piątek, 27 lutego 2015

8 ROZDZIAŁ

-Blanka..-odparł stanowczo odpychając mnie delikatnie od siebie na bezpieczną odległość.
Poczułam się zawiedziona. Cały czas wydawało mi się, że on również chce tego pierwszego zbliżenia, tak jak ja. Niestety, jak zwykle nie miałam racji i karciłam się w myślach, że w ogóle wyobraziłam sobie jego pełne usta na swoich. Od początku wiedziałam, że ma rodzinę, więc nie mogłam sobie zbyt wiele obiecać. Nic nie mogłaś sobie obiecać, Blanka. 
Spuściłam wzrok na podłogę i schowałam wychodzący kosmyk włosów za ucho. Moje policzki oblał spory rumieniec i nie potrafiłam się pierwsza odezwać przez wielką gulę w gardle, która uniemożliwiła mi rozmowę. Gdy tym czasem on stał nieruchomo w tym samym miejscu i tempo wpatrywał się w jakiś punkt na ścianie.
-Michał! Szukałam cię, gdzie byłeś?-niezręczną ciszę przerwał kobiecy głos pełen wyrzutu i ulgi.
Podniosłam wyżej głowę i ujrzałam małą szatynkę o czarnych, jak węgiel włosach do ramion, opalonej skórze i małych piwnych oczach. Ubrana była w granatową sukienkę do kolan, która idealnie współgrała z koszulą Winiarskiego. Wtuliła się w siatkarza i wpiła we mnie pytające spojrzenie.
-To jest Blanka, lekarka w szpitalu, do którego trafił Oli ostatnio-pokazał na mnie dłonią i uśmiechnął się krzywo.
-Dagmara Winiarska-jego żona wyszła naprzód, podkreśliła mocno ostatnie słowo i wysunęła w moją stronę swoją smukłą rękę, którą mimowolnie uścisnęłam.
Po jej minie wywnioskowałam, że nie jest zachwycona moim towarzystwem. Stąpała z nogi na nogę i szeptała coś do ucha Michałowi, który także nie czuł się komfortowo w zaistniałej sytuacji. Nie polubiłam jej, może i dlatego, że za każdym razem, gdy była blisko przyjmującego, miałam ochotę podejść do niej i powyrywać jej wszystkie włosy z głowy. Tak, chyba byłam lekko zazdrosna. 
-Ja już pójdę, cieszę się, że ciebie poznałam-uniosłam kąciki ust ku górze i szybko przepchałam się przez tłum gromadzący się wokół sceny.
Odetchnęłam głęboko, gdy straciłam ich z oczu. Znów miałam mętlik w głowie i pełno nurtujących pytań, na które i tak nie potrafiłam znaleźć jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi. Nie miałam już ochoty na zabawę, więc parta przygnębiającą energią chwyciłam swój płaszcz i wyszłam z klubu. Schowałam ręce do kieszeni i spacerowałam powoli po bełchatowskim uliczkach, na których aż roiło się od pijanych osób świętujących nadejście nowego roku.
-Zaczekaj!-ktoś położył silne dłonie na moich biodrach i odwrócił w swoją stronę.
Odchyliłam się i zauważyłam wyszczerzonego Kłosa trzymającego butelkę szampana i dwa kieliszki w ręku.
-Myślałaś, że zostawię cie samą w Sylwestra?-puścił mi oczko i obejmując mnie ramieniem zaczął gdzieś prowadzić.
Otworzyłam ze zdziwienia usta. Zszokował mnie, bo nigdy nikt się o mnie tak nie troszczył. Był nachalny, ale chyba dzięki temu nie potrafiłam mu się oprzeć i czułam do niego pewnego rodzaju sympatię.
-Wolałam być sama, nie lubię żadnych hucznych imprez-wzruszyłam ramionami.
-Ja też nie-parsknął śmiechem i wyjął z kieszeni telefon, który pokazał godzinę 23:57.
Zaklął cicho pod nosem i wsunął mi do ręki naczynie. Zaczął siłować się z butelką pełną alkoholu, aż wreszcie usatysfakcjonowany odkręcił korek wystrzeliwując go gdzieś daleko w krzaki.W ciągu kilku sekund niebo rozjaśniło się od gromady różnorodnych fajerwerek oraz petard, które wzbijały się wysoko i spadały powoli na ziemię tracąc swój urok (link). Wpatrywałam się w nie przez dłuższy czas, jakby zahipnotyzowana. Przymknęłam powieki i powróciłam do nurtujących wspomnień.

Siedzisz na drewnianym parapecie okryta bawełnianym, kolorowym kocem i z wielkim natchnieniem wodzisz wzrokiem po kolorowych sztucznych ogniach, które z siłą wylatują w powietrze. Uwielbiasz patrzeć na nie i co roku robisz to z wielką pasją. Choć przez chwilę zapominasz o swoim dotychczasowym życiu i cieszysz się, jak urzeczona, gdy małe iskierki opadają na ziemię. 
-Zejdź z tego okna!-słyszysz głośny męski głos i szybko zeskakujesz z niego.  
Muskularna postać z impetem zasłania rolety i spogląda na ciebie groźnie. Nie wiesz co masz robić, kolejny raz czujesz się bezbronna i bezsilna. Wysilasz się na ciche 'przepraszam' i kładziesz się na łóżko próbując zmyć gromadzące się w twoim sercu wyrzuty sumienia. 
-Miałaś już dawno spać-mówi przez zaciśnięte zęby, podchodzi do ciebie i wymierza siarczysty policzek.
Pod wpływem narastającego bólu dotykasz dłonią część ciała chcąc choć trochę ukoić szczypanie. 
-Żeby mi to było ostatni raz-grozi ci palcem i wychodzi z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Wzdychasz przeraźliwie i kładziesz głowę na poduszce dając upust swoim emocjom. Słone krople łez ciurkiem spływają ci po twarzy, a ty wcale nie czujesz jakiejkolwiek ulgi. 
Po raz kolejny zostałaś ukarana za nic. Po raz kolejny ten sam osobnik cie skrzywdził. Po raz kolejny udowodnił ci, że jesteś nikim. Co najgorsze, po raz kolejny brutalnie zniszczył twoje marzenie, że następny rok w końcu będzie normalny. 

