piątek, 2 stycznia 2015

2 ROZDZIAŁ

Siedziałam w swoim gabinecie pochłonięta przebiegiem choroby 17-letniej dziewczyny z białaczką. Wciąż zastanawiałam się, jakie to życie bywa okrutne. Masz plany, zainteresowania, chłopaka, rodzinę, szkołę, a w ciągu kilku minut możesz to wszystko stracić lub odłożyć na drugi plan, po niespodziewanej wizycie złośliwego kumpla. Sama nie wiem, jakbym zareagowała gdyby u mnie wykryto owego wirusa. Słowo ''rak'', czy ''nowotwór'' wciąż budzi przerażenie. Przez wszystkich którzy usłyszą taką diagnozę jest to jak wyrok śmierci. Choć faktycznie jest to choroba bardzo groźna, to jednak w porę wykryta oraz konsekwentnie i właściwie leczona, pozwala na powrót do zdrowia. Najważniejsze by walczyć i nie poddawać się. Oczywiście, łatwo ci mówić Blanko. Jesteś osobą pełną zdrowia, posiadającą wystarczająco dużo, a wciąż narzekającą.   
Nagle ktoś jak oparzony wpadł do pomieszczenia. Spojrzałam krzywo na Kamilę.
-Dyrektor cie wzywa-wysapała podchodząc do stołu i wzięła łyk wciąż jeszcze gorącej herbaty z cytryną, którą zaparzyłam sobie po incydencie z nieznajomym.
-Już idę-odparłam lekko zdziwiona.
Poskładałam notatki, by nie walały się po całym stole i nie przypominały istnego chlewu.
-Mogłabyś się przebrać? Straszysz ludzi-rzuciła okiem na jeszcze lekko widoczną plamę znajdującą się na mojej śnieżnobiałej bluzce.
Poczułam, jak me policzki oblewa delikatny rumieniec, więc wyszłam prędko z pokoju chcąc uniknąć zbędnych pytań, którymi pewnie szczyciłaby się ordynator i udałam się w kierunku szefa.
Byłam istnym kłębkiem nerwów. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i co jest przyczyną owego wezwania. Od początku wydawało mi się, że swoją pracę i przydzielone mi obowiązki wypełniam sumiennie i na tyle dobrze, by zadowoliły panią Gościniak. Może jednak się myliłam?
Stanęłam przed wielkimi dębowymi drzwiami, do których przygwożdżona była mała tabliczka z wygrawerowanym napisem Dr. Kamil Kawalec i tak jak nie dawno obleciał mnie niemały strach, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Odetchnęłam głęboko i zapukałam kilkakrotnie,a po usłyszeniu donośnego Proszę wpełzłam do środka. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że wyglądałam jakbym szła na wyrok śmierci, ale w tamtym momencie właśnie tak mi się wydawało.
-Dzień dobry-wymamrotałam.
-Witam, siadaj-uniósł kąciki ust ku górze i wskazał ręką na duży brunatny fotel na przeciwko jego biurka.
Usadowiłam się na sofie i spojrzałam pytająco na mężczyznę. Wydawało mi się, że przygląda się mojej osobie bardzo uważnie. Miał krótkie ciemne włosy, piwne oczy i jasną cerę. Z rys jego twarzy mogłam wywnioskować, że był w młodym wieku.
-Pewnie zastanawiasz się dlaczego cię wezwałem-zaczął bezpretensjonalnie stukać palcami o blat. Pokiwałam twierdząco głową dając mu znak, by kontynuował. -Otóż, ktoś złożył na ciebie skargę.
-Słucham?-nie dowierzałam w to co usłyszałam, a moje źrenice wielkością przypominały pięciozłotówki.
-Pan Michał Winiarski oświadczył nam, że potraktowałaś go w nieczuły i bardzo wredny sposób oraz nie okazałaś mu pomocy-odparł i oparł głowę o siedzisko. -Toczyliście rozmowę o jego dziecku, które miało w tamtym momencie operację.
Gotowało się wręcz we mnie. Próbowałam zapomnieć o spotkaniu z osobnikiem wyżej wymienionym. Miałam wielką ochotę wygarnąć mu teraz jeszcze raz wszystko i ani trochę nie żałowałam wypowiedzianych przeze mnie wtedy słów. Uważam, że nie wygłosiłam nic, co by mogło go urazić. Przedstawiłam mu jedynie swoje zdanie, które prawdopodobnie musiało utwierdzić go w świadomości, że nie myśli racjonalnie. Nerwowo rozglądałam się po pomieszczeniu. Nie mogłam ukoić swoich nerwów, choć na zewnątrz wcale nie okazywałam zbyt większych emocji.
-To nie tak-odezwałam się.
-Nie chcę słuchać wyjaśnień-przerwał mi, przy czym wprowadził mnie w osłupienie.- Zależy nam na jak najlepszym wypromowaniu szpitala, a wchodzenie w kłótnie z wybitnym siatkarzem ani trochę nam nie pomoże.
-Więc, co mam zrobić?-wzruszyłam bezradnie rękoma.
-Przeprosić-uśmiechnął się sztucznie i zanurzył nos w swoich notatkach.-Znajdziesz go w sali numer 123.
Chciałam coś jeszcze dodać, ale prześwidrował mnie wzrokiem, który nie tolerował sprzeciwu.
-To wszystko?-stanęłam w progu i chwyciłam za metalową klamkę.
