mistrzostw Świata w siatkówce 2014. Wodziłam wzrokiem po ekranie, na którym mężczyźni odbijali piłkę, uderzali w nią, zagrywali i skakali do bloku. Nic w tym nadzwyczajnego i magicznego nie widziałam, więc kilkadziesiąt tysięcy kibiców ubranych w biało-czerwone barwy, tworzących pewnego rodzaju rodzinę, po prostu wbiło mnie w fotel. Nagle usłyszałam wibracje, wyjęłam komórkę i nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.
Michał: Cześć Blanka, możemy się spotkać? 
Przełknęłam głośno ślinę, nie wierząc, że to jego głos słyszę po drugiej stronie.
Blanka: Po co?
Michał: Obiecałaś Oliemu i mi kawę, a w ogóle chodzi mi o opiekę nad moim synem.
Blanka: Nic nie obiecałam i nie będę żadną niańką do dzieci, bo nie możesz sobie czasu z żoną rozplanować.
Michał: Ale przecież myślałem, że się zgodziłaś.
Blanka: Źle myślałeś, mam pracę. Przepraszam, ale nie mam ochoty z tobą dłużej rozmawiać.
Michał: Jasne, księżniczka się znalazła. Wczoraj jakoś nie narzekałaś. Może jeszcze do łóżka byś mi wskoczyła?
Blanka: Daj mi spokój!
Rozłączyłam się i z impetem rzuciłam telefon na podłogę. Byłam sfrustrowana jego zachowaniem i czułam, jak moje nerwy powoli osiągały istne apogeum. Może nieumyślnie, ale mnie zranił swoim szyderczym głosem. Teraz, gdy zaczynałam go naprawdę lubić, on musiał pokazać swą gorszą stronę. Spojrzałam na telewizor, w którym widniała uśmiechnięta twarz przyjmującego z zaciśniętą pięścią i pod wpływem napływających negatywnych emocji od razu go wyłączyłam. Odetchnęłam głęboko próbując ochłonąć.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, jak wszystko szybko się może zmienić. Jeszcze niedawno mogłam mu się rzucić w ramiona, a teraz uważałam, go za największego kretyna na całym świecie.
Schowałam twarz w dłoniach czując, jak oczy zaczynają mnie piec, a kilka łez spływa po moich policzkach. Upokorzył mnie i był z tego dumny. Przynajmniej tak mi się wydawało. 
Po chwili do moich uszu dotarło głośne, nieustające pukanie, więc wstałam niechętnie z kanapy, wytarłam słoną ciecz spod powiek i otworzyłam wejściowe drzwi, z nadzieją, że to Inga wróciła z zakupów, lecz zapomniała swoich kluczy dlatego nie może normalnie wejść. Jakie było moje zaskoczenie, gdy w progu zamiast tryskającej energią ciemnej blondynki ujrzałam wysoką postać o nienagannej posturze, brązowych włosach, krzaczastych brwiach i  twarzy w części pokrytej brodą oraz delikatnym wąsem. Stał ubrany w dresy z niewinnym uśmiechem, a w rękach trzymał karton z wystającymi czapkami czarnego koloru.
-Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, bo jeśli nie, to przyjdę jeszcze raz-poruszał zabawnie brwiami i mrugnął do mnie okiem.
Zaczęłam się śmiać i spojrzałam na niego upewniając się, czy aby na pewno dobrze słyszałam.
-No co?-uśmiechnął się rozbrajająco. -A tak na poważnie, to jestem twoim nowym sąsiadem i może byłabyś zainteresowana kupnem moich czap, których nigdzie nie kupisz, bo są unikatowe?
-Nie, dzięki.
-Dorzucę autograf na jakiejś twojej części ciała-zjechał wzrokiem od podłogi do mojej głowy.
Pokiwałam z politowaniem głową i chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, lecz skutecznie uniemożliwił mi to wpychając swoją nogę.
-Wrona, tu jesteś!-usłyszałam znajomy głos i spojrzałam na Karola opartego o ramię przyjaciela z wielkim bananem na ustach. -Co za niespodzianka, mówiłeś już Blance, że będziemy najwspanialszymi sąsiadami?
Zamrugałam kilkakrotnie powiekami analizując wszystko dokładnie w głowie. Polubiłam Kłosa, ale myśl, że będę mieszkać z nim obok siebie po prostu mnie przygnębiała, gdyż był strasznie namolny i natrętny.
-To jakieś żarty!-parsknęłam śmiechem i trzasnęłam szybko drzwiami, by żaden z nich nie zdążył mi przeszkodzić.
-Widzimy się dziś u nas na parapetówce!-krzyknęli oboje i odeszli.
Oparłam się o ścianę, zjechałam nią w dół i uniosłam kąciki ust ku górze. W głębi duszy cieszyłam się, jak dziecko, że będę mieszkać w tym samym bloku co oni. Karola już uważałam za dobrego kolegę, a jego współlokator wcale nie wydawał się mniej zabawny i sympatyczny. Czułam, że od dzisiaj moje życie będzie wyglądać całkiem inaczej, że będzie bardziej kolorowe i radosne, że tych dwóch na pozór zwykłych mężczyzn zmieni je o 180%. A czemu nie o 360? 
Bo o te drugie 180 prawdopodobnie zmieni Winiarski, przecież już to robi, nie mylę się, prawda Blanka? 
_______________________________________________________________
Wreszcie jestem! :)
Przepraszam, że tak długo, ale przed tym obozem nie miałam na nic głowy. Co do rozdziału:
Karol i Andrzej będą sąsiadami Blanki, Winiar znów narozrabiał, a ona ma coraz większy mętlik w głowie.
Z mojego punktu widzenia ten rozdział taki trochę o niczym, miał być dłuższy, ale te ciekawsze momenty pozostawiłam na kolejny epizod, gdyż nie chciałam, żeby się go czytało godzinami, bo sama nie lubię takich czytać. :)
Niestety, jeszcze 2 dni laby i do szkoły. :c
Tak na pocieszenie łapcie Skrzatów! <3


Pozdrawiam, buziaki Kochane! ;*