sobota, 10 stycznia 2015

3 ROZDZIAŁ

Nadeszły w końcu upragnione przez wszystkich Święta Bożego Narodzenia. Niegdyś czekało się na nie z wielkim utęsknieniem by spędzić ten magiczny czas w gronie rodzinnym, pośpiewać kolędy, zasmakować 12 wigilijnych potraw, a na zwieńczenie dnia udać się na pasterkę, by nie zapomnieć o prawdziwym ich przesłaniu. Dziś wydaje mi się, że każdy z nas już o tym zapomniał. Na ulicach panuje istny gwar, śnieg skrzypi pod butami przechodnich, a ludzie pośpieszają się nawzajem, by tylko zdążyć zrobić wielkie zakupy i prezenty pod choinkę.
Stałam oparta o ścianę z kubkiem gorącej herbaty w rękach i przyglądałam się panoramie Bełchatowa za oknem. Biały puch osadzał się na dachach , samochodach, drzewach, a nawet na ludzkich głowach, jakby starał się ubrać wszystkie elementy krajobrazu w identyczny, nieskazitelny strój. Dopełniało go sino-szare niebo, z rzadka odwiedzane przez nieśmiałe Słońce, którego promienie zdawały się posłusznie uznawać swoją gorszą pozycję. Kobierce z bieli pokrywały miasto cienkim kocem. Miejskie ulice zamieniały się w biało-szarawą ślizgawkę, a pokryte śnieżną czapą dachy domów zaczynały sprawiać wrażenie ogromnych zasp. Śnieg wydawał się ubierać nagie, bezlistne gałęzie i otulać je, a także kołysać do snu stwardniałą ziemię. Chodniki zapełniały się anonimowymi postaciami , ukrywającymi się w kokonach płaszczy, futer, czapek i szalików.
-Blanka!-usłyszałam donośny głos Ingi, który przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Co się stało?-odparłam wciąż wpatrując się w szybę, na której pojawiało się coraz więcej wyjątkowych i pięknych płatków.
-Gdzie spędzasz dzisiejszą Wigilię?-usiadła na parapecie i wbiła we mnie przeszywające spojrzenie. -Wiesz, że nie pozwolę ci tu zostać samej.
-Wspominałaś mi już o tym-wzruszyłam ramionami zamaczając kąciki ust w cieczy. -Jadę do Łodzi.
-To świetnie-wyszczerzyła się i zamknęła mnie w szczelnym, ciepłym uścisku.
Wspaniale-pomyślałam, choć tak naprawdę nie miałam najmniejszej ochoty odwiedzać rodzinę. Za każdym razem, gdy przekraczałam próg rodzinnego domu, czułam się jakbym cofała się wstecz i powracała do przeszłości, o której chciałam jak najszybciej zapomnieć. Wymazać z pamięci, na zawsze.
-Idę się spakować-posłałam przyjaciółce serdeczny uśmiech i powędrowałam do swojego pokoju, kładąc jeszcze wcześniej kubek na kuchennym blacie.
Usiadłam na łóżku i pochwyciłam w ręce swoją wieloletnią klasyczną gitarę. Zamknęłam oczy i delikatnie przejechałam koniuszkami palców po strunach, by po chwili wydobyć z nich donośny dźwięk (link) i oddać się cała muzyce. Muzyka. To właśnie ona daję mi siłę w tych najtrudniejszych momentach. Jest moją własną odskocznią od życia, problemów. Gdy śpiewam nie muszę nikogo udawać, jestem sobą. Mimo, że grywanie wieczorami w knajpie pełnej obleśnych samców nie jest moim skrytym marzeniem, to jednak mam małą satysfakcję, że moja ciężka praca nie idzie na marne.
-Brawo pani Radecko! Świetna piosenka, świetny koncert. Wspaniałe widowisko! To zaszczyt móc słuchać tak wybitną wokalistkę!-przerwałam natychmiast granie, gdy ujrzałam klaskającą głośno Ingę.
-Wariatka!-parsknęłam śmiechem i rzuciłam w nią różową poduszką.
-Miałaś się pakować-złapała ją tuż przed twarzą i odrzuciła w kąt.