-Tak, możesz iść-po usłyszeniu tych słów natychmiast opuściłam gabinet.
Oparłam się o wyblakłą ścianę i stałam przez chwilę w bezruchu układając to sobie wszystko w głowie. Nie miałam najmniejszej ochoty tłumaczyć się ze swojego zachowania, skoro nic złego nie zrobiłam. Jednak jakaś wewnętrzna siła kazała mi dumę oraz honor odłożyć na bok, by nie stracić posady.
Ruszyłam ku wskazanej izbie wciąż nie dowierzając w usłyszane przedtem słowa. Gdy dotarłam na miejsce moim oczom ukazał się mały chłopiec podpięty do kilku kroplówek. Rączki malca były lekko posiniaczone, a spod bandażów oplatających głowę, wystawały bujne blond loczki. Obok niego siedział On, delikatnie trzymając go za dłoń. Był załamany i ledwo co powstrzymywał się od płaczu. Próbował być silny i wczepić synowi swoją wolę walki, lecz na próżno. Cała ma odwaga i chęć przeniesienia poczucia winy na siatkarza prysnęłam jak bańka mydlana.
Cichutko weszłam do pomieszczenia i poczułam Jego wzrok na sobie.
-Dzień dobry-wydukałam uśmiechając się nikle.
-Dzień dobry-odpowiedział nieco zachrypniętym głosem.
Usiadłam po drugiej stronie szpitalnego łóżka i wpatrywałam się w monitor ukazujący funkcję życiowe.
-To moja wina-odparł brunet. -Wróciłem z meczu. Chciałem się nacieszyć obecnością Oliego, prawie nigdy mnie nie ma gdy on mnie potrzebuję. Zawsze jestem w rozjazdach. Nie powinienem nazywać się ojcem.
-Nie masz prawa tak mówić-oburzyłam się odwracając się w Jego stronę.
-Nie wiesz, jak to jest gdy widzisz swoich bliskich kilkanaście razy w roku. Czy żałuję, że oddałem się cały siatkówce? Nie, ani trochę. W końcu to moja praca, którą kocham nad życie.
-Nie masz ochoty rzucić nie raz tego wszystkiego i być z rodziną?-spytałam z ciekawością na niego spoglądając.
Co raz bardziej mnie zadziwiał. Nigdy lubiłam sportu. W gimnazjum, czy podstawówce nie udzielałam się zbytnio na zajęciach wychowania fizycznego i unikałam jakiegokolwiek wysiłku. To była wręcz moja pięta Achillesa. Może i dlatego byłam najmniej lubiana i wyśmiewana przez rówieśników. Oni nie mogli zrozumieć, dlaczego zamiast grać w koszykówkę na dworze, czy tenisa, wolałam główkować nad zadaniami z matematyki lub realizować materiały z biologii.
-Każdy sportowiec pewnie nie raz tak ma-wzruszył ramionami. -Ale ja bym nie potrafił. Uwielbiam robić to co robię i to sprawia mi wielką przyjemność. Mimo ciężkich treningów, wylanych hektolitrów potu, to wiem, że przyjdzie dzień, gdzie odpłaci mi się to sukcesami.
-Rozumiem-pokiwałam głową . -Powiesz, co się dalej wydarzyło?
-Graliśmy w domu w piłkę nożną-kontynuował. -Wiesz, że chciałby w przyszłości być piłkarzem, ewentualnie siatkarzem?
-Będzie, zobaczysz- uniosłam kąciki ust ku górze.
-Wiem, będzie wspaniałym człowiekiem niezależnie jaki zawód wybierze-starł szybko spływającą samotną łzę. -On wtedy kopnął w piłkę tak mocno, że uderzyła w jedną z moich statuetek. Zacząłem go gonić, oczywiście dla zabawy, nie przewidziałem tego, że poślizgnie się na schodach i upadnie.
Nie wiem co mną kierowało, ale wstałam natychmiast z miejsca i podeszłam do mężczyzny kładąc dłoń na jego ramieniu. Strasznie zrobiło mi się go szkoda, a moja złość momentalnie minęła. Zaczęłam go podziwiać, jako człowieka poświęcającego się swojej pasji. Ku mojemu zaskoczeniu On wtulił się we mnie, jak małe dziecko potrzebujące wsparcia i pomocy.
-Wszystko będzie dobrze-szepnęłam klepiąc go pokrzepiająco po plecach.
-Mam nadzieję-odsunął się ode mnie i uśmiechnął niewinnie.
-Chciałam też pana przeprosić za moje niestosowne i złe zachowanie, którym pewnie sprawiłam panu wielką przykrość-rzekłam po chwili i utkwiłam wzrok w czubkach swych butów.
Dużo czasu zajęło mi zanim skleiłam w głowie to zdanie, a potok niewyrafinowanych słów, którymi miałam go obarczać zniknął pod spojrzeniem Jego intensywnych błękitnych tęczówek.
-Wybaczam-zaśmiał się się cicho i wysunął swoją długą, dużą dłoń w moją stronę. -Michał jestem.
Spojrzałam na plastikowy zegarek znajdujący się na półce, który wskazał godzinę 16.
-Muszę już iść-ominęłam go.
Otworzyłam drzwi, a do pomieszczenia wparowała niska szatynka.
-Misiek, kochanie-załkała, jak przypuszczałam jego żona i przytuliła go mocno do siebie.
Poczułam się niezręcznie, więc opuściłam salę zostawiając ich samych.