Otworzyłam oczy i westchnęłam cicho. Choćbym najbardziej chciała, nie potrafiłam zapomnieć o dzieciństwie, bałam się, że te czasy powrócą, że znów razem z mamą będziemy zależne tylko i wyłącznie od taty. Do rzeczywistości przywrócił mnie Kłos, który rozlał szampana i stuknął kieliszkiem o mój.
-By ten 2015 rok był lepszy od tamtego!-posłał w moją stronę jeden z najszczerszych uśmiechów i wypił swoją zawartość.
-Będzie-szepnęłam idąc w jego ślady.
Teraz byłam pewna, że wreszcie uda mi się być naprawdę szczęśliwą, że wszystkie cierpienia oraz krzywdy mam już daleko za sobą i będę żyć nie zbaczając na przerażającą przeszłość, która każdego dnia nie daje o sobie zapomnieć.
Oparłam głowę o jego silne ramię dając mu się objąć i prowadzić gdzieś w nieznane. Z każdą kolejną wspólnie spędzoną minutą poznawałam go coraz lepiej i dziwiłam się, że wcześniej na swej drodze nie spotkałam tak zabawnego i sympatycznego mężczyznę.
-Interesujesz się siatkówką?-spytał nie odrywając ode mnie wzroku.
-Nie-skrzywiłam się. -To nie moja bajka.
Zmarszczył brwi i podrapał się szybko po karku.
-Wydawało mi się, że widziałem cię na którymś naszym meczu.
-Przyjaciółka mnie namówiła-odparłam wzruszając ramionami i potarłam ręce, które od zimna zaczęły mi drętwieć.
Mój ruch nie umknął uwadze Karola i pomimo mych sprzeciwów ściągnął kurtkę i zarzucił mi na plecy czule zaglądając w me zaciekawione i duże oczy. Zarumieniłam się lekko i schowałam wzrok w mokrym od deszczu chodniku. Czułam się w jego towarzystwie, jak ryba w wodzie i choć znaliśmy się nieco ponad kilka godzin miałam ochotę wyjawić mu wszystkie swoje tajemnice.
Widziałam w nim prawdziwego przyjaciela. Ale czy on też? 
Do domu wróciłam grubo po trzeciej w nocy i zmęczona całym dniem wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka upewniając się wcześniej, że przyjaciółka również już jest w swoim pokoju.

Obudziłam się z doskwierającym bólem głowy i pomimo przepięknej pogody za oknem chciałam przykryć się kołdrą pod sam czubek nosa i nigdzie nie wychodzić. Niestety, promienie słoneczne przedzierały się przez szybę i padały prosto na moje oczy, przez co dłuższe spanie nie miało najmniejszego sensu.
Rozciągnęłam się lekko i dłonią chwyciłam telefon znajdujący się na szafce.
Cholera zaklęłam pod nosem i przetarłam oczy, lecz komórka dalej wskazała godzina trzynastą. Zerwałam się natychmiast z miejsca i pobiegłam do kuchni, by przygotować sobie śniadanie. Krzątając się po pomieszczeniu zauważyłam małą zmieloną karteczkę położoną na półce. Wzięłam ją do ręki i odczytałam wiadomość.

Idę na zakupy, będę później. 
Ps. Dzięki ci z całego serca, że zostawiłaś mnie wczoraj samą wśród tych wszystkich wysokich przystojniaków.  Policzymy się w domu :* 