Odłożyłam gitarę pod łóżko i wstałam ze swojego miejsca, podchodząc do przestronnej szafy. Lustrowałam wzrokiem dolną półkę, aż zauważyłam średnich rozmiarów walizkę na kółkach w kolorowe wzory. Wyjęłam ją i powoli zaczęłam składać potrzebne mi rzeczy.
-Właśnie to robię-wystawiłam w jej stronę język i kontynuowałam zajęcie.
-Nie przeszkadzam-mrugnęła okiem i znikła z mojego pola widzenia.
Westchnęłam zrezygnowana wrzucając z obojętnością ubrania. Po 20 minutach, gdy już byłam gotowa złapałam za rączkę od torby i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych.
-To widzimy się za 3 dni-przytuliłam mocno współlokatorkę i poklepałam delikatnie po plecach.
-Przynajmniej zdążysz za mną zatęsknić-rzekła podając mi czarny płaszczyk. -Trzymaj się tam.
Nałożyłam jeszcze czapkę, szalik, rękawiczki oraz buty i wyszłam z mieszkania machając przyjaciółce na odchodne. Wsadziłam do samochodu Suzuki swój bagaż i usiadłam na miejscu kierowcy, przekręciłam kluczyki w stacyjce i włączyłam się do ruchu drogowego. Do szpitala nigdy nie jeździłam autem, bo wolałam się przespacerować, by dotlenić organizm.
Zatrzymałam się przed jednym z supermarketów, gdyż z pustymi rękami nawet do rodziny niezręcznie by było pójść. Schowałam ręce do kieszeni i szłam w stronę Tesco. W pewnej chwili moją uwagę przykuł pewien mały chłopczyk skulony pod bandami reklamowymi rozglądający się energicznie na wszystkie strony. Miał bujną blond czuprynkę i podpuchnięte od płaczu oczy. Mogłam dać swoją głowę uciąć, że skądś go kojarzyłam. Podeszłam cichutko do chłopca i przykucnęłam obok niego.
-Cześć-uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z torebki chusteczki higieniczne, gdyż nie mogłam patrzeć jak biedak ręką wyciera smarki lecące z nosa.
-Dzień dobry-powiedział i spojrzał na mnie ze strachem. -Rodzice nie pozwalają rozmawiać mi z nieznajomymi.
-Spokojnie-wysunęłam  w jego stronę materiał. -Chcę ci pomóc. Gdzie jest twoja mama?
-Byłem tu z tatą na zakupach. Wszedłem na chwilkę do sklepu z zabawkami, a gdy wróciłem to już go nie było-schował twarz w dłoniach i zaczął gorzko płakać.
Powoli głaskałam go po głowie i uspakajałam. Co za palant z tego ojca!-przyszło mi na myśl.
-Znajdziemy go-uśmiechnęłam się i powycierałam łzy z jego policzków. -Jak masz na imię?
-Oliwer-wyszlochał i przytulił się do mnie.
Blanka kretynko, przecież to jest syn Michała Winiarskiego! Skrzywiłam się na samą świadomość kolejnej konfrontacji z siatkarzem. Od tygodnia go nie widziałam, gdyż po naszym ostatnim spotkaniu Oliemu się poprawiło i na żądanie przyjmującego wypisano go ze szpitala.
Wstałam, złapałam chłopca za rączkę i pociągnęłam w górę.
-Mam nadzieję, że lubisz dużo mówić?-pokiwał twierdząco głową. -No więc opowiadaj coś o sobie. Mamy dużo czasu.
Chodziliśmy różnymi ulicami i alejami, ale ku naszemu nieszczęściu nie mogliśmy nigdzie znaleźć wielkoluda. Jakby zapadł się pod ziemię. Natomiast chłopcu wciąż nie zamykała się buzia, a ja dowiadywałam coraz to nowych informacji na temat jego życiorysu. Od początku wydawał mi się przemiłym i słodki dzieckiem, co tylko utwierdziło mnie w tym fakcie. Uwielbiał sport i w przyszłości chciałby tak jak tata grać w reprezentacji Polski.
-Bo wiesz-ścisnął mocniej mą dłoń i schował swój tryskający energią wzrok w czubkach butów. -Mama ostatnio coraz gorzej się czuje. Chodzi jakaś smutna, nie chce jeść i pić. Myślę, że oni z tatą już się nie kochają.