Wracałam do domu około godziny dwudziestej. Było przeraźliwie zimno. Niebo miało złowieszczy wygląd, deszcz stukał cicho o szyby domów, a nagie gałęzie drzew kurczyły się w lodowatym powietrzu. Czułam głód, zmęczenie i marzyłam tylko o tym by znaleźć się już w cieplutkim łóżeczku okryta puchową kołdrą. Zaszłam jeszcze do Lidla, by zrobić większe zakupy, gdyż nasza lodówka świeciła zapewne pustkami. Przechodząc obok regałów z gazetami moją uwagę przykuł ''Przegląd sportowy'' z Michałem Winiarskim na okładce. Nie zastanawiając się długo pochwyciłam magazyn i wrzuciłam go do koszyka, a następnie powędrowałam dalej w stronę kasy.
Po 20 minutach wreszcie dotarłam do mieszkania.
-Wróciłam!-krzyknęłam do przyjaciółki, która oglądała telewizję.
Położyłam reklamówki w kuchni i zajęłam się rozpakowywaniem zakupionych przeze mnie rzeczy.
-Dla kogo to?-odezwała się nagle Inga spoglądając na makulaturę znajdującą się na blacie. -Nie wiedziałam, że zaczęłaś interesować się sportem.
-Bo nie zaczęłam-wzruszyłam ramionami. -Paweł mnie prosił, bym mu kupiła.
-Od kiedy on nie może do sklepu chodzić? Nogi złamał?-zmarszczyła brwi.
-Daj już spokój-westchnęłam. -Chciał to kupiłam.
Okłamałam ją, bo była typem osoby, która za wszelką cenę chciała wszystko wiedzieć. Nie darowałaby sobie złośliwych komentarzy. Pewnie musiałabym jej też opowiedzieć o zajściu z siatkarzem, co było dla mnie zbędne i niepotrzebne nikomu. Było, minęło. W duszy miałam nadzieję, że już go nigdy nie napotkam na swojej drodze.
Zjadłam kolację w postaci płatków kukurydzianych z mlekiem, chwilę porozmawiałam ze swoją współlokatorką i zamknęłam się w moim lokum trzymając w dłoniach czasopismo. Otworzyłam na stronie z przyjmującym w roli głównej i zatopiłam się w czytaniu . Nigdy nie sądziłam, że ktoś z taką szczerością może opowiadać o swojej pasji i hobby. Zatrzymałam wzrok na jednym z jego odpowiedzi na zadane mu pytania przez dziennikarza.