Parsknęłam śmiechem i wyrzuciłam makulaturę do kosza. Na wspomnienie o wczorajszym dniu miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wciąż nie wierzyłam, że mogłam zrobić coś, czego później bym strasznie żałowała. Nigdy taka nie byłam, moje kilkuletnie życie było zaplanowane do ostatniej godziny, więc myśl, że Michał Winiarski prawie złączył nasze usta w pocałunku przyprawiała mnie o wielkie wyrzuty sumieniu, a policzki oblewał momentalnie ogromny rumieniec. Złapałam się dłońmi za skronie próbując wymazać całkowicie siatkarza z głowy, lecz co najdziwniejsze, nie umiałam. Był jak magnes, wciąż do niego wracałam, do jego intensywnego pełnego błękitu spojrzenia i spontanicznego, uroczego uśmiechu, którym obdarzał mnie w tańcu. W jego objęciach czułam się, jakby wszystko inne nie miało miejsca i sensu. Po raz kolejny robisz sobie złudną nadzieję, Blanka. 
Wykonałam poranne czynności, ubrałam się (link), pomalowałam i uczesałam włosy w kłosa. Wyjęłam z zamrażalki zamrożone zapiekanki i położyłam je na gazówce, by się choć troszkę odmroziły. Usiadłam w salonie na kanapie i włączyłam telewizję. Przeskakiwałam pilotem każdy kanał, lecz nie znalazłam nic co by mnie zaciekawiło. W końcu od niechcenia zatrzymałam się na powtórce meczu Polska-Serbia Mistrzostw Świata w siatkówce 2014. Wodziłam wzrokiem po ekranie, na którym mężczyźni odbijali piłkę, uderzali w nią, zagrywali i skakali do bloku. Nic w tym nadzwyczajnego i magicznego nie widziałam, więc kilkadziesiąt tysięcy kibiców ubranych w biało-czerwone barwy, tworzących pewnego rodzaju rodzinę, po prostu wbiło mnie w fotel. Nagle usłyszałam wibracje, wyjęłam komórkę i nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.
Michał: Cześć Blanka, możemy się spotkać? 
Przełknęłam głośno ślinę, nie wierząc, że to jego głos słyszę po drugiej stronie.
Blanka: Po co?
Michał: Obiecałaś Oliemu i mi kawę, a w ogóle chodzi mi o opiekę nad moim synem.
Blanka: Nic nie obiecałam i nie będę żadną niańką do dzieci, bo nie możesz sobie czasu z żoną rozplanować.
Michał: Ale przecież myślałem, że się zgodziłaś.
Blanka: Źle myślałeś, mam pracę. Przepraszam, ale nie mam ochoty z tobą dłużej rozmawiać.
Michał: Jasne, księżniczka się znalazła. Wczoraj jakoś nie narzekałaś. Może jeszcze do łóżka byś mi wskoczyła?
Blanka: Daj mi spokój!
Rozłączyłam się i z impetem rzuciłam telefon na podłogę. Byłam sfrustrowana jego zachowaniem i czułam, jak moje nerwy powoli osiągały istne apogeum. Może nieumyślnie, ale mnie zranił swoim szyderczym głosem. Teraz, gdy zaczynałam go naprawdę lubić, on musiał pokazać swą gorszą stronę. Spojrzałam na telewizor, w którym widniała uśmiechnięta twarz przyjmującego z zaciśniętą pięścią i pod wpływem napływających negatywnych emocji od razu go wyłączyłam. Odetchnęłam głęboko próbując ochłonąć.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, jak wszystko szybko się może zmienić. Jeszcze niedawno mogłam mu się rzucić w ramiona, a teraz uważałam, go za największego kretyna na całym świecie.
Schowałam twarz w dłoniach czując, jak oczy zaczynają mnie piec, a kilka łez spływa po moich policzkach. Upokorzył mnie i był z tego dumny. Przynajmniej tak mi się wydawało. 
Po chwili do moich uszu dotarło głośne, nieustające pukanie, więc wstałam niechętnie z kanapy, wytarłam słoną ciecz spod powiek i otworzyłam wejściowe drzwi, z nadzieją, że to Inga wróciła z zakupów, lecz zapomniała swoich kluczy dlatego nie może normalnie wejść. Jakie było moje zaskoczenie, gdy w progu zamiast tryskającej energią ciemnej blondynki ujrzałam wysoką postać o nienagannej posturze, brązowych włosach, krzaczastych brwiach i  twarzy w części pokrytej brodą oraz delikatnym wąsem. Stał ubrany w dresy z niewinnym uśmiechem, a w rękach trzymał karton z wystającymi czapkami czarnego koloru.
-Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, bo jeśli nie, to przyjdę jeszcze raz-poruszał zabawnie brwiami i mrugnął do mnie okiem.
Zaczęłam się śmiać i spojrzałam na niego upewniając się, czy aby na pewno dobrze słyszałam.
-No co?-uśmiechnął się rozbrajająco. -A tak na poważnie, to jestem twoim nowym sąsiadem i może byłabyś zainteresowana kupnem moich czap, których nigdzie nie kupisz, bo są unikatowe?
-Nie, dzięki.
-Dorzucę autograf na jakiejś twojej części ciała-zjechał wzrokiem od podłogi do mojej głowy.
Pokiwałam z politowaniem głową i chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, lecz skutecznie uniemożliwił mi to wpychając swoją nogę.
-Wrona, tu jesteś!-usłyszałam znajomy głos i spojrzałam na Karola opartego o ramię przyjaciela z wielkim bananem na ustach. -Co za niespodzianka, mówiłeś już Blance, że będziemy najwspanialszymi sąsiadami?
Zamrugałam kilkakrotnie powiekami analizując wszystko dokładnie w głowie. Polubiłam Kłosa, ale myśl, że będę mieszkać z nim obok siebie po prostu mnie przygnębiała, gdyż był strasznie namolny i natrętny.
-To jakieś żarty!-parsknęłam śmiechem i trzasnęłam szybko drzwiami, by żaden z nich nie zdążył mi przeszkodzić.
-Widzimy się dziś u nas na parapetówce!-krzyknęli oboje i odeszli.
Oparłam się o ścianę, zjechałam nią w dół i uniosłam kąciki ust ku górze. W głębi duszy cieszyłam się, jak dziecko, że będę mieszkać w tym samym bloku co oni. Karola już uważałam za dobrego kolegę, a jego współlokator wcale nie wydawał się mniej zabawny i sympatyczny. Czułam, że od dzisiaj moje życie będzie wyglądać całkiem inaczej, że będzie bardziej kolorowe i radosne, że tych dwóch na pozór zwykłych mężczyzn zmieni je o 180%. A czemu nie o 360? 
Bo o te drugie 180 prawdopodobnie zmieni Winiarski, przecież już to robi, nie mylę się, prawda Blanka? 
_______________________________________________________________
Wreszcie jestem! :)
Przepraszam, że tak długo, ale przed tym obozem nie miałam na nic głowy. Co do rozdziału:
Karol i Andrzej będą sąsiadami Blanki, Winiar znów narozrabiał, a ona ma coraz większy mętlik w głowie.
Z mojego punktu widzenia ten rozdział taki trochę o niczym, miał być dłuższy, ale te ciekawsze momenty pozostawiłam na kolejny epizod, gdyż nie chciałam, żeby się go czytało godzinami, bo sama nie lubię takich czytać. :)
Niestety, jeszcze 2 dni laby i do szkoły. :c
Tak na pocieszenie łapcie Skrzatów! <3


Pozdrawiam, buziaki Kochane! ;*

niedziela, 8 lutego 2015

7 ROZDZIAŁ

Do domu wróciłyśmy po godzinie 21. Byłam tak zmęczona, że marzyłam tylko i wyłącznie o ciepłym łóżku i głębokim śnie. Niestety, gdy dłonią chwyciłam klamkę swojego pokoju Iga zagrodziła mi drogę i skinieniem głowy wskazała na czarny fotel w salonie. Wiedziałam, że czeka mnie poważna rozmowa z przyjaciółką, gdyż przez całą podróż powrotną nie odzywałyśmy się do siebie ani słowem. Ona toczyła wojnę z myślami, a ja przez jakiś czas korespondowałam z Michałem, dzięki czemu uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Siadaj-burknęła i poszła do kuchni po dwa kubki gorącego kakao.
Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało zabierając parujący napój i zajęłam obok niej miejsce.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że znasz Winiarskiego?-odparła z wyrzutem i wpiła we mnie przeszywające spojrzenie.
-Nie znam go tak dobrze-przewróciłam oczami. -Spotkaliśmy się w szpitalu, bo jego synek miał operację. Nie nawiązywałam z nim wszelkiego kontaktu.
Zamoczyłam kąciki ust w cieczy i przyglądałam się przyjaciółce, która najwyraźniej poczuła ulgę.
-Na pewno? Przecież widzę, jak na niego patrzysz-uśmiechnęła się cwaniacko.
Zamrugałam kilkakrotnie powiekami i nerwowo przekładałam kubek z rąk. On był przecież tylko poznanym znajomym, którego tak naprawdę nie chciałam bliżej poznawać. Domyślałam się, że wtedy mogłabym coś do niego poczuć. Coś niepowtarzalnego i magicznego. To coś, dzięki czemu będę szczęśliwa, a me serce wypełni ciepło oraz radość. Ale tak nie jest Blanka i nie zawracaj sobie tym głowy. 
-Na pewno-by uniknąć następnych zbędnych pytań wzięłam do ręki pilota i włączyłam telewizor zatrzymując się na polskiej komedii romantycznej Tylko mnie kochaj, która w aktualnym momencie uratowała mi skórę, gdyż współlokatorka zaciekawiła się owym filmem.
-Ja już pójdę-wstałam i zaczęłam kierować się w stronę swoich czterech ścian.
Blondynka chyba nawet nie zauważyła mojego zniknięcia, bo rozłożyła się na fotelu, przykryła kocem i w skupieniu oglądała. Westchnęłam cicho kładąc puste naczynie do zlewu i oparłam się o blat przyglądając się małej, przeuroczej blondynce w ekranie.