Zamurowało mnie. Poczułam się, jakby ktoś przyłożył mi ostry nóż do gardła.
-Wiesz, może twoi rodzice przeżywają pewien kryzys. Zdarza się to bardzo często i jest nieuniknione, ale pewna jestem, że kochają najmocniej na świecie właśnie ciebie i to się nigdy nie zmieni-uśmiechnęłam się.
-Oliwer?!-usłyszeliśmy niski głos za sobą.
Odwróciłam się i ujrzałam Winiarskiego we własnej osobie. Poczułam, jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej. Miał poczochrane brązowe włosy, otworzył usta ze zdziwienia, a swoje nieziemskie tęczówki pełne niepokoju wpił w moją osobę.
-Tata!-krzyknął malec i wtulił się natychmiast w siatkarza, który ewidentnie poczuł ulgę.
Przystępowałam z nogi na nogę, nie mogąc postać w miejscu. Powoli zaczynało robić mi się coraz zimniej, a odmrożone palce u nóg dawały się we znaki. Spojrzałam na telefon, który wskazał godzinę czternastą. Musiałam już iść, bo inaczej nie zdążyłabym dojechać do Łodzi.
-Chciałaś uprowadzić mojego syna?-złapał mnie mocno za ramię.
-Jeżeli masz zamiar wrzeszczeń na mnie bez powodu to daruj sobie. Pomogłam mu, bo malec nie wiedział co robić. Nie moja wina, że jest pan nieodpowiedzialną osobą-wzruszyłam rękoma.
-Blanka mówi prawdę!-wtrącił się Oli wychylając się zza pleców Michała. -Znaleźliśmy cie razem.
Zaśmiałam się cichutko i dłonią zmierzchwiłam jego włosy.
-A więc, chyba powinienem panią przeprosić-zmieszał się siatkarz i podrapał po karku. -Przepraszam, jest mi przykro.
-Można powiedzieć, że jesteśmy kwita-mrugnęłam do niego okiem i ominęłam ich uświadamiając sobie, że czas płynie coraz szybciej na moją niekorzyść.
-Pójdziesz z nami na kawę?-spytał szybko po namowach Oliego. -W ramach rekompensaty.
-Tak! Blanka! Chodź!-chłopiec ciągnął za rękaw swojego tatę, przy czym wprawił mnie w rozbawienie.
-Nie mogę, może innym razem. Muszę jechać. Cześć mały! Wesołych Świąt!-pomachałam mu ręką i skierowałam się w stronę Tesco.
Przez chwilę czułam jeszcze na sobie Jego wzrok. Smutny i rozczarowany wzrok. Wydawało mi się, że żałował, że się nie zgodziłam na spotkanie. Nie nalegał, ale swoim spojrzeniem, przekonywał mnie do zmiany decyzji. Jakaś wewnętrzna siła bardzo chciała pobyć w jego towarzystwie. Ale dlaczego? On miał żonę, dziecko i wspaniałą rodzinę. Nie mogłabym spać spokojnie z świadomością, że zabieram im czas, który by mogli spędzić razem. Właśnie z tego powodu szybko zgoniłam się za wcześniejsze rozmyślania.

Pokonując kilometry wciąż zastanawiałam się, jak to będzie gdy wjadę na rodzinne podwórko. Gdy ujrzę mamę, która w moich myślach wywoływała najwięcej wspomnieć. Gdy spotkam się po tylu latach z rodziną. Co będzie, gdy ujrzę Jego? Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Bałam się, choć nie powinnam. Chyba teraz nadszedł ten moment, by stawić czoło przeszłości. By zagoić nadal świeże rany.
Blanka, dasz radę! Bo jak nie ty, to kto?
___________________________________________________________________

Jest i kolejny! :D
Musiałam troszkę przyśpieszyć akcję, ale tylko o tydzień. :)
Brawo Isia i Jerzyk! Piękne rozpoczęcie sezonu. :3
Siatkarze-drużyną roku, Antiga wraz z Kruczkiem- trenerem roku, Mika-nominowany w kategorii Odkrycie roku, MŚ- najlepiej zorganizowana impreza roku i oczywiście Wlazły wśród 10 najlepszych sportowców.
Cudny mieliśmy ten 2014, nieprawdaż? <3
Pozdrawiam! ;*