Bycie zawodowym sportowcem to spore wyzwanie, co jest najtrudniejsze w byciu profesjonalnym siatkarzem?
Jeśli mam wymienić najważniejsze rzeczy to moja praca ma wielki wpływ na zdrowie moją rodzinę. Popatrzcie na moim przykładzie, o czym mówię. Mam dziecko, lecz nie byłem przy porodzie, bo nie mogłem. Byłem w pracy... Nie widziałem, jak mój syn zaczynał chodzić czy mówić. Zabrakło mnie gdy szedł do przedszkola. Pierwszego dnia! Druga połowa jest z tego powodu narażona na straszne wyrzeczenia.

Musi być bardzo twarda.
Musi. Podobnie jak inne żony profesjonalnych sportowców i nie myślę tylko o siatkarzach. 

Czy tak ci jest łatwiej łączyć sport z życiem rodzinnym?
Pewnie trochę tak. Ale jest tak, że moja rodzina musiała się podporządkować mojej pracy. Żona zmieniała szkoły, musiała z wielu rzeczy zrezygnować. Syn też traci - nie było mnie na Dniu Ojca, nie było mnie na jakimkolwiek przedstawieniu, takie chwile nas omijają. Ale mam nadzieję, że po zakończeniu kariery sobie wszystko odbijemy.

Poczułam dziwny ścisk w żołądku. Nie za bardzo potrafiłam słowami opisać, co on oznaczał. Zazdrość? Nie realne. Dlaczego miałabym być zazdrosna o faceta, którego tak naprawdę nie znałam? A może mimo wszystko chciałam go bliżej poznać, bo myślami wciąż wracałam do jego błękitnych tęczówek. Może pragnęłam być kochana. Znaleźć tą drugą połówkę, która wypełniałaby moje serce miłością i ciepłem, bym nie czuła się samotna, jak palec. Bym nie myślała o swojej przyszłości, jako starej pannie zamieszkującej opuszczoną kamienicę z pięćdziesięcioma kotami. Może właśnie powinnam zacząć myśleć bardziej optymistycznie. Znaleźć mężczyznę, który stanie się moim 36,6. 
Rzuciłam gwałtownie brukowiec na podłogę i przykryłam się szczelniej kocem spoglądając na krajobraz za oknem, gdzie mrok zapanował już nad całym Bełchatowem.
Blanka, zejdź na ziemię! Odbiło ci totalnie! Jest dobrze, tak jak jest. 

___________________________________________________________

Witajcie kochane! :*
Chciałabym Wam bardzo mocno podziękować za komentarze pod 1 rozdziałem. Jesteście wspaniałe, aż chcę się tworzyć kolejne epizody! :D
Życzę też wszystkim wielu wspaniałych chwil w Nowym Roku! By był jeszcze piękniejszy, niż ten 2014, co oczywiście będzie bardzo trudne. Spełnienia najskrytszych marzeń, uśmiechu co dnia, pogodnych i radosnych dni oraz duuuużo weny.
Relacje Michała i Blanki się nieco ociepliły. Czy na długo i czy w ogóle się jeszcze spotkają?  Muszą. 
Pozdrawiam i ściskam! ;**