-Zrobię dla Ciebie wszystko.
-Nie trzeba wszystko...
-Tylko, co?
-Tylko mnie kochaj. 

Uniosłam delikatnie kąciki ust ku górze i rozmarzona zamknęłam się w swoim lokum. Po chwili powędrowałam do łazienki i wzięłam długi, rozgrzewający prysznic oraz umyłam włosy swoim ulubionym brzoskwiniowym szamponem. Wtarłam w swe nagie ciało oliwkowy balsam i ubrałam piżamę (link). Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku opierając głowę o błękitną miękką poduszkę. Przymknęłam powieki i w myślach odtworzyłam obraz bruneta z intensywnie niebieskimi tęczówkami oraz szczerym, ciepłym uśmiechem. Próbowałam wymazać go z pamięci, lecz moje próby były wciąż nieudolne. Nie, nie zakochałam się. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, nie wierzę w żadne motylki w brzuchu oraz miękkie kolana. To było coś zupełnie innego. Ujął mnie swoją postawą, choć na początku wcale nie pajaliśmy do siebie jakąkolwiek radością. Zaczęłam go podziwiać, jako człowieka poświęcającego się swojej pasji i rodzinie. I to był też jeden z powodów, dla których musiałam raz na na zawsze zapomnieć o nim. On był przykładnym, wyrozumiałym oraz ambitnym mężczyzną. Nie to co ja, z wieloma ranami zadanymi w dzieciństwie i jedną wielką dziurą w sercu skrywająca przerażającą tajemnice. Taka właśnie byłam, inna od reszty.
Nagle usłyszałam ciche wibracje. Wyciągnęłam dłoń ku dębowej szafce i pochwyciłam telefon. Zobaczyłam wiadomość od Winiarskiego, a na mojej twarzy malowało się niemałe zaskoczenie. 

Od: Michał
Jeśli cię obudziłem, to przepraszam, ale chciałem życzyć ci dobranoc. No więc, słodkich snów i karaluchy pod poduchy. Oliwer przesyła buziaki! :D 

 Usunęłam smsa i odłożyłam komórkę na miejsce. A co jeśli wszystko wymknie mi się spod kontroli? Jeśli naprawdę zaczniemy być sobie bliżsi? Na razie tak nie jest Blanka, więc możesz spać spokojnie... Po chwili Morfeusz zabrał mnie w swoje ramiona. 

Promienie słoneczne przedzierały się przez szybę i padały na moją twarz rozjaśniając całe pomieszczenie. Westchnęłam cicho przecierając oczy i niechętnie wstałam z łóżka kierując się w stronę kuchni, skąd dochodził zapach świeżo usmażonej jajecznicy. Stanęłam w progu i ujrzałam postać Igi zajadającej śniadanie.
-Dzień dobry-wyszczerzyła się z pełną buzią. -Wiesz, jaki dzisiaj dzień?
Spojrzałam na nią pytająco i podeszłam bliżej wyjmując z szuflady miskę. Zalałam ją chłodnym mlekiem i nasypałam dużo płatków kukurydzianych.
-Udajesz głupią-prychnęła. 
Pokiwałam z politowaniem głową i zanurzyłam łyżkę w naczyniu, kierując ją później do swoich ust.
-Sylwester Blanka, S-Y-L-W-E-S-T-E-R-przeliterowała dokładnie ostatni wyraz i uderzyła się otwartą dłonią w czoło, jakby sugerowała moją lekkomyślność. 
-Wiedziałam o tym bardzo dobrze-wzruszyłam ramionami siadając na blacie.
Nigdy nie lubiłam spędzać hucznie ostatni dzień starego roku, w przeciwieństwie do przyjaciółki. Dla mnie dziś była zwykła środa witająca nowy rok. 
-Idziemy do klubu, prawda?-uśmiechnęła się i włożyła puste naczynia do zmywarki. 
-Idziemy-westchnęłam.
Nie mogłam zostać w domu, gdyż pierwszy raz w życiu miałam być jedną z tych szczęściar, które będą mogły zaprezentować na scenie swoje wokalnie umiejętności. Zawsze marzyłam, by stanąć na międzynarodowej arenie i zaśpiewać przed kilku tysiącami fanów. Niestety, najwidoczniej Bóg napisał mi inną historię, zupełnie odbiegającą od moich niedoszłych planów. 

