-Witam śpiocha-zaśmiała się w moją stronę współlokatorka i nałożyła mi na talerz pysznie wyglądający posiłek.
-Siedem dni w Bełchatowie,a ty już robisz mi takie rarytasy?-spojrzałam na nią spod byka i usiadłam przy stole.-Czy aby ktoś mi nie podmienił przyjaciółki?
-Ciesz się, póki możesz-dosiadła się do mnie i w ciszy zajadałyśmy.
Uwielbiałam ją i traktowałam jak siostrę. Być może i zapełniała pewną pustkę w moim sercu. Mimo wszystko była ze mną od początku, zawsze znajdowała się blisko, gdy ją potrzebowałam, nigdy mnie nie opuściła, za co będę jej wdzięczna do końca życia. Była jedyną osobą, przed którą najczęściej się otwierałam wiedząc, że mogę liczyć na jej rady. Nie głaskała po główce, gdy robiłam coś źle, wręcz przeciwnie, nie tolerowała tego.
-Zrobisz zakupy po pracy?-uśmiechnęła się zabierając puste naczynia, po czym włożyła je do zmywarki.
-Postaram się-odparłam i udałam się do sypialni.
Po długim namyśle wyjęłam z szafy idealną stylizację (link). Wzięłam błyskawiczny prysznic, przebrałam się, pomalowałam delikatnie, a swoje długie kasztanowe włosy związałam w wysokiego koczka.
-Posprzątaj tu!-krzyknęłam na odchodne do przyjaciółki.
Narzuciłam na siebie płaszczyk, szyję owinęłam czarnym szalikiem i wyszłam z mieszkania. Od razu dostałam mocny podmuch chłodnego powietrza, więc poprawiłam apaszkę w taki sposób, że zakryła pół mojej twarzy. Z każdym kolejnym krokiem było mi coraz zimniej, czułam jak me palce zamarzają. Pomacałam kieszenie, z nadzieją, że znajdę w nich rękawiczki. Niestety, nadzieja matką głupich. Westchnęłam poirytowana swą lekkomyślnością i ruszyłam dalej bełchatowskimi uliczkami.
Ku mojemu szczęściu w szpitalu byłam już po dziesięciu minutach, czyli szybciej niż zawsze. Zazwyczaj zachodziłam jeszcze do kawiarni za rogiem po kawałek mego ulubionego sernika i kubek gorącej czekolady. Tym razem jednak, jak najszybciej chciałam się znaleźć w budynku tak bardzo znienawidzonym przez chore dzieci, muszące spędzać w nim połowę swojego życia. Otworzyłam z trudem wielkie, szklane drzwi i weszłam do środku. Całe me ciało ogarnęło ciepło bijące z każdej ze ścian. Poruszałam palcami i odetchnęłam z ulgą, gdyż zaczynałam odzyskiwać w nich czucie.
-Dzień dobry-posłałam serdeczny uśmiech recepcjonistce i pognałam do odpowiedniego pokoju.
Zdjęłam zbędne ubrania i powiesiłam je na wieszaku, po czym założyłam swój biały fartuch. Podążyłam wzrokiem po gabinecie, sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu. Na prawo od wejścia stał lazurowy stolik, przy którym siedziała Kamila, nosem w laptopie. Na ścianach wisiały różne plakaty zachęcające do badań na raka oraz szczepień. Ogólnie całe pomieszczenie można by wielkością porównać do łazienek w kinie. Jedyną rzeczą, która przykuwała największą uwagę, był dużych rozmiarów kaktus położony na parapecie przy oknie.
-Czeka cię dziś dużo pracy-powiedziała ordynator i położyła na ladzie stertę różnych kartek.-Jak skończysz, daj znać.
Posłałam jej krzywy uśmiech i wzięłam się do pracy. O to minusy bycia stażystką, panno Blanko. Zawsze odwalasz papierkową robotę i musisz znosić zadzieranie nosa tych o wiele lepszych od ciebie. Żyć, nie umierać.
Jednak nadzwyczajnie szybko uporałam się z tym wszystkim, bo już w dwie godziny. Spojrzałam na zegarek, wybiła godzina 12. Pora na deser-pomyślałam i wyszłam z pomieszczenia kierując się ku stołówce.
-Dzień dobry, śliczna!-usłyszałam za sobą znajomy głos i ktoś po chwili zasłonił mi rękoma oczy.
-Paweł, zabieraj te łapska!-zaśmiałam się głośno spychając jego dłonie z twarzy.
-Jak zawsze przemiła-mrugnął okiem i dotrzymał mi kroku.
Wybraliśmy się razem do baru i zamówiliśmy po dwa kawałki szarlotki oraz ciemny napój. Usiedliśmy przy jednym z drewnianych stolików. Rozmawialiśmy na różne tematy, choć głównie to on mówił, a ja słuchałam, bowiem uwielbiał być w centrum uwagi, w przeciwieństwie do mnie.
-Mam pytanie-spoważniał odkładając kubek z kawą.
-Jakie?-zaciekawiłam się i schowałam niesforny kosmyk włosów za ucho.
-Czy zechciałabyś ze mną pójść na ślub mojej siostry?-spytał po chwili bawiąc się palcami u ręki.
Zauważyłam, że strasznie się denerwował. Sama nie mogłam ukryć zdziwienia jego propozycją. Zawsze byliśmy tylko znajomymi z fachu i nie miałam zamiaru zmieniać tych relacji.
-Po prostu nie mam z kim iść-wzruszył ramionami. -Obiecuję, że nawet nie spróbuje cie dotknąć, choćby mój testosteron brał górę-uniósł ręce w geście obrony.