Nim się obejrzałam wskazówki zegara wybiły godzinę siedemnastą, więc zaczęłam się szykować. Ubrałam się (link), swoje kasztanowe włosy rozczesałam oraz delikatnie pofalowałam pozostawiając je wolne, by mogły spokojnie opadać na me plecy. Usta pomalowałam szminką w odcieniu krwistej czerwieni, rzęsy przejechałam kilkakrotnie tuszem oraz poprawiłam eyelinerem, przypudrowałam lekko policzki, a powieki wykończyłam czarnym oraz złotym cieniem. Uśmiechnęłam się na swój widok w lustrze. Wreszcie zaczęłam dbać o siebie i swój wygląd. Blanka, promieniejesz. 
-Chodź już!-usłyszałam głośny krzyk współlokatorki, więc w pośpiechu chwyciłam jeszcze ulubione perfumy i spsikałam się nimi wokół szyi.
Gotowa wyszłam z łazienki i obróciłam się wokół własnej osi.
-Jak wyglądam?
Przyjaciółka zmierzyła mnie z góry na dół i pokiwała z uznaniem głową.
-Gdybym była mężczyzną już dawno znalazłabyś się w moim łóżku.
-Wariatka!-parsknęłam śmiechem uderzając ją w ramię.
Narzuciłam na siebie płaszczyk oraz nałożyłam wysokie szpilki i w towarzystwie Igi wyszłam z mieszkania, które następnie zamknęłam na klucz. Nigdy nie wiadomo, kto się po nocach będzie kręcił. Lepiej dmuchać na zimne. 
Gdy się obróciłam moją uwagę przykuł wysoki chłopak odwrócony ode mnie tyłem z wielkim kartonem w rękach. Stał w otwartych na oścież drzwiach przyglądając się ogromnemu bałaganowi w środku. Chyba będziemy mieć nowego sąsiada-przeszło mi przez głowę. Zastanawiałabym się dłużej gdyby nie upierdliwa blondynka, która zaczęła wręcz siłą ciągnąć mnie po schodach na dół.
-Puść mnie już-mruknęłam otwierając drzwi wyjściowe.
Posłuchała moich rad i swobodnie wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie mrok zapanował nad całym Bełchatowem. Wsadziłam ręce do kieszeni, wdychałam rześkie powietrze i stąpałam powoli po mokrym od deszczu chodniku pozostawiając na nim głośne stuknięcia obcasów. Wiatr delikatnie szumiał i targał moimi włosami na różne strony, a na niebie widniało pełno złotych gwiazd. Kochałam takie miejsca, gdzie mogłam się wyciszyć. Byłam chyba jedynym typem osoby, która zamiast wielkich dyskotek, wolała park, czy spacer po lesie. Być może to był właśnie powód, przez który rówieśnicy w liceum omijali mnie szerokim łukiem.
Po jakiś dziesięciu minutach dotarłyśmy do odpowiedniego miejsca. Był to bardzo przestrzenny klub o ścianach w odcieniu granatu. Na suficie wisiała ogromna kula dyskotekowa świecąca swoim własnym, kolorowym światłem dostarczając wiele efektów wizualnych. W kątach sali rozmieszczone były wygodne fotele wraz z małymi, szklanymi stolikami, a na środku stała dużych rozmiarów scena, na której znajdowali się jacyś odważni ludzie śpiewając karaoke.
Przeczesałam włosy palcami chcąc doprowadzić je do ładu i usiadłam na kanapie w głębi lokalu. Wzrokiem podążałam za tańczącymi energicznie parami i poczułam dziwny ścisk w żołądku. Ja nie miałam nikogo z kim mogłabym się gdzieś wybrać, powygłupiać oraz poprzytulać, a to wszystko tylko z własnej winy, bo każdego odtrącałam i prawdopodobnie to bolało mnie najbardziej.
-Cześć-usłyszałam ciche chrząknięcie nad uchem.
Obróciłam się gwałtownie i ujrzałam wysokiego mężczyznę o nienagannej posturze, ubranego w czerwony luźny podkoszulek oraz dżinsy. Zmarszczyłam czoło i przyglądałam mu się uważniej. Skądś go kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
-Cześć-podrapał się rozpaczliwie po karku i usiadł obok mnie. -Nie odpowiesz mi?
-Znamy się w ogóle?-skrzywiłam się delikatnie i odsunęłam kawałek.
Westchnął cicho i burknął coś pod nosem.
-Karol jestem, miło mi-wyciągnął w moją stronę swoją długą dłoń.
-Blanka-uścisnęłam ją i poczułam coś w rodzaju déjà vu.
-Czy my się przypadkiem kiedyś nie widzieliśmy?-spojrzałam w jego zielone oczy, w których nagle pojawił się jakiś przebłysk.
Pokiwał przecząco głową i uśmiechnął się rozbrajająco.
-Wydaje mi się, że nie, ale chętnie dowiem się czegoś o tobie.
Oparłam się o legowisko i odwrócona w jego stronę zaczęłam mu mówić, co mi ślina na język przyniosła. Był bardzo zabawny, sympatyczny i miły, dzięki czemu w jego towarzystwie czułam się, jak ryba w wodzie. Chyba jeszcze z nikim tak szybko nie złapałam tak dobrego kontaktu. Dowiedziałam się, że gra w siatkówkę w reprezentacji Polski oraz Skrze Bełchatów. Wciąż byłam pewna, że kiedyś się już spotkaliśmy, ale zapewne natłok wszystkich minionych problemów wymazał moją pamięć.
Przestań Blanka zawracać sobie tym głowę, wydaje ci się.  
Około godziny 22, gdy połowa ludzi w lokalu była już mocno wstawiona, zostałam wywołana na scenę. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa i nie chciały wykonać, żadnego ruchu. Bałam się, po prostu się bałam, że źle wypadnę i zacznę fałszować, że wszyscy mnie wyśmieją i wyprawią z kwitkiem. W końcu po pokrzepiających słowach Kłosa weszłam na scenę przyciskając do piersi mikrofon. Z głośników zabrzmiały dźwięki (link), które w miarę możliwości zaczęły mnie uspokajać. Przymknęłam powieki i oddałam się cała piosence, jak to miałam w zwyczaju. Muzyka. To ona była moją odskocznią od problemów, to jej potrafiłam się zwierzać i na chwilę znaleźć się w świecie, w którym byłam tylko ja, gitara i nuty.
Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się pod nosem widząc ludzi mocno klaszczących i gwiżdżących pokrzepiająco. Byłam z siebie dumna, po raz kolejny. Nagle, gdy podążałam podnieconym wzrokiem po sali, w oddali zauważyłam Jego. Stał oparty o ścianę w towarzystwie małej brunetki i intensywnie mi się przyglądał. Wypuściłam powietrze i zeszłam ze sceny kierując się ku uśmiechniętemu brunetowi, który mocno zaciskał kciuki.
-Już możesz puścić-zaśmiałam się. -Udało mi się!
-Jesteś świetna-mocno mnie przytulił. -Cudowna!
Poczułam, jak me policzki oblewa spory rumieniec, więc zakryłam je kosmykami mych włosów i odwzajemniłam uścisk. Potrzebowałam takiej bezpośredniej, zwykłej bliskości.
-Pójdę czegoś się napić-uśmiechnęłam się ciepło odrywając się od niego.
Poszłam w stronę baru i zamówiłam drinka z malibu. Usiadłam na jednym z krzeseł i próbowałam wypatrzeć przyjmującego, lecz jak na złość nigdzie go nie było. Sama nie wiem, dlaczego tak usilnie chciałam go ujrzeć. Po prostu działał na mnie, jak magnes, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
Po chwili z głośników poleciała wolna, romantyczna muzyka i na parkiecie aż roiło się od zakochanych osób. Westchnęłam cicho i wzięłam łyk orzeźwiającego napoju, który dostarczył mi młody barman.
-Zatańczysz?-ktoś położył mi silną rękę na ramieniu i wysunął drugą ku mojej twarzy.
Odchyliłam się mocno i ujrzałam uśmiechniętego Winiarskiego. Patrzył na mnie w skupieniu i spokoju, a ja z zdezorientowaniem malowanym na twarzy. W czarnej koszuli, poczochranych włosach i niewinnych oczach prezentował się bardzo przystojnie i musiałam przyznać, że aż odebrało mi mowę.
 -Zaraz piosenka się skończy-parsknął śmiechem i przywołał mnie do rzeczywistości.
Wstałam z miejsca i położyłam swoją dłoń na jego koniczynach. Zaprowadził mnie na sam środek sali i delikatnie, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę lub jakikolwiek jego ruch miałby zagrozić światu objął mnie w pasie i przysunął do siebie bliżej. Czułam jego przyśpieszony oddech, który drażnił moją szyję i miarowe bicie serca. Oparłam głowę na umięśnionym ramieniu napawając się wonią jego męskich perfum.
-Bardzo ładnie wyglądasz-szepnął mi do ucha.
Nie wiem co się ze mną działo, ale przez słowa, które wypowiedział, nogi miałam, jak z waty i wielka gula podeszła mi do gardła uniemożliwiając kontynuowanie rozmowy. Nie byłam sobą, wydawało mi się, że jestem kołysana i unoszona przez fale na morzu. To było coś magicznego. Pragnęłam już na zawsze pozostać w jego uścisku i tonąć w błękicie tych anielskich tęczówek. Ta chwila była wyjątkowa i niepowtarzalna. Nigdy takiej w swoim życiu nie doświadczyłam.
Zdołałam jedynie uśmiechnąć się delikatnie.
-Masz śliczne oczy-obkręcił mnie zmysłowo i powrócił do wcześniejszej pozycji. -Pani doktor...
Odetchnęłam głęboko wpatrując się w jego usta, które mimowolnie zaczęły zbliżać się do mnie na niebezpieczną odległość. Jakaś wewnętrzna siła wręcz błagała mnie bym przestała w to brnąć, lecz byłam zahipnotyzowana jego osobą i wydawało mi się, że oprócz nas nie ma tam nikogo. Nie kontrolowałam swoich ruchów.
-Blanka...
______________________________________________________________________
Jestem z 7! :D
Nie wiem czemu, ale od jakiegoś czasu coraz ciężej mi się piszę, pewnie ze względu na dużo nauki.
Jeszcze tylko tydzień i upragnione ferie! :3
Jeżeli chciałybyście, żebym wtrącała takie gify, jak u góry to napiszcie. :)
Pozdrawiam, buziaki! ;*