Parsknęłam śmiechem i pokiwałam twierdząco głową, co oznaczało, że się zgadzam. Poderwał się błyskawicznie z krzesła i mocno mnie wyściskał. Lubiłam go, a co najważniejsze nie chciałam mu sprawiać przykrości. W końcu znaliśmy się od liceum i zawsze brylowaliśmy na tych samych falach.
-Idziemy tam jako przyjaciele-pogroziłam mu palcem.-Relacje czysto koleżeńskie.
-Ma się rozumieć-pokazał szereg swoich zębów, wrócił na miejsce i zajął się konsumowaniem pozostałości z ciasta.
Po chwili przeprosiłam go, że nie dotrzymam mu dłużej towarzystwa i wytłumaczyłam, że natłok pracy nie pozwala mi na wieczne, bezczynne siedzenie.
Przechodząc obok sali operacyjnej, moją uwagę przykuł pewien wysoki mężczyzna o nienagannej posturze. Stał załamany, uderzając ręką o wyblakłą ścianę. Przez ułamek sekundy zrobiło mi się go szkoda. Do czasu, gdy poczułam mocne szarpnięcie za ramię.
-Może pani mi powie, co tu się wyrabia?!- odwróciłam się natychmiast i utkwiłam zdezorientowany wzrok w brunecie, któremu kilka sekund temu współczułam. Mimo swoich okazałych 170 cm wzrostu musiałam mocno odchylić głowę, by spojrzeć mu w oczy.
-Przepraszam bardzo, a o co chodzi?- wydukałam.
-Jeszcze się pani pyta? Jak zwykle, nikt nie poinformowany w tym cholernym szpitalu-prychnął, dalej trzymając się kurczowo mojej ręki. -Mój syn od 2 godzin walczy o życie, a nikt mi nie chce powiedzieć, co się z nim dzieje!
-Rozumiem-przybrałam poważny wyraz twarzy. -Ja tutaj jestem tylko stażystką, ale oczywiście jak skończy się operacja, to wszystko pan będzie wiedział.
-Gówniane gadanie-warknął zdenerwowany. -Twoim zasranym obowiązkiem jest udzielenie mi odpowiedzi na pytania o moim dziecku.
-Proszę pana już mówiłam, że nic teraz nie można zrobić, tylko czekać i być dobrej myśli-uśmiechnęłam się nikle i położyłam rękę na jego ramieniu, w celu dodania mu otuchy.
Nie za bardzo wiedziałam, jak mam się zachować w takiej sytuacji. Dużo razy mówiono mi co zrobić, powiedzieć, jakiego banalnego zdania użyć, by uspokoić bliskich. Jednak nigdy nie popierałam tego typu rozwiązań. Dlaczego miałam poinformować kogoś, że wszystko będzie dobrze, skoro nie byłam tego pewna? Nie wiedziałam co się stanie, nic nie wiedziałam. Mogłam tylko gdybać i zastanawiać się.
Podeszłam do butli z mineralną wodą, wyjęłam jeden z plastikowych kubeczków i wypełniłam go do połowy.
-Była kiedyś pani na moim miejscu?-pokiwałam przecząco głową. -Więc nie ma pani pojęcia jak się teraz czuje-wpatrywał się we mnie przez pewien czas.
Dopiero pod jego intensywnym spojrzeniem zauważyłam jakie miał przepiękne anielskie, błękitne tęczówki.
-Owszem-odetchnęłam głęboko i wysunęłam w jego stronę kubek. -Niech się pan napije, to ukoi nerwy.
-Jestem bardzo spokojnym człowiekiem-prychnął wymachując przy tym dłonią, przez co trafił w sam przedmiot.
Podskoczyłam ze strachu, lecz nie uniknęłam bliskiego spotkania z cieczą. Jęknęłam głośno dotykając wielkiej plamy na swojej nowej bluzce. Zamknęłam oczy, by się uspokoić.
-To nie było specjalnie-mruknął skruszony.
Wyjął z kieszeni paczkę chusteczek higienicznych i podszedł bliżej chcąc zetrzeć zabrudzenie. Zgromiłam go wzrokiem i wręcz wyrwałam z jego ręki owy materiał. Kretyn, kretyn, kretyn-pomyślałam.
Ominęłam go i zmierzałam ku schodom prowadzącym do mojego gabinetu, lecz skutecznie uniemożliwił mi drogę. Powoli jego zachowanie zaczynało mnie irytować, a nerwy sięgały apogeum.
-Muszę już iść-uniosłam sztucznie kąciki ust ku górze.
-Jak zwykle-warknął. -Pieprzeni tchórze. Zarabiacie na czyimś nieszczęściu.
-Mam dość tej bezsensownej rozmowy-odepchnęłam go lekko. -Nie masz pojęcia, jak to jest pracować w tym zawodzie. Za każdym razem musisz liczyć się z tym, że mimo twoich starań, ktoś może umrzeć. Choćbyś nie wiadomo jak bardzo chciał. Połowa osób będzie ci dziękować, za uratowanie życia, a druga połowa nienawidzić i nie masz na to jakiegokolwiek wpływu. My nie posiadamy żadnych boskich mocy. Staramy się tylko pomóc ludziom.
Odeszłam zostawiając go w niemałym osłupieniu.
__________________________________________________
Święta, święta i po świętach. :'(
Chwalić się, co tam dostałyście. Może jakieś siatkarskie podarunki? :D
Co do rozdziału.
Mi osobiście średnio się podoba, ale ocenianie zostawiam Wam. Następne będę dłuższe :)
Spodziewał się ktoś takiego spotkania Michała i Blanki?
Pozdrawiam! ;*