niedziela, 1 lutego 2015

6 ROZDZIAŁ

30 grudnia
Siedziałam w kuchni przy stole i próbowałam się skupić na, jak najładniejszym pomalowaniu paznokci na biały kolor. Niestety, moje zdolności kosmetyczne nie były za wysokie, więc musiałam się trudzić o wiele bardziej. Westchnęłam cicho, gdy bezkrwisty lakier zaczął się marszczyć. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa, więc zerwałam się natychmiast z miejsca i chwyciłam do ręki komórkę. Szybko zlustrowałam wzrokiem otrzymaną wiadomością.

Od: Paweł 
Blanka, błagam spotkajmy się. Ja wiem, że zachowałem się, jak dupek, ale ja prawie nic nie pamiętam  z tego ślubu. Byłem pijany, nie kontrolowałem się. Przepraszam...

Pod wpływem nieprzyjemnych wspomnień i negatywnych emocji od razu przeniosłam ją do kosza i osunęłam się po ścianie. Domyślałam się, że nie był wtedy sobą, ale po tym wszystkim była między nim, a mną jakaś bariera nie do przeskoczenia. Nie miałam pojęcia, jak teraz będą wyglądać nasze relacje. Zawsze był dla mnie bardzo ważną osobą, z którą mogłam porozmawiać o każdej rzeczy, poradzić się wiedząc, że mnie zrozumie i pomoże. Świat zmienia się, jak w kalejdoskopie. W tym momencie czułam do niego odrazę i obrzydzenie. Nie chciałam się z nim spotkać, bo wiedziałam, że zmięknę, że moja silna wola odpuści.
Do moich uszu dotarł głośny trzask drzwiami i szczęśliwy krzyk przyjaciółki, która zaczęła skakać z radości po całym mieszkaniu. Przewróciłam oczami i posłałam w jej stronę pytające spojrzenie.
-Nie uwierzysz!-pisnęła i znalazła się przy mnie z malowanym podekscytowaniem w tęczówkach.
-O co chodzi?-wymusiłam delikatny uśmiech i położyłam dłoń na jej ramieniu.
-Patrz, co udało mi się zdobyć!-pomachała mi przed oczami dwoma kwitkami i wyszczerzyła się szeroko. -Jedziemy dziś na mecz!
Prześwidrowałam ją groźnym wzrokiem i wyrwałam jej owe karteczki utwierdzając się tylko
w fakcie, że nie kłamie.
-Będzie naprawdę wspaniale, obiecuje-położyła rękę na sercu i uniosła kąciki ust ku górze.
Od zawsze wiedziała, że nie lubiłam sportu i unikałam jakichkolwiek potyczek, na które ona z wielką chęcią chodziła. Nie raz chciała zabrać mnie ze sobą, lecz prawie zawsze wiedziała jaka będzie moja odpowiedź.
-Blanuś, proszę-uklękła na kolanach, a gdy pokiwałam twierdząco głową, na znak, że się zgadzam szczelnie zamknęła mnie w swoich ramionach.
Pod wpływem jej intensywnie błagalnego spojrzenia nie potrafiłam się sprzeciwić i odmówić. Miałam u niej pewnego rodzaju dług wdzięczności, który próbowałam małymi krokami spłacać.
Wstałam i udałam się do swojego pokoju, by się przygotować, gdyż za 30 minut musiałyśmy wyruszyć, żeby się nie spóźnić. Iga kazała mi nałożyć coś w żółtym kolorze, więc po długim przeszukaniu mojej szafy, spełniłam prośbę współlokatorki i ubrałam odpowiednią stylizację (link). Pomalowałam się delikatnie, a swoje kasztanowe włosy rozczesałam oraz wyprostowałam pozostawiając je wolne. Przez chwilę przyglądałam się sobie w lustrze uśmiechając się szczerze ku końcowemu efektowi. Promieniejesz, Blanka.
Gotowa opuściłam pomieszczenie i stanęłam w progu spoglądając na poddenerwowaną lekko przyjaciółkę. Dziwiłam się, dlaczego ona tak to wszystko przeżywa. Nigdy nie rozumiałam osób, dla których sport był całym życiem. Jak miałam to rozumieć, skoro w moim świecie nie odgrywał on żadnej roli?
-Jedziemy?-upiłam łyk kawy leżącej na drewnianym blacie.
-Tak, tak-machnęła obojętnie ręką i zaczęła usilnie szukać czegoś w swojej czarnej torebce. -Cholera.
Parsknęłam śmiechem zauważając kluczyki wiszące na haczyku w holu obok kurtek. Właśnie takimi szczegółami zazwyczaj się różniłyśmy. Ona, otwarta na świat i totalnie zakręcona, miewała mnóstwo pomysłów i zawsze rozpierała ją energia. Być może dlatego nigdy nie zauważała piękna, jakie ją otacza. Tymczasem ja byłam grzeczną, ułożoną kobietą z ambicjami i planami na przyszłość. Nie potrzebowałam tony makijażu, ubarwionych rzęs i wyzywających ubrać, by zwrócić uwagę mężczyzn. Nie chciałam by zwracali na mnie uwagę i chyba w tym tkwił problem Ale czy aby na pewno właśnie taka pragnęłam być? Niedostępna dla wszystkich i zamknięta w sobie? Te pytania prawie od zawsze krążyły mi w głowie, ale nigdy nie potrafiłam odnaleźć na nie odpowiedzi.
-Wydaje mi się, że znalazłam twoją zgubę-chwyciłam w dłonie srebrny przedmiot i rzuciłam w jej stronę.
-Jesteś wielka-uśmiechnęła się szeroko i wysłała mi w powietrzu buziaka.
Narzuciłam na plecy płaszczyk, owinęłam szyję szalikiem, nałożyłam szpilki w odcieniu limonki i w towarzystwie Ingi wyszłam z mieszkania kierując się w stronę czerwonego audi (link). Wsiadłam na miejsce pasażera, zapięłam pas i przyglądałam się poczynaniom przyjaciółki, która przekręciła kluczyki w stacyjce włączając się do ruchu drogowego.
-Już się nie mogę doczekać-poprawiła górne lusterko i włączyła radio, z którego rozbrzmiała muzyka (link) -Wiesz, że mamy najlepsze miejsca?
Poprawiłam się na fotelu i utkwiłam wzrok w panoramie oddalającego się Bełchatowa.
-Jakoś nie interesuje mnie to zbytnio-skrzywiłam się delikatnie.
-Już nie przesadzaj-uniosła kąciki ust ku górze i zaczęła śpiewać do lecącej akurat piosenki. -Spodoba ci się.
Zaśmiałam się cicho przysłuchując się wydzierającej Indze, jednak po chwili i ja do niej dołączyłam. Resztę drogi dzielącej nas od Kędzierzyna pokonywałyśmy prezentując swoje ogromne, wokalne umiejętności.

Po jakiś 3 godzinach dotarłyśmy do upragnionego miejsca. Gdy wysiadłam z samochodu i ujrzałam wielką halę sportową poczułam pewnego rodzaju ukłucie w sercu. Ciekawość? Niekonieczne, to było coś innego.
Jakby jakaś wewnętrzna siła chciała uświadomić mnie w swoim przekonaniu, że nie długo to będzie moja odskocznia od problemów i drugi dom, do którego będę wracała z uśmiechem na ustach. Znowu majaczysz, Blanka. 
-Chodź-złapała mnie pod ramię współlokatorka i zaprowadziła do wejścia.
Jakiś muskularny facet ubrany w granatowe spodnie i garnitur skasował nam bilety i wskazał ręką sektor, do którego mamy się udać. Weszłyśmy na dużą aurę, która już była prawie zapełniona. Wszyscy ludzie trzymali w rękach jakieś karteczki i w rytm muzyki uderzali nimi o kolana. Widząc tylu wiernych kibiców ubranych w barwy swojego klubu byłam nieco speszona i zawstydzona. Zajęłam miejsce obok podekscytowanej przyjaciółki i zaczęłam przyglądać się wysokim mężczyznom rozgrzewającym się tuż przed nami. Nagle pełna nieświadomości zauważyłam Jego. Moje serce zabiło szybciej, a oczy wielkością przypominały pięciozłotówki. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami sprawdzając, czy aby na pewno los nie płata mi figiel. Niestety, to nie był sen. Przełknęłam głośno ślinę modląc się w duchu, żeby mnie nie zobaczył.
-Świetne miejscówki, nie sądzisz?-szturchnęła me ramię.
-Świetne-westchnęłam i spojrzeniem dokładnie lustrowałam każdy ruch Michała.
Jego włosy były w istnym nieładzie, a twarz wypełniał spontaniczny uśmiech. Mimo tego, że nasza znajomość nie rozpoczęła się za ciekawie, czułam do niego sympatię, ale nie potrafiłam się do tego przyznać. Pociągał mnie i choć zdawałam sobie sprawę, że źle robię myśląc o nim, to brnęłam w to dalej.

Odetchnęłam z ulgą, gdy gwizdek sędziego zakończył spotkanie, a wybuch niepohamowanej radości ze strony kibiców sprawił, że moje serce wypełniło jakieś ciepło. Musiałam przyznać, że lekko udzieliła mi się cała atmosfera i nie raz naprawdę denerwowałam się przy nieudanych akcjach drużyny Winiarskiego, która i tak przegrała spotkanie 3-0 i uznała wyższość przeciwnika.
-Idziemy po autografy!-pisnęła mi do ucha Iga, zerwała się energicznie z miejsca i popędziła w stronę band chwytając w biegu moją rękę.
Nim zdążyłam się sprzeciwić stałam w bezruchu między przeciskającymi się dziewczynami.
-Pani doktor?-usłyszałam tak dobrze znany głos, a serce podskoczyło mi do gardła. -Nie wiedziałem, że interesuje się pani siatkówką.
Gdy odnalazłam jego ciekawski oraz intensywny wzrok poczułam jak me policzki oblewa spory rumieniec, a język nie chce współpracować z ustami.
-Nie interesuję się-wzruszyłam ramionami.
Zaśmiał się cicho i z udawaną obojętnością wobec mojej osoby zaczął podpisywać swoim nazwiskiem różne wyciągnięte w jego stronę karteczki.
-Oliwer się o panią pytał-przeniósł spojrzenie z makulatury na mą pobladłą twarz. -Powiem szczerze, że jeszcze nigdy nikogo w tak krótkim czasie nie polubił
Uśmiechnęłam się delikatnie na myśl o małym chłopczyku z bujną czuprynką.
-Jest przeuroczym dzieckiem, aż trudno pomyśleć, że to twój syn-mruknęłam.
Zauważyłam, jak na jego twarzy malowało się zaskoczenie pomieszane z zaciekawieniem.
-Myślałem, że się już nie gniewasz-poniósł jedną brew do góry. -Przeprosiłem.
-Owszem, ale nie zawsze zwykłe przepraszam wystarczy-odparłam i porozglądałam się na boki, w celu odnalezienia zaginionej przyjaciółki. -Jakbyś mógł pozdrów Oliego.
-Pozdrowię-pokiwał twierdząco głową i kolejny raz wziął do ręki markera. -Tak naprawdę ty będziesz miała okazję to zrobić. Podaj mi swój numer.
Otworzyłam ze zdziwienia usta, stanęłam w bezruchu i wpiłam w niego przeszywające spojrzenie. Przez chwilę wydawało mi się, jakby mój mózg jeszcze nie przetrawił tego, co kilka sekund temu usłyszał.
-Słucham?-przełknęłam głośno ślinę i poprawiłam rozczochrany kosmyk włosów.
-Spokojnie-parsknął śmiechem. -Po prostu z Dagmarą w niektóre dni potrzebujemy osoby, która mogłaby zająć się tym łobuzem, gdy nas nie ma w domu, a że ty załapałaś z nim taki świetny kontakt raptem w ciągu kilku godzin-podrapał się po karku lekko zawstydzony zaistniałą sytuacją.
Speszyłam się odrobinę i skarciłam w głowie za wcześniejsze nieracjonalne myślenie. Oczywiście podałam mu te dziewięć cyfr, a on obdarował mnie swoim uśmiechem pełnym wdzięczności. Nagle zauważyłam krzątającą się na boku blondynkę, więc próbowałam odejść, lecz przyjmujący skutecznie mi to uniemożliwił przytrzymując moją dłoń. Nasze spojrzenia odnalazły się. Wydawało mi się, jakby świat się zatrzymał, a w aktualnym miejscu znajdowaliśmy się tylko my. Jednym słowem, przez intensywność owego spojrzenia zaparło mi dech w piersiach.
-Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?-odetchnęłam głęboko i wyrwałam rękę z jego uścisku.
Znów jego zachowanie zaczynało mnie strasznie irytować.
-Tak naprawdę to jeszcze nie znam twojego imienia, a to dość niesprawiedliwe, bo ty moje tak-wzruszył ramionami wywołując jednocześnie delikatny uśmiech na mej twarzy.
-Blanka-odparłam lekko zaskoczona i szybko go wyminęłam kierując się ku wyjściu z sali w towarzystwie naburmuszonej i wściekłej przyjaciółki.
Czułam, że przez chwilę wpatrywał się jeszcze swoimi błękitnymi tęczówkami w moją oddalającą się sylwetkę i ani trochę mi to nie przeszkadzało.

Jechałyśmy w ciszy. Zdawałam sobie sprawę, że Iga ma mi za złe, za to, że nie powiedziałam jej, że znam Michała, ale dla mnie to spotkanie nie miało jakiegokolwiek znaczenia. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Przecież on miał żonę i wspaniałego synka. Nie miałabym serca, gdybym zniszczyła ich rodzinę lub popsuła panujące między nimi relacje. Ale, skoro był mi obojętny, to dlaczego gdy znajdowałam się blisko niego lub mój wzrok utkwiony był w jego anielskich oczach nie potrafiłam normalnie funkcjonować?
Nagle poczułam ciche wibracje w telefonie oznaczające nadejście nowej wiadomości. Wyjęłam komórkę i pełna ciekawości zaczęłam czytać smsa.

Cześć, Blanka, tu Michał.
Chciałem ci tylko napisać, że Oli już się nie może doczekać, kiedy się z tobą spotka. Powiedział mi, że będzie miał najpiękniejszą koleżankę pod słońcem. No cóż, nie mogłem mu się sprzeciwić. Zaczynam się martwić, że jeszcze polubi cie bardziej ode mnie. 

 Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak Blanka, oszukujesz samą siebie. 
______________________________________________________________
Przepraszam, że dopiero dziś, ale chora jestem i nie miałam siły nic pisać. :/  Następny raczej będzie dłuższy. Chyba.  
Dziękuje za wszystkie komentarze i wyświetlenia! <3 Uwielbiam Was :3
Kolejny horror w wykonaniu naszych szczypiornistów. Mamy brąz, kochani!! Coś niesamowitego. Chłopaki pokazali wolę walki i włożyli całego serducho w wygraną. To właśnie jest piękne, że z dumą reprezentują orzełka na piersi. :')
DZIĘKUJEMY <3





Pozdrawiam ;*